Dwie 9-letnie dziewczynki wybrały się do Rossmanna. Dzieci chwilę pokręciły się po sklepie, ale nic nie kupiły i chciały z niego wyjść. Zatrzymał je jednak ochroniarz i zaprowadził na zaplecze. Sprzedawczynie kazały im opróżnić plecaki, kieszenie i podnieść bluzki. Zaczęto przy okazji straszyć dziewczynki, że jeśli coś ukradły, to przyjedzie policja i zabierze je do domu dziecka. Przestraszone zaczęły się więc rozbierać, by udowodnić swoją niewinność.
Dziewczynki rozebrały się w Rossmannie, by udowodnić że naprawdę niczego nie ukradły
O sprawie donosi Onet.pl. Z relacji wynika, że dziewczynki, które kręciły się po Rossmannie (weszły do niego już drugi raz, bo wcześniej nie mogły się zdecydować co kupić) zwróciły uwagę ochroniarza, który poprosił, by poszły z nim na zaplecze. Tam kontrolę rozpoczęły sprzedawczynie, które najpierw poprosiły o wyjęcie wszystkiego z plecaków i kieszeni, a następnie o zdjęcie butów i kurtek. Nie wytłumaczyły nawet dziewczynkom, że są podejrzane o kradzież i dlatego je o to proszą. Dopiero później, gdy mimo wykonania wszystkich zażądanych przez sprzedawczynie czynności okazało się, że dziewczynki niczego nie ukradły, zaczęło się straszenie. „Jeśli coś ukradłyście, to przyjedzie policja i zabierze was do domu dziecka”. Uczennice były na tyle przestraszone, że zaczęły się rozbierać; zostały w samej bieliźnie. To jednak nie był koniec, bo jedna ze sprzedawczyń pozwoliła sobie jeszcze na niewybredne komentarze. Do jednej z dziewczynek powiedziała, że może „ukryła coś pod cycuszkami”, bo jest pulchna.
„Teraz nic nie wzięła, ale następnym razem może wziąć”
Jedna z dziewczynek, Laura, roztrzęsiona, wróciła do domu i opowiedziała o wszystkim mamie, zarzekając się, że nic nie ukradła. Matka poszła więc z nią do sklepu, by wytłumaczyć całą sytuację. Kierowniczka zaczęła tłumaczyć, czym dziewczynki wzbudziły podejrzenia pracowników (kręciły się bez celu i „sprawdzały, gdzie nie ma kamer”). Dodała również, że „Wie pani, trzeba pilnować dziecko. Bo różnie bywa. Teraz nic nie wzięła, ale następnym razem może wziąć”.
Mama dziewczynki postanowiła, że nie zostawi tak tego, co się wydarzyło. Najpierw postanowiła pójść na policję, jednak tam odmówiono przyjęcia jej zeznań. I to w dość wulgarny sposób:
Dziecko samo się rozebrało, to nie ma przestępstwa. A co, jak podejdzie do córki facet na ulicy i powie, żeby się rozebrała, to się rozbierze? Jak pani dziecko wychowuje? Pomyślunku trochę kobieto. Stara, a głupia.
Policjantka, żeby tylko nie przyjąć zeznań, wyszła na chwilę z pokoju, a gdy do niego wróciła, stwierdziła, że dzwoniła do prokuratora generalnego (sic!) i on umorzy sprawę. Oczywiste było, że policjantka kłamie, dlatego matka dziewczynki ostatecznie złożyła zeznania na komisariacie na Białołęce.
Policjanci skierowali sprawę do prokuratury, ale ta odmówiła wszczęcia postępowania. Ponownie pojawiły się tłumaczenia, że dziewczynka sama się rozebrała. Za rada prawnika matka dziewczynki złożyła więc zażalenie na odmowę wszczęcia postępowania przez prokuraturę, która tłumaczyła się, że nie doszło do naruszenia nietykalności cielesnej. Zdaniem prawnika to błąd, bo doszło do dopuszczenia się przez ekspedientki Rossmanna czynności zbliżonej do przeszukania bez zgody pokrzywdzonej. Przestępstwo naruszenia nietykalności cielesnej jest ścigane z oskarżenia prywatnego, ale w tym wypadku istniały podstawy do wszczęcia postępowania ze względu na interes społeczny. Okoliczności zdarzenia mogłyby natomiast umożliwić prowadzenie postępowania pod kątem odpowiedzialności za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad osobami nieporadnymi ze względu na ich wiek.
Sędzia stwierdził to samo, co poprzednicy. „Dziewczynka sama się rozebrała”
Sprawa trafiła zatem do sądu, ale sędzia uznał to samo, co wcześniej policjantka i prokurator, czyli „dziewczynka sama się rozebrała”. Na dodatek sędzia pozwolił sobie jeszcze na komentarz „jak pani córkę wychowała”. Postępowanie umorzono.
Rossmann twierdzi jednak coś zupełnie innego:
Aktualizacja, stanowisko Rossmann przesłane do redakcji Onet.pl:
„Materiały z monitoringu zostały przekazane policji, z którą od początku współpracowaliśmy. Z tych materiałów oraz zebranych przez nas informacji jednoznacznie wynika, że zachowanie naszych pracowników było prawidłowe (w tym np. dziewczynki cały czas były w ubraniach). Prawdopodobnie na tej podstawie prokuratura podjęła decyzję o niewszczynaniu postępowania karnego przeciwko naszym pracownicom i ochronie, a sąd podtrzymał jej decyzję.
Jedynym błędem ze strony naszych pracownic było niewezwanie na miejsce policji, co zgodnie z naszymi procedurami powinny były zrobić. Nasze pracownice tłumaczyły to naruszenie subiektywnie pojętym dobrem dzieci”