Od czasu do czasu lubimy na łamach Bezprawnika przywoływać pewne kurioza i sprawy, które już od początku wydają się absurdalne. Podobnie jest także w tym przypadku. Sprawa poznańskiej restauracji Savoy to też dowód na to, że prędzej czy później zawsze znajdzie się ktoś, komu zawsze będzie coś przeszkadzać. Na przykład tłuczenie kotletów w kuchni restauracyjnej.
Zakłócanie ciszy nocnej przez lokal zamykany o godz. 21
Od dwóch lat na poznańskich Jeżycach funkcjonuje restauracja Savoy. Okazało się jednak, że nie wszystkim się to podoba. Jak donosi Głos Wielkopolski, sprawa zaczęła się już kilka miesięcy temu – wtedy po raz pierwszy właściciel restauracji dowiedział się, że rzekomo działalność jego lokalu zakłóca ciszę nocną.
Temat restauracji poruszono na posiedzeniu Komisji Współpracy Lokalnej, Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego Urzędu Miasta Poznania. Do urzędu wpłynęło zgłoszenie o naruszaniu ciszy nocnej przez działalność restauracyjną. Radni jednak byli nieco zdezorientowani, bo okazało się również, że jeden z nich rozmawiał z lokatorami mieszkań w pobliżu i nikt nie zgłaszał żadnych uwag. Zresztą o zakłócanie ciszy nocnej byłoby trudno, ponieważ restauracja zamykana jest o godz. 21. A zwyczajowo przyjęło się, że ciszą nocną nazywamy okres między godz. 22 a 6 rano (w polskim prawie nie występuje pojęcie ciszy nocnej; jest jedynie spoczynek nocny, wymieniany w art. 51 Kodeksu wykroczeń, ale nie określono, o jaki przedział czasowy chodzi).
Tłuczenie kotletów w restauracji. No zwykła bezczelność
Okazało się jednak, że ktoś zdecydował się na złożenie zgłoszenia również do straży miejskiej. I to bynajmniej nie z powodu zakłócania ciszy nocnej. Powód był tym razem znacznie bardziej irracjonalny. Chodziło o… tłuczenie kotletów. Ktoś podobno zawiadomił straż, że w restauracji zbyt głośno rozbijają mięso na kotlety. Tę kwestię również omawiano na posiedzeniu komisji, ponieważ zjawił się na nim komendant straży miejskiej, który opowiedział o otrzymanym zgłoszeniu dotyczącym zakłócania spokoju.
Sprawa miała ciąg dalszy. W czerwcu właściciel restauracji dostał wezwanie na przesłuchanie do straży miejskiej. Jak się okazuje, sprawa może trafić również do sądu. Zdaniem właściciela restauracji zgłoszenia do urzędu i do straży złożyła jedna i ta sama osoba. Wychodzi zatem na to, że albo ktoś chce mocno uprzykrzyć życie właścicielowi restauracji z pobudek prywatnych, albo na przykład zawiadomienia są dziełem konkurencji. Jeśli natomiast komuś faktycznie przeszkadzają hałasy z restauracji, to mam dla tej osoby (osób) smutną wiadomość – w przypadku mieszkania w dużym mieście, jakim jest Poznań, trudno o absolutną ciszę i spokój. Zresztą idąc tym tokiem rozumowania, większość lokali powinno zmierzyć się z podobnymi zarzutami, tak samo zresztą jak i niektóre sklepy (a na pewno super- i hipermarkety). Tak czy inaczej, takie sprawy tylko jasno pokazują, jak absurdalnymi sprawami muszą zajmować się funkcjonariusze publiczni i sądy.