Polskie media tradycyjnie nie są zainteresowane tą kwestią, odnotował ją tylko Forsal (szacunek), a tymczasem w ostatnich dniach w Rosji działy się bardzo ważne sprawy. To może stwierdzenie mocno na wyrost, ale w ramach wolności publicystycznej pozwolę sobie na stwierdzenie: narodziły nam się Rusochiny.
W 2011 roku miał swoją premierę taki bardzo głupiutki serial pt. Terra Nova. W niedalekiej przyszłości zatruliśmy Ziemię tak bardzo, że jedyną szansą gatunku ludzkiego było cofnięcie się do zamierzchłych czasów i rozpoczęcie od nowa. Wybrano więc – logiczne – epokę dinozaurów, bo jak powszechnie wiadomo konfrontacja z meteorem, który zniszczył sporą część życia na naszej planecie, to znakomite perspektywy do budowy nowej cywilizacji. Serial był daleki od wybitnego, anulowano go już po pierwszym sezonie, ale w wypowiedziach kreślących realia początkowe bohaterów serialu, padło pojęcie „Rusochiny”.
Rusochiny
Wydawało mi się to wtedy dość ciekawym wątkiem science-fiction, kreślącym wizję świata, w której zapewne na szczeblu demograficznym doszło do połączenia obu państw.
Uważne śledzenie wiadomości z zagranicy w ostatnich dniach pozwala sądzić, że podobny proces się właśnie rozpoczął na wschód od Polski. Tak, tam też jest życie, a nawet polityka. Skoro bowiem Rosjanie zdecydowali się na zacieśnianie współpracy politycznej i ekonomicznej z Chinami, oznacza to najprawdopodobniej tyle, że w ewentualnym sporze planują jednak stać w kontrze do Stanów Zjednoczonych. Do tej pory nie było to takie pewne, bo przecież Rosjanie budują w ten sposób siłę swojego największego sąsiada. Od którego, dla odmiany, nie oddziela ich ani wielki ocean, ani Cieśnina Beringa.
Z naszej polskiej perspektywy, a więc portret Ronalda Raegana zaraz obok portretu Jana Pawła II nad meblościanką, wrogość Stanów Zjednoczonych wobec Rosji jest pewnego rodzaju naturalnym mechanizmem, ale to nie do końca prawda. Amerykanie Rosjan przesadnie się nie boją, ani nie cenią, gdyż od wielu, wielu lat, nie jest to dla nich realny rywal, ze swoją nad wyraz nędzną gospodarką. O ile trudno sobie wyobrażać Rosję jako równoważnego konkurenta USA, tak niewątpliwie jest jednak państwem istotnym i bardzo cennym partnerem w rywalizacji na linii USA-Chiny.
Do tej pory wydawało się jednak, że w tej rywalizacji Rosjanie opowiedzą się po stronie Stanów Zjednoczonych, albo przynajmniej zachowają długofalową neutralność (czego i Polakom życzę), a tymczasem Władimir Putin i Xi Jinping zawiązali przed kilkoma dniami ścisłą współpracę na kolejnych polach, pogłębiając niemalże integrację wojskową, gospodarczą i strategiczną.
Co znaczą Rusochiny dla Putina?
James Stavridis, były dowódca sił NATO w Europie, analizuje potencjalne konsekwencje tej współpracy na łamach Bloomberga, operując przy tym pojęciem „Światowej wyspy”. To zwrot wywodzący się wprost z języka geopolityki, która jeszcze kilka lat temu była krytykowana jako archaiczna nauka, która nie dostrzega, że świat się zmienił.
Dziś odbiór geopolityki zaczyna być zgoła odmienny, po części za sprawą ciężkiej pracy Jacka Bartosiaka, który ze swoją charyzmą przebił się do świadomości internautów, a następnie podbił medialny mainstream. A po części dlatego, że geopolitycy się uwiarygodnili, przewidując m.in. rywalizację Chin ze Stanami Zjednoczonymi, na długo przed światem mediów i klasycznej polityki. O tym, że wojna handlowa już trwa, najlepiej wiemy chociażby z bardzo głośnej historii „bana dla Huawei„, który wielu z nas dotknął nawet osobiście.
