Art. 196 kodeksu karnego cieszy się w społeczeństwie opinią dość kontrowersyjnego przepisu. Wiele osób chciałoby, żeby obraza uczuć religijnych zniknęła na dobre z obowiązującego prawa. Inni widzą w nim przejaw państwowej ochrony przed profanacjami przedmiotów kultu i miejsc świętych. Czy jednak takiego przestępstwa może dopuścić się kapłan odprawiający nabożeństwo?
Prokuratura ściga chrześcijańskiego biskupa, obraza uczuć religijnych miała rzekomo miejsce w trakcie nabożeństwa przed paradą równości
Wszystko oczywiście zależy od konkretnej sytuacji. Trzeba przyznać, że organy ścigania miewają czasem tendencję do nadużywania art. 196 kk. Żeby dopuścić się tego konkretnego przestępstwa, nie wystarczy samo odczucie, że obraza czuć religijnych miała miejsce. Ta musi mieć określoną formę. Ściślej mówiąc: publicznego znieważenia przedmiotu czci religijnej, bądź miejsca przeznaczonego do odprawiania obrzędów religijnych.
Jak możemy dowiedzieć się z wpisu na Facebooku, prokuratura jest zdania, że takiego zdarzenia mógł dopuścić się Szymon Niemiec. Był on biskupem Zjednoczonego Ekumenicznego Kościoła Katolickiego, formalnie istniejącego do lutego 2019 r. Mowa o niewielkiej, niezarejestrowanej w Polsce grupie religijnej. Niemiec był także aktywistą związanym z organizacjami lewicowymi.
W czerwcu tego roku przed warszawską paradą równości odprawił nabożeństwo ekumeniczne. To zostało przez rzymskokatolicki episkopat uznane za potencjalne bluźnierstwo, oraz parodię obrzędów religijnych. Siłą rzeczy, ktoś złożył także zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Rzecz jasna, w grę wchodzić mogła tylko obraza uczuć religijnych.
Konstytucyjna wolność sumienia i wyznania podlega pewnym ograniczeniom
Można rozumieć, dlaczego wierni Kościoła Rzymskokatolickiego mieliby poczuć się obrażeni „konkurencyjnym” nabożeństwem. Jakby nie patrzeć, to zostało zorganizowane przed wydarzeniem, które gorliwi katolicy uważają za propagowanie grzechu. Tyle tylko, że art. 53 Konstytucji, ust. 1, wprost stanowi, że „każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii„. Samo istnienie innych wyznań, o bardzo odmiennych przekonaniach, nie może przecież stanowić przesłanki, by pociągać kogokolwiek do odpowiedzialności. I to pomimo szczerej wiary w niemoralność czy nihilizm po stronie konkurencji.
Warto jednak zauważyć, że te art. 53 ma również ust. 5. Ten przepis dopuszcza ograniczenie wolności sumienia i wyznania – wyłącznie w drodze ustawy i tylko w konkretnych sytuacjach. Ściślej mówiąc, wówczas, gdy występuje potrzeba ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób. Niewątpliwie kodeks karny jest ustawą a jego art. 196 stanowi wyraz prawa wierzących do ochrony ich uczuć przez państwo.
Szymon Niemiec przekonuje jednak, że od 9 lat odprawia takie nabożeństwa przed warszawskimi paradami równości. Do tej pory nikt jakoś większych pretensji nie miał, nie wspominając o zainteresowaniu ze strony prokuratury. Można oczywiście taki stan rzeczy zrzucić na kwestie polityczne. Konkretniej: na toczącą się przy okazji sporu politycznego prawdziwą wojenkę światopoglądową. Z drugiej strony, konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość rządzi już od dłuższego czasu.
Nie można ścigać kogoś za samo odprawianie nabożeństw wyznania nawet bardzo krytycznego względem Kościoła Rzymskokatolickiego
Wydaje się, że Niemiec nie powinien mieć większego problemu z wytłumaczeniem organom ścigania, że po prostu korzystał ze swojego konstytucyjnego prawa. Pod warunkiem, oczywiście, że działał w dobrej wierze. Msza przed paradą równości może być interpretowana jako polemika z praktykami Kościoła Rzymskokatolickiego – znanego z wrogiego stosunku wobec społeczności LGBT. To jednak w żadnym wypadku nie może być uznane za przestępstwo. W końcu żaden przepis nie zabrania kościołom się spierać ze sobą. Wiele wyznań w dużej mierze opiera się przecież o krytykę dogmatów czy sposobu funkcjonowania Kościoła. Ten zresztą sam nie jest im dłużny. Obraza uczuć religijnych jako element walki pomiędzy wyznaniami o wiernych raczej nie występuje.
Co jednak, jeśli prokuratura uzna, że całe to zdarzenie wcale nie było żadnym nabożeństwem a zwyczajną kpiną z religii? Taka teza brzmi na pierwszy rzut oka absurdalnie, jednak istnieją powody, by podejść do sprawy nieco krytycznie. Przede wszystkim kwestionowane nabożeństwo współcelebrował osobnik z durszlakiem założonym na głowę. To bynajmniej nie jest tylko przejaw kiepskiego gustu jeśli chodzi o nakrycia głowy. Durszlak stanowi symbol organizacji o nazwie „Kościół Latającego Potwora Spaghetti„. Ruchu będącego w założeniu parodią religii – choć trzeba przyznać, że nieszkodliwą i generalnie dość życzliwą. Powstał zresztą na zachodzie w odpowiedzi na domaganie się przez przeciwników teorii ewolucji obecności w programach nauczania w szkołach.
Co jednak, jeśli to tak naprawdę nie było nabożeństwo? Udział w nim przedstawicieli grupy parodiującej religie budzi pewne wątpliwości
Pastafarianie, bo tak określają siebie zwolennicy tego ruchu, próbowali nawet zarejestrować w Polsce związek wyznaniowy. Bezskutecznie. Ówczesne ministerstwo administracji i cyfryzacji, kierowane wówczas przez Michała Boniego, odmówiło Kościołowi rejestracji – uznając, że jego celem nie jest kult religijny. Następca Boniego, Rafał Trzaskowski, nie wykluczał zmiany wydanej wcześniej decyzji, jednak do tego ostatecznie nie doszło. Sprawa otarła się nawet o Naczelny Sąd Administracji, w którym Pastafarianie ostatecznie ponieśli porażkę.
Jeśli więc msza przed tegoroczną paradą równości w Warszawie była odprawiana między innymi przez przedstawiciela grupy parodiującej religie, to czy możemy faktycznie mówić o nabożeństwie? Możliwe, że Szymon Niemiec zwyczajnie nie wiedział o co chodzi z tym durszlakiem – nie jest to przecież niemożliwe. Warto pamiętać, że obraza uczuć religijnych wymaga winy umyślnej. Jeżeli jednak było inaczej, to sakralny charakter całego wydarzenia organy ścigania jak najbardziej mogą próbować zakwestionować.
Co nam wówczas zostaje? Wydarzenie przypominające chrześcijańską mszę, przed paradą równości oprotestowywaną przez katolicką większość. Polemika nabiera w takim wypadku charakteru celowej prowokacji. Jeśli do tego w trakcie obrzędów wykorzystywano jakiś odpowiednik hostii, można by już doszukać się znieważenia przedmiotu czci religijnej. W takim wypadku przesłanki odpowiedzialności z art. 196 kk zostałyby wyczerpane.