Polska gospodarka potrzebuje pracowników. Dotyczy to także służby zdrowia. Lekarze ze wschodu mieli pozwolić na uzupełnienie wakatów w polskich szpitalach. Problem w tym, że ci niekoniecznie się garną do pracy w naszym kraju. I to pomimo zachęt i ułatwień ze strony ministerstwa zdrowia. Co poszło nie tak?
Tymczasowe prawo do wykonywania zawodu przed uznaniem lekarskich uprawnień ma zachęcić cudzoziemców do pracy w Polsce
Polskie ministerstwo zdrowia miało całkiem niezły pomysł. W Polsce brakuje lekarzy. Zdaniem Naczelnej Izby Lekarskiej może chodzić nawet o 68 tysięcy etatów. Tymczasem młodzi adepci tego zawodu niekoniecznie chcą się już godzić na skromne pensje w pierwszych latach pracy. Rezydenci w końcu protestują przeciwko niskim płacom od paru lat.
Dlatego rządzący chcieli ściągnąć lekarzy ze wschodu – z Ukrainy i Białorusi. Tego typu rozwiązania sprawdzały się przecież w innych branżach przez długie lata. Dlaczego by nie w ochronie zdrowia?Lekarze ze wschodu mogą liczyć na specjalne ułatwienia. Chodzi o czasowe prawo do wykonywania zawodu.
Ściągnięty spoza grani Unii Europejskiej specjalista mógłby pracować jako lekarz i dokonywać określonych czynności medycznych. Wszystko do czasu aż jego dyplom zostanie nostryfikowany w Polsce. A więc dopóki jego uprawnienia do wykonywania zawodu nie zostaną oficjalnie uznane przez organy naszego państwa.
Ułatwienia jakie dostają lekarze ze wschodu nie podobają się ich polskim kolegom, ci z kolei wolą po prostu zachodnie zarobki
Teraz, jak podaje Rzeczpospolita, ministerstwo zdrowia spełniło swoje zeszłoroczne zapowiedzi w tym zakresie. Pomysł od początku budził oburzenie wśród polskich lekarzy. Powód jest prozaiczny. O ile polskie studia medyczne trwają siedem lat a droga do specjalizacji jest długa, o tyle u naszych wschodnich sąsiadów jest dużo łatwiej.
Lekarzem w praktyce można tam zostać nawet w trzy lata. Razem ze specjalizacją wychodzi czas o mniej-więcej o połowę krótszy niż w Polsce. Zachęty dla obcokrajowców w takim wypadku mogą stanowić swoistą dyskryminację krajowych medyków. Polscy lekarze nie odmawiają ukraińskim czy białoruskim kolegom umiejętności. Nie chcą jednak, by stawiać znak równości pomiędzy długim i żmudnym procesem kształcenia w Polsce a jego przyspieszoną wersją zza wschodniej granicy.
Co więcej, postulują, by chociażby droga do lekarskiej specjalizacji dla wszystkich zainteresowanych osób wyglądała tak samo. Jakby nie patrzeć, Polakom nikt żadnych specjalnych zachęt czy ułatwień nie proponuje. Z drugiej strony patrząc, z takimi środkami powinno się uważać. Chociażby po to, by mieć pewność, że dana osoba będzie w stanie zapewnić pacjentom właściwą opiekę medyczną.
Aleksander Łukaszenka celnie wyśmiewa plany polskiego ministerstwa
Okazuje się jednak, że te obawy wcale nie muszą być zasadne. Wszystko przez to, że lekarze ze wschodu wcale nie garną się do pracy w Polsce. Ministerstwo zakładało, że bliskość geograficzna, podobny język i pokrewna kultura będą stanowić najlepszą zachętę. Problem w tym, że nie mówimy o pracownikach niewykształconych czy niewykwalifikowanych. Mowa o specjalistach, niezbędnych w każdym społeczeństwie. Tymczasem państwa zachodnie również potrzebują lekarzy. Zresztą, bardzo często na emigrację decydują się także polscy medycy.
Najlepiej właściwie całą sytuację podsumował prezydent Białorusi. Aleksander Łukaszenka skomentował plany polskiego ministerstwa słowami: „Jeżeli dobrze się rozwijacie, proszę bardzo, nakarmcie własnych lekarzy i niech leczą waszych ludzi„. Białoruś na polskie plany zareagowała obietnicami szybkich i znaczących podwyżek w swojej służbie zdrowia. Do 2025 r. pensje mają wzrosnąć dwukrotnie. Już w przyszłym roku tamtejsi lekarze będą mogli liczyć na 20% podwyżki.
Ministerstwo zdrowia najwyraźniej myśli kategoriami aktualnymi jakieś pięć lat temu
Tymczasem przedstawiciele Związku Ukraińców w Polsce sugerują, że dla ich rodaków nasz kraj niekoniecznie musi być przesadnie atrakcyjnym wyborem. Lekarze ze wschodu mogą przecież wybrać chociażby Niemcy, Wielką Brytanię, czy Stany Zjednoczone. Tam mogą liczyć po prostu na dużo lepsze zarobki. Jest to niewątpliwie argument, z którym trudno polemizować. Tak naprawdę nasze ministerstwo zdrowia nie jest w stanie, lub po prostu nie chce, zaoferować lekarzom większych pieniędzy. Zwłaszcza na start kariery w zawodzie.
Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy problemu z wakatami w służbie zdrowia. Tymczasem myślenie, że polskie płace stanowią szczyt marzeń dla lekarzy z Ukrainy czy Białorusi jest właściwie życzeniowe. I krótkowzroczne. W całej gospodarce takie koncepcje są nieaktualne już od ładnych paru lat.