Jeszcze kilka lat temu Biedronka pozycjonowała się jako sklep z niskimi cenami – sklep dla wszystkich, nawet tych, którzy nie mają zbyt dużego budżetu domowego, a mimo to chcą zrobić tanie i niezłe jakościowo produkty. Obecnie Biedronka chce być bardziej jak jej największy konkurent, czyli Lidl, i trafiać głównie do klasy średniej. Taka strategia może być jednak na dłuższą metę zgubna.
Biedronka jak Lidl? Wystarczy spojrzeć na ceny i oferowane towary
„Niskie ceny” przez bardzo długi czas było hasłem, które nierozerwalnie wręcz kojarzyło się z Biedronką. Sieć miała być pierwszym wyborem przeciętnego Polaka – takiego, którego nie stać na wystawne zakupy, ale chce kupić artykuły spożywcze niezłej jakości i w dobrej cenie. Obecnie jednak wydaje się, że Biedronka może nie porzuciła tej strategii, ale stara za wszelką cenę upodobnić do konkurencji. Słowem – można mieć wrażenie, że Biedronka chce być jak Lidl.
Niemiecka sieć od początku pozycjonowała się raczej jako sklep dla klasy średniej. Ceny były (i są nadal) wyższe niż w Biedronce, co wynika nawet z przygotowywanych rankingów i porównywania koszyków zakupowych. Konkurowanie cenami nigdy nie wydawało się głównym celem Lidla. Chodziło raczej o przyciągnięcie tej grupy klientów, którzy poszukują bardziej niszowych produktów, takich, których nie ma we wszystkich marketach. Do tego Lidl zaczął sprzedawać też ubrania i elektronikę (w ramach poszczególnych promocji), czym przyciągał dodatkową grupę klientów. Zwieńczeniem było wprowadzenie tygodni tematycznych, podczas których produkty typowo włoskie, azjatyckie czy hiszpańskie sprzedawane są w niższej cenie, a ich dostępność jest większa niż w innych okresach. To był zresztą strzał w dziesiątkę, bo Polacy lubią próbować swoich sił w przyrządzaniu potraw spoza kuchni polskiej.
Problem polega na tym, że Biedronka chce być jak Lidl niemal we wszystkich tych aspektach. Ceny niektórych produktów wciąż są bardzo niskie, jednak można zaobserwować, że sklep przestał już pozycjonować się na najtańszy. Dodatkowo poszerzono asortyment produktów, prawdopodobnie inspirując się właśnie tym, co znalazło się w Lidlu. O wprowadzeniu tygodni tematycznych chyba również nie trzeba nikomu przypominać.
A przecież na pozycję Biedronki czai się Dino
Biedronka zatem próbuje odebrać Lidlowi część klientów. Problem polega jednak na tym, czy faktycznie przekona wystarczającą grupę – zwłaszcza, że Biedronka powinna mieć świadomość, że jedna z sieci postawiła na agresywną ekspansję i model sklepu właśnie „dla przeciętnego Polaka”. Mowa o Dino, które jest zresztą bardzo ciekawym przypadkiem biznesowym. Sklepy powstają w małych miejscowościach, dzięki czemu ułatwiony dostęp mają do nich także osoby niezmotoryzowane czy starsze. Patrząc na tempo wzrostów, jakie notuje Dino, wybrano właściwy model biznesowy.
Biedronka powoli traci własną tożsamość
Oczywiście nadal jest to „sklep z owadem w logo”. Mam jednak wrażenie, że na ten moment nawet Żabka jest bardziej wyrazista, a Biedronka powoli traci swoje największe dotąd atuty. Konieczne jest wprawdzie podejmowanie prób trafienia do nowej grupy odbiorców, ale czy walka z Lidlem (a także przecież Carrefourem czy E-Leclerc) o wielkomiejskich klientów faktycznie okaże się najlepszym możliwym posunięciem, zwłaszcza, że konieczne byłoby przebicie ofert konkurencji czymś naprawdę wyjątkowym? Czas pokaże, ale na ten moment wydaje się, że Biedronka może tej walki nie wygrać.