Rząd przyjął projekt ustawy, która w praktyce zrównuje Ubera z korporacją taksówkarską. Od 2020 roku kierowcy Ubera będą musieli mieć licencję i oznakowane samochody. Mimo tego taksówkarze twierdzą, że to fatalne prawo jest pisane pod Ubera, bo otworzy dostęp do zawodu taksówkarza.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że lata świetności Uber ma już za sobą. Wciąż jednak pozostaje niezwykle wygodnym sposobem poruszania się po mieście i nie ukrywajmy – ciągle lepszą alternatywą dla taksówek. Mimo tego, że jego obecność niemal na każdym rynku na świecie była co najmniej kontrowersyjna, nie da się ukryć, że przyczyniła się do zmian na tym skostniałym rynku. Co rozsądniejsi taksówkarze organizują się w bardziej nowoczesne korporacje i udostępniają swoim klientom świetne aplikacje. Korzystanie z nich praktycznie niczym nie różni się od zamawiania Ubera. Po prostu idą z duchem czasu. Jest też druga, zauważalnie większa grupa taksówkarzy, których mentalności już nie da się zmienić.
W strajku taksówkarzy chodzi przede wszystkim o to, aby zniszczyć Ubera. Stała się wielce interesująca rzecz. Rząd przedstawił propozycje zmiany prawa, które w praktyce zniszczą Ubera, a taksówkarzom to ciągle mało. Niszczenie Ubera ma polegać na tym, że od stycznia 2020 roku każdy kierowca świadczący usługi w ramach Ubera, Bolt i dowolnej innej aplikacji będzie musiał mieć licencję taksówkarza. Jakby tego było mało, samochody będą musiały być odpowiednio oznakowane. Słowem – Uber stanie się najzwyklejszą w świecie korporacją taksówkarską. Tu nawet kodeks postępowania partnerów Ubera nie pomoże.
Uber tylko z licencją, a taksówkarzom to ciągle za mało
Dodatkowo jedną z nowości zaproponowanych przez rząd jest zniesienie egzaminu ze znajomości miasta. Ustawodawca wyszedł bowiem z założenia, moim zdaniem bardzo słusznego, że w dobie powszechnego dostępu do nawigacji GPS taki egzamin po prostu nie ma sensu.
Technologie nas wyprzedzają i przepisy muszą się do nich dostosować.
Ta zmiana rozwścieczyła strajkujących taksówkarzy. Ci uważają, że nowe prawo jest wręcz tworzone pod Ubera, a ułatwienia w dostępie do zawodu skończą się katastrofą. Jednym z ich argumentów jest to, i to nie jest żart, że po otwarciu zawodu wiele osób wystąpi o licencję tylko po to, żeby parkować na miejscach dla taksówek i jeździć buspasami. Do tego nie podobają im się również licencje dla pośredników. Ich zdaniem pośrednictwo w ogóle powinno zostać zniesione, bo to potęguje problem szarej strefy. Do tego (ich zdaniem) za niskie wymagania dla kierowców, brak wymogu składania zaświadczenia o niekaralności. Ponadto dobrze by było, gdyby kierowcy spoza Unii Europejskiej (a więc głównie z Ukrainy) swoje dokumenty poświadczali poprzez ambasady.
Według zapowiedzi rządu nowe przepisy mają zostać uchwalone do końca maja. Wychodzi na to, że Uber będzie miał pół roku na przystosowanie się do nowego prawa. Strajk taksówkarzy 2019 to jeden z tych strajków zakończonych zwycięstwem strajkujących. W końcu Lex Uber to sprowadzenie Ubera do poziomu zwykłej korporacji. Zadziwiające jest to, że wygrani uważają, że polegli na każdym froncie. Drodzy taksówkarze – nie zatrzymacie postępu technologicznego.