Jeżeli chodzi o jakość obietnic wyborczych, to powoli zbliżamy się do punktu krytycznego. Nie mam wątpliwości, że przed kolejnymi wyborami politycy zaczną obiecywać samochody w zamian za głos. Nie lepiej byłoby, gdyby uzyskanie pełnej zdolności do czynności prawnych było poprzedzone egzaminem państwowym?
Winston Churchill powiedział kiedyś, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu. Patrząc na losy trzydziestu lat demokracji w naszym kraju, nie można bardziej się zgadzać z tą myślą. Każda kolejna kampania wyborcza coraz bardziej przypomina kabaret, a obietnice wyborcze można określić mianem żenady. Nowe obietnice wyborcze partii rządzącej to dopiero początek. To dopiero kampania do Parlamentu Europejskiego. Korupcja polityczna Worek z nagrodami rozwiąże się latem, gdy kampania przed wyborami parlamentarnymi ruszy z kopyta. Kto wie, być może rozdawanie samochodów zacznie się już za pół roku?
Oczywiście takie obietnice to efekt tego, że większość społeczeństwa dokładnie tego oczekuje. Rządy Prawa i Sprawiedliwości i poprzednie wybory dobitnie pokazały, że ludzi nie obchodzi Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, czy nie daj Boże ekonomia, a o geopolityce nie wspominając. Wystarczy rozdawnictwo dla kolejnych grup społecznych i zawodowych połączone z odpowiednią narracją, która uderza w czułe punkty wiecznie uciśnionych przez los. Państwowa pomoc frankowiczom jest bardzo dobrym przykładem uczenia obywateli, że ignorancja popłaca. Z każdym kolejnym podobnym pomysłem polityków coraz bardziej mam dość.
Pełna zdolność do czynności prawnych nie dla każdego
Przeprowadźmy zatem eksperyment myślowy i wyobraźmy sobie, co by było, gdyby uzyskanie pełnej zdolności do czynności prawnych było poprzedzone zdaniem egzaminu państwowego? Nic trudnego, po prostu absolutne podstawy tego, co każdy z nas powinien wynosić ze szkoły. Trochę z ustroju, trochę z podstaw prawa, kilka podstawowych zasad ekonomii i kilka innych rzeczy, które w dorosłym życiu po prostu trzeba wiedzieć. Nie dlatego, że ktoś chce to wiedzieć lub się tym interesuje tylko dlatego, że to obowiązek wynikający z uczestniczenia w życiu społecznym. Nie jest wiedzą tajemną fakt, że kredyty trzeba spłacać, chodząc do pracy, trzeba pracować, a zaległość w płaceniu rachunków za prąd poskutkuje jego odłączeniem. To znaczy tak mi się wydawało, dopóki Ministerstwo Sprawiedliwości wprost nie zaczęło wprowadzać faktycznej bezkarności zaciągania zobowiązań do pewnej, na razie niewielkiej wysokości.
Oczywiście to nie jest tak, że takie osoby z ograniczoną zdolnością do czynności prawnych żyłyby odizolowane w gettach. Po prostu ich opiekunem byłoby państwo. Mogłyby zawierać drobne umowy z katalogu bieżących spraw życia codziennego, ewentualnie większych, ale po zweryfikowaniu ich wypłacalności przez urząd skarbowy. Ten przecież i tak ma wszystkie niezbędne informacje, skoro sam rozlicza PIT za podatnika. Wszystkie inne czynności prawne dokonane przez taką osobę byłyby po prostu nieważne. Czy to nie byłoby wygodne? Zero komorników, zero kredytów, żadnych negatywnych konsekwencji. Po prostu zwykłe, codzienne życie. Ktoś taki chciałby sięgnąć po więcej? Żaden problem – wystarczy po prostu zdać jeden prosty test w dowolnym momencie. Potem głosuj, kandyduj, prowadź firmy czy zaciągaj zobowiązania.
Analfabetyzm funkcjonalny
Brzmi skandalicznie? A tak naprawdę czym to się różni od kolejnego socjalnego rozdawnictwa, które politycy już zaczęli serwować? Takie rozwiązanie przynajmniej zerwałoby z pozorami. Oczywiście jest całkowicie niemożliwe do zrealizowania z wielu względów. Natomiast nie można nie zauważyć faktu, że politycy coraz częściej i coraz chętniej sięgają po głosy tych wyborców, którzy zasadami funkcjonowania państwa niespecjalnie się przejmują. Dla nich liczy się show i kolejne pyskówki w programach telewizyjnych. Z kolei celem tych programów również nie jest przedstawienie rzeczowej dyskusji tylko wywołanie kolejnego skandalu. Media publiczne zapraszają jednych, żeby ci grillowali tych drugich. Z kolei media z drugiej strony sporu zapraszają tych drugich, żeby ci grillowali tych pierwszych. I tak to się kręci, a widzowie (czyli wyborcy) coraz bardziej ogłupieni. A potem idą do urn i głosują na tych, którzy zrobili ich zdaniem największe show. Z tym, że zarządzanie państwem to nie show.
Coraz częściej mówi się o tym zjawisku, które doczekało się nawet swojej nazwy. To analfabetyzm strukturalny, który coraz częściej jest badany przez socjologów. Jest coraz więcej badań, które wskazują na ogromne braki w wiedzy społeczeństw. Nie chodzi tylko o Polaków – to problem spotykany na całym świecie. Najlepszym przykładem są internetowe programy rozrywkowe, w których spotykani na ulicy ludzie nie potrafią odpowiedzieć na najprostsze pytania. Takie, na które odpowiedź poznaje się czasem w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Taki stan rzeczy politycy wykorzystują wręcz z dziką przyjemnością. Tu wystarczy zacytować pewnego polityka i jego słowa o ciemnym ludzie. Doskonały przykład był podczas ostatniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Oto kolejny grad obietnic, które nie mają najmniejszego uzasadnienia ekonomicznego. Niestety i tym razem „ciemny lud to kupi”.
Nikt nawet nie zadał sobie pytania, dlaczego w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego obecnie rządząca partia zapowiada 500+ na każde dziecko czy trzynastkę dla emerytów. Jaki związek z tymi wyborami mają te obietnice?