Licencja na żebranie – oto nowy pomysł jednego ze szwedzkich miast. Dzięki takim licencjom, rynek żebractwa ma być bardziej uregulowany, a i do miejskiej kasy wpłynie przez to trochę dodatkowych funduszy. Może i w Polsce trzeba zacząć traktować żebractwo jako… biznes?
Licencja na żebranie została właśnie wprowadzona w Eskilstuna w pobliżu Sztokholmu. Każdy, kto chce się o nią starać, będzie musiał zapłacić odpowiednią kwotę – 250 szwedzkich koron, czyli ok. 100 zł. Do tego trzeba będzie się zarejestrować jako żebrak za pomocą dowodu osobistego. Będzie to można zrobić w internecie bądź na komisariacie policji. Licencja ma być ważna przez trzy miesiące, potem trzeba będzie ją odświeżać.
A co jeśli jakiś żebrak się nie zarejestruje i nie zapłaci licencji? Wtedy czeka go kara, i to całkiem spora – mandat ma wynosić 4 tys. koron, a zatem 1,6 tys. zł.
Licencja na żebranie. „Biurokratyzowanie bezdomnych”
Miejskie władze nie ukrywają, że chodzi o to, by utrudnić żebrakom życie. Przedstawiciele miejskich władz tłumaczą, że taka „biurokratyzacja” żebractwa może ograniczyć to zjawisko.
Oczywiście są i przeciwnicy rozwiązania. Wiele organizacji pozarządowych wzywa szwedzkie władze, by zajęły się lepiej tymi, którzy czerpią największe korzyści z żebraków. A nie jest wielką tajemnicą, że wielu bezdomnych żebra na zlecenie romskich gangów. Mało tego, niektórzy argumentują, że wprowadzanie licencji to niejako legitymizowanie żebractwa.
Fakt faktem, że niektóre szwedzkie miasta idą zupełnie inną drogą. W ostatnich miesiącach kilka szwedzkich miast zupełnie zdelegalizowało żebranie na ulicach.
Czy jednak zakazanie żebrania naprawdę coś da, czy to może walka z wiatrakami? W końcu żebractwo to jeden z najstarszych zawodów świata. A jak wiadomo, nikomu jeszcze tak prastarych profesji zlikwidować się nie udało – choć wielu tego próbowało.
Może więc droga, którą idzie miasto Eskilstuna ma sens? W końcu coraz częściej, również w Polsce, żebractwo zaczyna przypominać „normalny” zawód. Bezdomni zwykle żebrzą kilka godzin dziennie, a potem idą się gdzieś odstresować. Mało tego, w dużych miastach żebracy łączą się w specyficzne korporacje – i w określonych miejscach nie można zbierać pieniędzy bez pozwolenia lokalnego „bossa”. Są też zasady żebractwa. Nie można na przykład podchodzić do ciężarnych kobiet, bo wtedy można stracić pozycję i „prawo” do wykonywania zawodu w określonym miejscu.
Skoro więc żebracy tworzą swoje zasady, to może czas, by objąć ich i naszymi zasadami? A główna zasada naszego społeczeństwa to przecież konieczność płacenia podatków. Więc może niech i żebracy płacą, choćby w ramach tej licencji?