W grudniu kończą się kadencje kolejnych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Wyborem nowych zajmie się Sejm IX kadencji. Mające w tej izbie większość Prawo i Sprawiedliwość postawiło na osoby tyleż sprawdzone, co kontrowersyjne. Kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego to Stanisław Piotrowicz, Krystyna Pawłowicz i Elżbieta Chojna-Duch.
Wskazani przez PiS kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego to praktycznie same kontrowersje
Wygląda na to, że nowa kadencja sejmu przyniesie nam nieuchronnie odgrzewanie starych sporów. Tym razem polem zmagań pomiędzy obozami politycznymi znowu będzie Trybunał Konstytucyjny. I to już niedługo, bo 3 grudnia upływa kadencja trzech sędziów. To oznacza konieczność wskazania kandydatów na zajęcie po nich miejsc. Zgodnie z Konstytucją, wyboru dokonuje sejm. Czyli, w praktyce, aktualna większość rządząca.
Zgodnie z art. 194 Konstytucji, kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego muszą wyróżniać się wiedzą prawniczą. To oznacza, że nie muszą być koniecznie sędziami. Nie istnieje również żaden zakaz mianowania na dziewięcioletnią kadencję byłych aktywnych polityków. Sam Trybunał z kolei jest nie tylko pięknym zwieńczeniem kariery prawnika w Polsce. Pełni także bardzo ważną funkcję ustrojową. Chociażby w przypadku skierowania przez prezydenta projektu ustawy do zbadania pod kątem zgodności z ustawą zasadniczą.
Prawo i Sprawiedliwość tym razem najwyraźniej nie zamierza zbytnio eksperymentować. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego to przede wszystkim dwójka sprawdzonych posłów poprzedniej kadencji. A przy tym chyba najbardziej kontrowersyjnych spośród prawników w klubie parlamentarnym PiS. Mowa o Stanisławie Piotrowiczu oraz Krystynie Pawłowicz.
Elżbieta Chojna-Duch zasłużyła się partii rządzącej zeznając przeciwko ekipie Donalda Tuska przed komisją śledczą do spraw wyłudzeń VAT
W tym gronie znalazła się także osoba, która wydaje się nie pasować. Mowa o Elżbiecie Chojnej-Duch. Jest dużo mniej medialną postacią od pozostałych kandydatów. Chojna-Duch jest doktorem habilitowanym nauk prawnych i nauczycielem akademickim. Dwukrotnie próbowała dostać się do sejmu. Raz w 1993 r. z ramienia BBWR – komitetu wyborczego wspierającego ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę. Za drugim razem, w 1997 r., startowała z list Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Nie powinno dziwić, że była związana z rządem PO-PSL. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów. Była również członkinią Rady Polityki Pieniężnej od 2010 do 2016 r. Wydaje się jednak, że niekorzystne dla poprzedniej ekipy zeznania przed komisją śledczą ds. wyłudzeń VAT mogły zaowocować niezwykle prestiżowym stanowiskiem.
W trakcie zeznań nie przebierała w słowach pod adresem rządu Donalda Tuska. „Przygotowano w Polsce grunt dla działań międzynarodowych grup przestępczych. Minister i premier musieli wiedzieć„. „Nastąpił demontaż polskiego systemu podatkowego VAT. To były działania celowe„. To chyba najbardziej dosadne cytaty.
Krystyna Pawłowicz zasiadała już wcześniej w Trybunale Stanu, ma również wieloletnie doświadczenie przy sejmowych pracach legislacyjnych
Tak samo trudno byłoby przyczepić się do wykształcenia Krystyny Pawłowicz. Właściwie trzeba by być ignorantem, by choćby spróbować. Nauczyciel akademicki, profesor nadzwyczajna Uniwersytetu Warszawskiego, później także Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Specjalizuje się w prawie gospodarczym. Pełniła także w latach 2007-2011 funkcję sędziego Trybunału Stanu.
Nie jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości, jednak jej kariera polityczna jest teraz ściśle związana z tą partią. W latach 2009-2010 zasiadała w radzie nadzorczej Telewizji Polskiej. W poprzedniej kadencji sejmu pełniła funkcje w prezydium klubu PiS.
