W ostatnim czasie coraz więcej rozmaitych atrakcji turystycznych czy rekreacyjnych podnosi ceny. Podwyżki w zoo we Wrocławiu i w Opolu, drożeją bilety wstępu na zamek w Malborku. Co stoi za podnoszeniem cen? Okazuje się, że jednym z czynników mogą być pieniądze z 500 Plus. Tyle tylko, że wcale nie jedynym.
500 Plus to więcej pieniędzy w gospodarce, co z kolei napędza nie tylko konsumpcję, ale i inflację
Program Rodzina 500 Plus miał w założeniu dokonać redystrybucji środków od państwa, czytaj: od ogółu podatników, w kierunku polskich rodzin. Te pieniądze miały wracać do budżetu w formie podatków pośrednich, co z kolei przekładałoby się na pobudzenie konsumpcji. I to akurat, w przeciwieństwie do większego pobudzenia Polaków do dzietności, w zasadzie wychodziło całkiem nieźle.
Problem w tym, że nie mogło się to obyć bez kosztów. W tej chwili, jak podaje portal Money.pl, wiele rozmaitych atrakcji w różnych miastach Polski podnosi ceny biletów wstępu. Podwyżki w zoo we Wrocławiu to pierwszy z przykładów. Bilety, zarówno normalny jak i ulgowy, mają podrożeć o 5 zł. Oficjalnym powodem podwyżek jest wzrost cen energii. Trzeba zauważyć, że o ile rząd teoretycznie stara się, by ten nie dotknął zbytnio gospodarstw domowych, o tyle przedsiębiorstwa czy rozmaite instytucje takiego szczęścia już nie mają.
Wzrost kosztów utrzymania prowadzi do wzrostu cen w atrakcjach całej Polski – winna inflacja i rosnące koszty energii
W tym samym mieście wzrośnie koszt wstępu do tamtejszego ogrodu japońskiego. Tutaj bilety zdrożeć mogą o 100-150%. Podwyżki w zoo dotkną także odwiedzających w Opolu. Ponownie: takie posunięcie wiąże się ze wzrostem kosztów utrzymania ogrodu zoologicznego. Także w Malborku wzrost kosztów energii przekłada się na wyższe ceny biletów. Wstęp na zamek od maja tego roku ma być o 5,50 zł. droższy.
Wzrost cen wstępu do rozmaitych parków rozrywki i innych atrakcji turystycznych dotyczy wielu miejsc w całej Polsce. W tym samym czasie zauważalnie podrożała żywność. Przez ostatnie lata wpływ inflacji na zdolności nabywcze mieszkańców naszego kraju był znikomy. Tymczasem ta od 2016 r., mniej-więcej od wdrożenia programu 500 Plus, zaczęła zauważalnie rosnąć. Pobudzenie konsumpcji rządzącym jak najbardziej wyszło, niestety za cenę spadku wartości pieniądza. Ceny rosną tym chętniej, im bardziej rosną przy okazji koszty energii, czy paliwa.
Podwyżki w zoo niedługo mogą okazać się jednym z mniejszych naszych zmartwień
Rosnąca inflacja stanowi zauważalny problem dla samych beneficjentów programu „Rodzina 500 Plus”. Najzwyczajniej w świecie realna wartość samego świadczenia maleje. Będzie maleć dalej, jeśli nie zostanie zwaloryzowane. Waloryzacja z kolei oznaczałaby dodatkowe koszty dla budżetu państwa, który już niebawem może trzeszczeć w szwach. Jej brak nie oznacza jednak, że sytuacja nie może się w najbliższym czasie pogorszyć.
Zarówno rządzący, jak i opozycja prześcigają się w przedwyborczych obietnicach. Prawo i Sprawiedliwość chce rozszerzenia programu 500 Plus na pierwsze dziecko. Koalicja Obywatelska nie prezentuje sobą żadnej zdrowszej dla finansów publicznych alternatywy. Także zamierza rozszerzyć 500 Plus na pierwsze dziecko. Różnica pomiędzy tymi partiami jest taka, że PiS chce pieniądze dać rodzicom bezwarunkowo, KO tylko tym, z których jedno pracuje albo szuka pracy. Można się śmiało spodziewać, że rozszerzenie programu wywoła dokładnie takie same skutki, jak on sam – tyle tylko, że bardziej. To oznacza zarówno skutki pozytywne, jak i te negatywne. W tym także dalszy wzrost cen.
Warto zauważyć, że podwyżki w zoo, a także te dotyczące cen żywności czy energii, nie dotyczą bynajmniej tylko beneficjentów programu 500 Plus. Skutki wzrostu inflacji odczuwają wszyscy Polacy, w tym także bezdzietni. Za nimi nikt się, póki co, nie ujmuje.