Ja mogę mieć swoje przemyślenia, refleksje, które w dużej mierze są odbiciem światopoglądu, do którego przekonują mnie mądrzejsi ode mnie ludzie. Stavridis się zna i jest praktykiem. W swoim felietonie dla Bloomberga wskazuje, że połączone siły Chin i Rosji stanowią globalne zagrożenie.
Rusochiny, ale najpierw sojusz?
Mariaż Rosji i Chin wydaje się ze wszech miar logiczny. Chiny to rosnący w siłę pretendent do miana globalnego lidera. Rosja nie ma ani gospodarki, ani populacji na miarę poważnego gracza o swoich międzynarodowych ambicjach, dysponuje jednak gigantycznym terytorium, pod którym kryją się drogocenne złoża naturalne. Stavridis przekonuje, że to oba państwa dzieli. Ale łączy je długa granica, autorytarna forma sprawowania władzy oraz szeroko rozumiana niechęć do zachodu z tą jego całą demokracją i prawami człowieka. Szczególnie pod flagą Stanów Zjednoczonych. Oczywiście myślę, że podstawową przyczyną niechęci jest jednak długoletnia dominacja USA nad całym światem i chęć rozbicia imperialnego monopolu.
A ten amerykański monopol, akurat mnie bardzo odpowiada. O wiele bardziej wolę pasjonować się nowymi modelami iPhone’a, niż tym czy przetrwam kolejne powstanie przeciwko rosyjskiemu okupantowi.
NATO-wski przywódca nie kryje jednak zdziwienia, które oczywiście podzielam, że Putin decyduje się na zawarcie tego typu sojuszu. Nie jest to bowiem alians dwóch sił równoważnych. To może stwierdzenie nieco na wyrost, ale Rosja jest dla Chin trochę lepiej uzbrojoną i bogatszą w surowce Polską dla Stanów Zjednoczonych. Sojusznik gorszego kalibru. Tyle, że podczas gdy my jesteśmy pro-amerykańską wysepką na najbardziej wysuniętych na wschód obszarach Europy, Chiny od lat spoglądają zazdrośnie w kierunku Syberii. Nawet jeżeli związek z Chinami jest krótkoterminowo dobry dla Putina, póki co wydaje się, że może zawiązywać bardzo groźny dla niego sojusz w perspektywie lat kilkunastu.
Analityk w swoim felietonie podkreśla też, że sensowność sojuszu Chin z Rosjami, jako formy stworzenia nowego światowego lidera, została nakreślona już w 1904 roku w biblii geopolityki autorstwa Halforda MacKindera. Alfred Thayer Mahan w tym samym czasie polemizował, że tylko imperia morskie, takie jak USA i ich sojusznicy, są w stanie stanowić przeciwwagę dla takiego lidera. Teraz nakreślone tam wizje, przeszło 100 lat temu, mogą się stać motywem przewodnim XXI wieku. Już się stają.
Warto zauważyć, że w artykule na Bloombergu w ogóle nie pojawia się kwestia Europy. Cóż, bo takie jest właśnie stanowisko Unii Europejskiej w tej sprawie. Unia jeszcze nie wie.
Rusochiny, czyli clickbait
Prawdopodobnie trafiliście do tego artykułu spodziewając się zupełnie innej treści. Bardzo was przepraszam. Wprawdzie nagłówek się broni, bo Rosja w sojuszu z Chinami jest z punktu widzenia naszej optyki w istocie zupełnie nowym państwem. Nie ukrywam jednak, że bardzo zależało mi na tym, by tekst przede wszystkim dotarł do jak największej grupy osób. TVN24 dziś przez cały dzień opowiada o tym, że w Płocku rozbił się samolot, największy temat dnia od czasu katastrofy w Smoleńsku, a tymczasem o wydarzeniach na wschód od Polski w mediach nie mówi się prawie wcale. To duży błąd w tym bardzo dynamicznie zmieniającym się świecie.