Dostęp do informacji publicznej to jedno z podstawowych praw społeczeństwa obywatelskiego. W uproszczeniu polega to na możliwości pytania organów władzy publicznej (a czasem również innych podmiotów) o różne kwestie – m.in. o realizację zadań publicznych, posiadane aktywa czy wydatkowanie środków publicznych. Niestety, dostęp do informacji publicznej jest często wykorzystywany w sposób daleki od zdroworozsądkowego podejścia, co paraliżuje pracę samorządów.
Czym jest dostęp do informacji publicznej?
Dostęp do informacji publicznej reguluje ustawa z 2001 września o dostępie do informacji publicznej. Zgodnie z nią, każdemu (z pewnymi wyjątkami, jeżeli chodzi o zakres informacji) przysługuje prawo dostępu do informacji publicznej. To prawo obejmuje naprawdę wiele aspektów – jego realizowanie polega na uzyskaniu informacji publicznej, wgląd do dokumentów urzędowych, dostęp do posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej, a także uzyskanie informacji zawierającej aktualną wiedzę organów o sprawach publicznych.
Podmioty zobowiązane do udzielania informacji publicznej to m.in. organy władzy publicznej, organy samorządów gospodarczych i zawodowych, podmioty reprezentujące Skarb Państwa, jednostki samorządu terytorialnego, czy osoby lub organizacje, które w jakiś sposób dysponują majątkiem publicznym. Ograniczeniom w tym zakresie podlegają jedynie informacje przetworzone (o ile nie wykaże się ważnego celu publicznego), oraz ustawowe wyłączenia – na przykład nie podlegają udostępnieniu informacje niejawne, naruszające prywatność jednostki czy też tajemnicę przedsiębiorstwa.
Absurdalne pytania
Niestety, ostatnio samorządy są dosłownie zalewane wnioskami o dostęp do informacji publicznej. A pytania w tym zakresie są często absurdalne i nie służą faktycznej chęci sprawowania kontroli nad wydatkowaniem środków publicznych. Mieszkańcy często zasypują urzędy absurdalnymi pytaniami, aby realizować własne interesy (na przykład wysyłać później oferty dotyczące określonych zadań czy oprogramowania), bądź też zwyczajnie pognębić organ.
A niestety zbyt duża liczba wniosków o dostęp do informacji publicznej paraliżuje pracę urzędów (a przynajmniej niektórych wydziałów). Niestety, prawa dostępu do informacji publicznej nie można ograniczyć na przykład ze względu na bezcelowość czy absurdalność pytania. Każdy wniosek trzeba rozpatrzeć i odpowiednio na niego odpowiedzieć. Odpowiedzią może być decyzja o nieudzieleniu informacji (ze względu na określone przepisy prawa), braku posiadania danej informacji, wezwanie do wykazania ważnego celu publicznego (jeżeli chodzi o informację przetworzoną) lub też faktyczna odpowiedź na pytania (informacja, że organ nie posiada określonej wiedzy również jest odpowiedzią).
To wszystko pochłania czas. Czas, który urzędnicy mogliby przeznaczyć na inne działania, związane chociażby z bieżącą obsługą interesantów czy realizowanie zadań (własnych lub zleconych) gminy. Rozpatrzenie jednego wniosku o dostęp do informacji publicznej to od kilkudziesięciu minut do nawet kilku godzin. W kwestię odpowiedzi często są angażowane również działy prawne (obsługa prawna), które analizują, czy żądana informacja faktycznie stanowi informację publiczną, lub czy nie podlega ograniczeniom. I w ten sposób wszyscy marnują czas i pieniądze (w rozumieniu kosztów pracy).
Informacja przetworzona
Oczywiście najbardziej skomplikowane pytania, które zajmują niejednokrotnie wiele godzin, to pytania o tzw. informację przetworzoną. Informacja przetworzona to taka, którą pytany podmiot musi przed udostępnieniem opracować – a więc na przykład przygotować odpowiednie zestawienie, porównać wiele dokumentów itp. Jak podkreślił Naczelny Sąd Administracyjny w 2024 roku (III OSK 2559/22):
Informacja publiczna, której przygotowanie wymaga zebrania i zestawienia danych z różnych dokumentów oraz zaangażowania dodatkowych środków osobowych i organizacyjnych, jest informacją przetworzoną, a jej udostępnienie wymaga wykazania szczególnie istotnego interesu publicznego.
Rekordziści w tym zakresie pytają o wieloletnie statystyki, z koniecznością wykazania zmian i porównania poszczególnych aspektów. A to już naprawdę sporo roboczogodzin. W takiej sytuacji organ może domagać się wykazania ważnego interesu publicznego w tym zakresie. Jeżeli taki interes nie zostanie wykazany, organ nie jest zobowiązany do udzielenia takiej informacji.
Ważny interes publiczny
Co jednak jest ważnym interesem publicznym? Pytania wymagające od urzędników wielu godzin zbierania danych i analiz są motywowane na rozmaite sposoby. Najczęściej jednak wnioskujący podkreślają, że chodzi o badania statystyczne, czy o badania naukowe. Sądy podkreślają jednak, że to ważnym interesem publicznym nie jest. Podkreślił to Naczelny Sąd Administracyjny w 2011 roku (I OSK 279/11) wskazując, że:
Praca naukowa leży w sferze interesu prywatnego, gdyż ewentualne jej sfinalizowanie w postaci pracy doktorskiej nie oznacza, że praca ta zostanie szerzej opublikowana i co więcej wykorzystana przez właściwe organy. Odmowy udostępnienia informacji publicznej przetworzonej nie można utożsamiać z ograniczeniem wolności badań naukowych, o której mowa w art. 73 Konstytucji. Wolność badań naukowych nie oznacza, że ciężar prowadzonych badań można przerzucić na organy administracji publicznej, domagając się przeprowadzenia przez nie działań badawczych, analitycznych w oparciu o posiadaną informację. Należy tutaj wyraźnie rozróżnić dostęp do informacji publicznej od udostępnienia materiałów źródłowych do badań.
Niestety, mimo licznego orzecznictwa na ten temat samorządy wciąż borykają się z pytaniami absurdalnymi czy wymagającymi wielu godzin pracy nad danymi. Na zdrowy rozum to nadużywanie prawa do dostępu do informacji publicznej. Organy publiczne nie mają jednak jak walczyć z takim nadużyciem, w związku z czym do każdego wniosku muszą podchodzić z należytą starannością i niejednokrotnie tracić czas, który można by spożytkować lepiej.