Nie oznacza to jednak, że Krystyna Pawłowicz zaczęła się angażować w sprawy państwowe dopiero stosunkowo niedawno. Brała udział w rozmowach okrągłego stołu, w ramach podzespołu ds. organizacji społecznych. Właściwie przez cały okres III Rzeczypospolitej była jednym z sejmowych ekspertów odnośnie prac legislacyjnych.
Problem w tym, że słynie ona jednocześnie z – delikatnie rzecz ujmując – bardzo dosadnych komentarzy. I niekoniecznie parlamentarnego języka. Dotyczą one zarówno bieżących wydarzeń, jak i politycznych oponentów. Tych prawdziwych, oraz bardziej dorozumianych. Co więcej, sam styl bycia pani profesor niektórym może się wydawać daleki od stereotypu sędziego.
Stanisław Piotrowicz jest bardziej praktykiem – choć reforma wymiaru sprawiedliwości to bardziej popis legislacyjnej niekompetencji
Co ciekawe, pod względem samego wykształcenia prawniczego najsłabiej wypada Stanisław Piotrowicz. Nie jest typem naukowca, raczej praktyka. Przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości był prokuratorem. W tym także w trakcie stanu wojennego. Zresztą, od 1978 r. należał do PZPR. Sam twierdzi, że nikomu na swoim stanowisku nie wyrządził krzywdy. Do tego starał się pomagać na tyle, na ile pozwalał obowiązujący wówczas ustrój. Prawdę mówiąc, nikt nie przedstawił niepodważalnych dowodów, że było inaczej.
Kolejną plamą na życiorysie Piotrowicza jest sprawa księdza z Tylawy z 2001 r. Prowadził ją inny prokurator, on jedynie przekazał mediom powody jej umorzenia. Publikowane nagrania wypowiedzi dzisiejszego kandydata na sędziego Trybunału Konstytucyjnego przedstawiają po prostu wersję duchownego. Oczywiście, śledczy wówczas dali jej wiarę – pomimo licznych zeznań świadków. Sam Stanisław Piotrowicz także pełnił nadzór między innymi nad prowadzącym sprawę prokuratorem. Tymczasem wina księdza była oczywista, został zresztą skazany trzy lata później.
Piotrowicz jest również twarzą i głównym wykonawcą pisowskiej reformy wymiaru sprawiedliwości. Można oceniać ją różnie – w zależności od sympatii politycznych. Nie ulega wątpliwości, że niektóre ustawy trzeba było wielokrotnie i do skutku nowelizować. Sama reforma jest nie tylko ogniskiem zapalnym polskiej polityki, ale również przyczyną sporów prawnych Polski z Unią Europejską.
Warto również odnotować, że kierując komisją sprawiedliwości Stanisław Piotrowicz robił wszystko, by legislacyjne plany rządu były realizowane bez opóźnień. A więc bez szansy na choćby werbalny sprzeciw opozycji, jeśli akurat czas naglił.
Kto wie? Może dzisiejsi kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego okażą się dobrymi sędziami?
Wszyscy pisowscy kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego wyróżniają się wiedzą prawniczą. Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz z pewnością są w jakimś stopniu demonizowani przez przeciwników politycznych. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nadają się na to stanowisko bardziej, niż obecna prezes Trybunału.
Tyle tylko, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie o wiedzę prawniczą w tych nominacjach chodzi. Cała trójka jest mocno związana z partia rządzącą oraz jej interesami. Wszyscy dzisiejsi kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego mogą okazać się rewelacyjnymi sędziami. Kto wie? Tyle tylko, że dzisiaj wszystkie nominacje nie sprawiają wrażenie troski o interes państwa. Na pierwszy rzut oka chodzi nie o obsadzenie jednego z najważniejszych organów najlepszymi ludźmi. Nagroda za wierną służbę partii jest tropem wręcz ewidentnym. Co gorsza: nie sposób go właściwie podważyć.
Czy jednak można mieć do Prawa i Sprawiedliwości o to pretensje? Jeżeli czynnik polityczny ma możliwość obsadzania kluczowych stanowisk w państwie swoimi wiernymi ludźmi, to prędzej czy później dokładnie tak postąpi.