Przewodniczący Rady Mediów Narodowych, Krzysztof Czabański, poczuł się urażony kasowaniem jego postów na Facebooku. Postanowił coś z tym faktem zrobić i złożył pozew przeciwko portalowi. Ma do tego prawo. Nie da się przy tym ukryć, że cenzura na Facebooku jest faktem. Czy jednak jest sens mieszać w ten spór Konstytucję?
Cenzura na Facebooku nie tylko naprawdę istnieje, ale może dotknąć praktycznie każdego
Przedstawiciele sił politycznych, którym niekoniecznie po drodze z poglądami właścicieli Facebooka mogą mieć na portalu pod górkę. Pod warunkiem, oczywiście, że w jakimś stopniu starają się uzewnętrzniać swoje przekonania w swojej facebookowej aktywności. Portal kieruje się przy tym przede wszystkim własnym regulaminem, oraz standardami społeczności. Te ostatnie nie są może idealnie precyzyjnym, za to są napisane prostym i generalnie dość zrozumiałym językiem. Jak się łatwo domyślić, prawicowych polityków na całym świecie szczególnie może uwierać ich część trzecia, dotycząca niepożądanych treści.
W grę wchodzi chociażby bardzo szeroko rozumiane „propagowanie nienawiści”. Z całą pewnością w zupełnie inny sposób niż kierownictwo Facebooka interpretują nasi politycy. Jak wie każdy użytkownik portalu, w praktyce cenzura na Facebooku bywa wręcz przeczulona. Zwłaszcza, że często decyzję o tym, którą treść usunąć a którą zostawić w spokoju podejmuje nie żywy człowiek a tajemniczy algorytm. Co więcej, wcale nie trzeba być ani zatwardziałym rasistą, ani nawet normalnym prawicowym politykiem, żeby przekonać się o tym, że ten nie zawsze działa jak powinien.
Krzysztof Czabański pozywa Facebooka, zarzucając portalowi łamanie Konstytucji RP
Tym razem, jak podaje portal polskieradio24.pl, z algorytmami portalu zderzył się Krzysztof Czabański. Polityk przekonuje, że cenzura na Facebooku w jego przypadku stała się tak nieznośna, że kasuje wszystkie jego posty w ciągu 15 minut. Niezależnie od ich treści. W końcu, co niestosownego może być w przytoczonym przez posła poście o krowach z Deszczna? W przypadku kampanii wyborczej i mediów narodowych hipotetycznie mogłyby się trafić treści jednoznacznie niepożądane na portalu. Czy Czabański ma rację, że ten stosuje swoisty „zapis na nazwiska”? Nie do końca. Z pewnością Facebookowi posty polityka zgłaszają jacyś nieżyczliwi użytkownicy. Bardzo jednak możliwe, że ten trafił na swoistą listę „problematycznych użytkowników”, których zgłoszone treści algorytm automatycznie predestynuje do usunięcia – ot, na wszelki wypadek. Wszystko to oczywiście spekulacje, portal niekoniecznie przedstawia opinii publicznej, jak dokładnie cenzura na Facebooku działa.
Przewodniczący Rady Mediów Narodowych stwierdził przy tym, że „Facebook pełni rolę głównego cenzora w mediach społecznościowych”. Co więcej, portal decyzje podejmuje w sposób zupełnie anonimowy, według niejasnych zdaniem posła kryteriów. Jakby tego było mało, Facebook sporne sytuacje chciałby rozwiązywać za pomocą prawa irlandzkiego – gdzie siedzibę ma główny europejski oddział firmy – choć prowadzi działalność także w Polsce. Czabański postanowił pozwać Facebooka. Pozew złożył przy tym w wydziale cywilnym sądu okręgowego w Warszawie. Problem w tym, że powodem ma być łamanie przez amerykańską firmę polskiej konstytucji.
Wbrew pozorom, pozew przewodniczącego Rady Mediów Narodowych wcale nie jest pozbawiony prawnego sensu
Oczywiście, art. 54 naszej ustawy zasadniczej wyraźnie stanowi gwarancję wolności poglądów. Nie tylko „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji„, ale również ust. 2 tego przepisu zabrania stosowania cenzury prewencyjnej. W tym momencie warto jednak sobie zadać podstawowe pytanie: czy podmiot prywatny może w ogóle łamać Konstytucję?
Wbrew pozorom, katalog osób mogących zostać pociągniętych do odpowiedzialności za łamanie przepisów ustawy zasadniczej jest dość ograniczony. Przede wszystkim do najwyższych urzędników w państwie. Delikt konstytucyjny mogą popełnić osoby wskazane w jej art. 198 – a więc te podlegające odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu. Co więcej, naruszenie przez nie przepisów Konstytucji, bądź innej ustawy, musi z jednej strony być związane z zajmowanym przez nie stanowiskiem i w zakresie urzędowania, z drugiej zaś nie może być po prostu przestępstwem.
