Z mieszanymi uczuciami obserwuję, jak kolejna nowo powstała partia na polskiej scenie politycznej dokonuje aktu autodestrukcji. Tak skończył Palikot, tak skończył Ryszard Petru, i tak pewnie skończy też Wiosna Biedronia. W końcu – pycha kroczy przed upadkiem.
Nowe partie polityczne są potrzebne. I to nie tylko przeciętnym obywatelom
Od lat możemy obserwować w Polsce niemal równy podział sił. Z jednej strony – ci, którzy byli związani niegdyś z Unią Wolności, a dziś są mniej lub bardziej związani z szeroko rozumianym środowiskiem Koalicji Obywatelskiej. Z drugiej strony – ludzie Porozumienia Centrum, którego spadkobiercą jest Prawo i Sprawiedliwość. Oczywiście nie jest to sztywny podział, dochodziło zresztą do spektakularnych „transferów” (panowie Sikorski i Morawiecki są najlepszymi przykładami). Nie zmienia to jednak faktu, że oba środowiska trwają naprzeciwko siebie, pozornie cały czas walcząc i wyprowadzając ciosy, a tak naprawdę, mam wrażenie, żyjąc w pewnej symbiozie.
Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość to dwie strony tej samej monety. I należy o tym pamiętać.
Teoretycznie zarówno PO/KO jak i PiS obawiają się konkurencji. Nowych partii. Myślę jednak, że jednocześnie oba środowiska bardzo tych partii potrzebują – głównie jako nowego wroga, przeciwko któremu można się swobodnie obrócić. Zwłaszcza, jeśli ten wróg jest znacznie bardziej wyrazisty od PO/PiS. Bo Polacy, wbrew pozorom, nie lubią wcale wielkich zmian, a do „nowości politycznych” podchodzą chętnie tylko przez chwilę.
Tymczasem kiedy trwa licytowanie się między politykami PO/KO a PiS, to przypomina to sytuację z tego mema:
Wiosna Biedronia odniesie sukces?
Polacy oczywiście też chcą na chwilę odpocząć od dwóch głównych obozów, dlatego z zaciekawieniem obserwują nowe siły pojawiające się na scenie politycznej. Jest to jednak o tyle interesujące, że za każdym razem – na własne życzenie – ruchy lub nowe partie same eliminują się z życia publicznego. Ewentualnie dryfują gdzieś pod progiem wyborczym, zostają przystawką jednej z dwóch dużych partii lub wręcz są przez nią „pożarte”.
Tyle, więcej scenariuszy nie ma. Dla wątpiących – PSL się nie liczy, bo jest na scenie politycznej od dawien dawna i nie jestem pewna, czy coś jest w stanie sprawić, że nagle zniknie. Z kolei Janusz Korwin-Mikke, w razie zagrożenia wejściem swojej partii do parlamentu, na pewno coś wymyśli i zapobiegnie temu karkołomnemu wyczynowi.
Wielu osobom wydaje się, że Wiosna Biedronia skończy inaczej. Nie tylko że będzie w stanie utrzymać się na powierzchni aż do wyborów parlamentarnych na jesieni, ale że po wejściu do parlamentu będzie mieć realną siłę oddziaływania. Najlepiej jakieś 10-15 proc. mandatów w Sejmie.
I wiem, że są ludzie, którzy w to szczerze wierzą. Ja do nich nie należę, ponieważ uważam, że Wiosna popełnia błąd za błędem. A dodatkowo, pod piękną, kolorową maską kryje znaną nam już skądś twarz.
Wiosna Roberta Biedronia ma na swoim koncie już kilka spektakularnych wpadek, a nawet nie mieliśmy jeszcze wyborów
Na samym początku pojawiły się wątpliwości (nadal są) co do finansowania Wiosny. O ile jednak Polacy są raczej przyzwyczajeni, że w tej materii nie wszystko jest jasne i transparentne, o tyle dalsze wybryki Wiosny odbiły się już szerokim echem. Mowa oczywiście o przemocy domowej w rodzinie lidera Wiosny, a także o sprawie sprzed kilku dni, czyli rzekomym mobbingu w Wiośnie.
W pierwszym przypadku matka Roberta Biedronia zaczęła bronić syna, nakreślając szeroki kontekst do tego, co zostało ujawnione. W świetle jej opowieści lider Wiosny był raczej zagubionym chłopcem, który wychowywał się w trudnych warunkach.
Co jednak z zarzutem mobbingu w Wiośnie, który ujrzał światło dzienne zaledwie kilka dni temu? Co z obietnicami Roberta Biedronia, które są bardziej socjalne od najbardziej socjalnych obietnic w tym kraju, czyli fantazji Prawa i Sprawiedliwości? Czy to również da się wytłumaczyć?
