Trzeba przyznać, że ostatnie propozycje rządu są całkiem hojne. Pytanie tylko – kto za to wszystko zapłaci? Samorządy właśnie się oburzają, że słynna „piątka Kaczyńskiego” ma zostać sfinansowana tak naprawdę… z ich budżetów.
Obniżenie pierwszej stawki PIT z 18 do 17 proc.? Brzmi sensownie – w końcu któż nie chciałby płacić mniej podatków. Zwolnienie z podatku PIT najmłodszych pracowników? To już bardziej kontrowersyjna propozycja – no ale ma na pewno wielu zwolenników. Idziemy dalej. Podwojenie kwoty kosztów uzyskania przychodów? Interesująca opcja.
Pytanie jest jednak oczywiste – czyim kosztem zostaną wprowadzone te wszystkie ulgi? W „Dzienniku Gazecie Prawnej” czytamy, że koszty wezmą na siebie głównie samorządy. Choć oczywiście nikt o zdanie ich nie pytał.
„Piątka Kaczyńskiego”. Samorządy uboższe o miliardy
Na rządowe pomysły krytycznie patrzy Unia Metropolii Polskich która, jak łatwo się domyślić, skupia samorządy największych polskich miast. I przedstawia konkretne wyliczenia. Obniżenie stawki PIT? Wpływy do samorządów mają się przez to skurczyć o 3,6 mld zł. Zwolnienie młodych z PIT-u? Największe miasta mają stracić miliard. Podwojenie kwoty kosztów uzyskania przychodów Unia wycenia z kolei na dwa miliardy.
Oczywiście stracą wszystkie samorządy, bo dla nich PIT to jedno z głównych źródeł przychodu. Jednak największe straty już liczą największe metropolie. I tak stolica szacuje, że z jej budżetu zniknie rocznie 745 mln zł. To mniej więcej tyle, ile miasto wydaje na opiekę społeczną.
UMP domaga się nawet specjalnych rekompensat z tytułu strat. Ale umówmy się – szanse na to są raczej niezbyt duże. Resort finansów mówi też, że samorządy nie powinny być rozczarowane – bo… przecież polska gospodarka dobrze się rozwija, a system podatkowy jest uszczelniany. Nic tylko się cieszyć.
„Piątka Kaczyńskiego”. Czy to czysta polityka?
Można argumentować, że przecież obniżanie podatków to dobry kierunek. Tylko pojawia się pytanie, ile w tym wszystkim jest czystej polityki. Bo okazuje się, że sfinansować pomysły PiS mają wielkie miasta, które raczej nie są przychylne PiS-owi. I władze samorządowe, które rzadko kiedy w dużych miastach są związane z tą partią. I to chyba nie jest przypadek. To samo sugerują zresztą samorządowcy.