Nie oznacza to jednak, że pozew Krzysztofa Czabińskiego jest zupełnie pozbawiony racji bytu od strony prawnej. Prawo cywilne przewiduje przecież ochronę dóbr osobistych człowieka. Ich katalog, zgodnie z art. 23 kodeksu cywilnego, jest otwarty. Wśród tych wprost wskazanych przez ustawodawcę można znaleźć wolność. Dlaczego więc nie wolność wyrażania swoich poglądów, będąca przecież – co wynika właśnie z przepisów Konstytucji – częścią składową szerszego pojęcia wolności jako takiej? Warto w tym przypadku wspomnieć także o odpowiedzialności deliktowej. Zgodnie z art. 415 kc., jeśli ktoś ze swojej winy wyrządził drugiej osobie szkodę, musi ją naprawić.
Państwa Europy mają problemy z gigantami technologicznymi, przyczyną jest nie tylko cenzura na Facebooku, ale też unikanie podatków
Kolejnym aspektem sprawy jest z pewnością nieskuteczność organów państwa w starciu z międzynarodową korporacją. Także na ten fakt zwraca uwagę przewodniczący Rady Mediów Narodowych. Pozew ma wymusić na Facebooku stosowanie się do polskiego prawa. Warto w tym momencie przypomnieć, że nasz rząd starał się załatwiać pokrzywdzonym obywatelom odbanowanie na Facebooku. Co ciekawe, z umiarkowanymi sukcesami. Trzeba przy tym zauważyć, że składanie odwołań od decyzji portalu, będące przecież usługą dostępną na rządowej platformie, stanowi w zasadzie grzeczną prośbę o ponowne rozpatrzenie sprawy.
Co więcej, cenzura na Facebooku to nie jedyny przejaw unikania podlegania polskiego prawa. Giganci technologiczni, w tym Facebook, mają na przykład tendencję do unikania opodatkowania w krajach, w których także prowadzą działalność i odnotowują zyski. Podatki wolą płacić w państwie, z którego te firmy pochodzą – a więc w Stanach Zjednoczonych. Te z kolei dość twardo bronią interesów swoich obywateli. Głośne niedawno były podziękowania dla polskiego rządu za rezygnację z wprowadzenia w naszym kraju podatku cyfrowego – z którego najprawdopodobniej ten wcale rezygnować nie zamierzał.
Dylemat obywateli niczym z antycznej tragedii: interwencja państwa, albo absolutna arbitralność międzynarodowej korporacji
Przede wszystkim jednak: państwa zachodnie, ceniące sobie zarówno wolność wypowiedzi jak i swobodę działalności gospodarczej, są dość bezsilne względem Internetu. Co za tym idzie: wobec korporacji prowadzących w sieci działalność na globalną skalę. Zarówno cenzura na Facebooku, jak i podatek cyfrowy to problemy nie tylko Polski – podobne ma cała Europa. Co ciekawe: takich problemów nie mają państwa o ustroju zauważalnie bardziej autorytarnym. W przypadku Chin chociażby, firmy te mają wybór: albo grają według tamtejszych reguł, albo nie mają dostępu do tamtejszego rynku. Być może nie należy więc śmiać się z naszych rządzących, że woleliby narzucić jakieś ramy prawne w kwestii tak ważnej dla dużej części społeczeństwa, jak swoboda wypowiedzi na Facebooku? Czego by nie mówić o władzy, ta przynajmniej posiada jakiś demokratyczny mandat – w przeciwieństwie do globalnych korporacji.
Swoboda działalności gospodarczej, ktoś mógłby oponować? Art. 22 Konstytucji dopuszcza jej ograniczenie – w drodze ustawy i, co szczególnie istotne, z uwagi na ważny interes społeczny. Nie ma co się oszukiwać: władze pojęcie „ważnego interesu społecznego” zawsze rozciągały do granic zdrowego rozsądku. Cenzura na Facebooku to przypadek, w którym nawet nie trzeba tego robić. Tak naprawdę to nie warszawski sąd cywilny, lecz polski parlament powinien zająć się koniecznością przestrzegania naszego prawa przez firmy zarabiające pieniądze na polskich internautach. Alternatywa w postaci nieskrępowanej swobody, niestety, w tym przypadku nie zdaje rezultatu. Naiwnością byłoby też sądzić, że właściciele Facebooka nie mają swoich poglądów i nie starają się ich promować.