Poza tym umówmy się – wbrew pozorom, PR Wiosny nie jest wcale taki, jaki mógłby być. Odsłania za to hipokryzję tej nowej siły na polskiej scenie politycznej.
Mistrzowie hipokryzji
A teraz przejdźmy do czegoś, co skłoniło mnie do napisania tego felietonu. Chodzi o grafikę, którą Wiosna Roberta Biedronia opublikowała na swoim fanpage:
Szybko jednak z niego zniknęła. I nic dziwnego, bo w bardzo krótkim czasie zaczęła zbierać mnóstwo niepochlebnych (mówiąc delikatnie) ocen. Bo nagle okazało się, że super nowoczesna, tolerancyjna i ucząca innych szacunku Wiosna Biedronia sama nie ma go do innych. Że stężenie hipokryzji jest tak wysokie, że nawet sympatykom Roberta Biedronia coś zaczęło nieprzyjemnie pachnieć. Oto bowiem ta sama Wiosna publicznie wyśmiewa osoby mieszkające na wsi, przedstawia ich jako głupich, zacofanych, a w dodatku wiecznie pijących (odruchowo mam przed oczami obraz Wojtka Smarzowskiego, chociaż jego akurat cenię). Fajnie, prawda? Ale cóż – Wiosna Biedronia nie liczy przecież na głosy ze wsi, więc liczono, że można sobie z tej wsi trochę podworować, pokazać, jacy to my nowocześni, piękni, amerykańscy. Czyżby Robert Biedroń uczył się cynizmu politycznego od premiera Mateusza Morawieckiego?
Wiosna Biedronia zachłysnęła się własnym sukcesem. A szkoda, bo Polska potrzebuje przedstawicieli lewicy
Jestem zdania, że już wkrótce Wiosna Biedronia może w dużym stopniu podzielić los pierwszej partii Ryszarda Petru. Wiosna Biedronia popełnia bowiem błędy ze znacznie większym rozmachem niż Nowoczesna; w dodatku zawsze może być podgryziona przez Lewicę Razem (nigdy nie wiadomo kiedy Adrian Zandberg postanowi wyzwać Roberta Biedronia na debatę telewizyjną). Pycha i pewność siebie Roberta Biedronia jest zresztą większa niż u Ryszarda Petru.
Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na fakt, że lider Wiosny ma już doświadczenie polityczne, Ryszard Petru, kiedy zakładał Nowoczesną, był po prostu ekonomistą. Robert Biedroń powinien zatem wiedzieć, co naprawdę może zaszkodzić politykowi, zwłaszcza takiemu, na jakiego się kreuje. Nie da się być troszkę cynicznym, przebijającym w obietnicach PiS, wyśmiewającym inne grupy niż swoi wyborcy, a jednocześnie tolerancyjnym, otwartym i miłującym pokój. A Robert Biedroń najwidoczniej to właśnie usiłuje osiągnąć. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że na tle Biedronia Petru prezentuje się dosyć… niewinnie.
Cel uświęca środki
Uważam zresztą, że lider Wiosny na tyle długo obserwował polską scenę polityczną, że teraz będzie krok po kroku wcielał w życie swój plan. Słuchając wywiadów z nim mam wrażenie, że już w tym momencie jest w nim więcej wyrachowania i gry, niż w wielu politykach Platformy czy PiS-u. Wygląda to tak, jakby lider Wiosny zebrał razem najgorsze zachowania polityków od prawa do lewa i postanowił zmodyfikować je do swoich potrzeb. Znajdziemy bowiem i hipokryzję, i poczucie wyższości, i niechęć do myślenia innego niż własne. Momentami brak otwartości i tolerancji (sic!), stosowanie języka, który ma niewiele wspólnego z szacunkiem. A do tego typowe podejście „po nas choćby i potop”, czyli propozycja wywrócenia sceny politycznej do góry nogami. Jak widać, lider jest zdania, że cel uświęca środki.
Przyznam szczerze, że kiedyś nawet darzyłam Roberta Biedronia sympatią, teraz jednak czuję tylko narastającą niechęć. I bardzo możliwe, że wiele osób podziela moje odczucia.
Jeśli Wiosna nie utrzyma się dłużej na polskiej scenie politycznej, to jednocześnie będę tego żałować. Nie dlatego, że jestem ich wyborcą (bo nie jestem, chociaż z częścią postulatów się jak najbardziej zgadzam). Będę żałować dlatego, że lewica powinna mieć swoją reprezentację w polskim parlamencie.
Chociaż mam poważne wątpliwości, czy powinna ona wyglądać właśnie w ten sposób.