Polacy zwykli traktować zachodnią poprawność polityczną w najlepszym wypadku jako coś niezrozumiałego. W najgorszym: jako zwyczajne szaleństwo. Zdarza się, że pozornie niewinne zwroty momentalnie w tamtejszych społeczeństwach kojarzą się z rasizmem. Na przykład „Małe Białe Miasteczko” w Wielkiej Brytanii.
Miasteczko Bideford ewidentnie jest zarówno małe, jak i dominuje w nim biały kolor zabudowy
Także w Polsce wjeżdżających do miast, regionów czy nawet określonych gmin witają specjalne tablice. Zwyczaj ten jest właściwie rozpowszechniony na całym świecie. Tak samo jest i w brytyjskim Bideford. To nadmorskie miasteczko w hrabstwie Devon. Teraz, jak podaje The Telegraph, tablice mają ulec zmianie. Wszystko przez przydomek, jaki miasteczko uzyskało.
Pisarz Charles Kingsley w swojej powieści „Westward Ho!” określił Bideford jako „małe białe miasteczko”. Faktycznie miejscowość do największych nie należy. Jest także białe – zwyczaj bielenia ścian sięga epidemii Cholery z połowy XIX wieku. W czym więc tkwi problem?
Rada miasta zdecydowała zmienić sporny napis tak, by nikt nie miał wątpliwości że „Małe Białe Miasteczko” nie odnosi się do rasy
Jak się łatwo domyślić, chodzi o słowo „białe”. Miejscy radni zauważyli, że przydomek Bideford może budzić skojarzenie z białymi suprematystami, rasistami i ksenofobami. Przedstawiciele lokalnych konserwatystów zaproponowali więc usunięcie go z wszelkich tablic i znaków. Ich polityczni oponenci doszli do wniosku, że poprawność polityczna zdecydowanie zaczęła przekraczać granice absurdu.
Ostatecznie zdecydowano się na dość kompromisowe rozwiązanie. Sporny napis zostanie zmodyfikowany, tak by nie było wątpliwości co do intencji. Teraz ma brzmieć: „Małe Białe Miasteczko Charlesa Kingsleya”. Bardzo możliwe, że to dlatego, że wszelkie poprzednie próby pozbycia się przydomka paliły na panewce. Głównie z powodu protestów samych mieszkańców.
Do tej pory większość lokalnej społeczności nie widziała problemu. Nie oznacza to jednak, że przeciwnicy „Małego Białego Miasteczka” to jakaś marginalna mniejszość. Badanie tamtejszej opinii publicznej przeprowadzone przy poprzedniej próbie wskazuje, że aż 31% ankietowanych wolałoby dokonać zmiany. Także to mieszkańcy zwrócili uwagę radnym na fakt, że w dzisiejszych czasach miejski przydomek może się kojarzyć z rasizmem.
Nikt rozsądny nie chciałby być utożsamiany z rasistami i rasowymi suprematystami
Czy faktycznie „Małe Białe Miasteczko” może mieć jakieś rasistowskie skojarzenia, czy faktycznie jest czymś zupełnie niewinnym? Niewątpliwie samo „białe miasteczko” mogłoby szczególnie wrażliwym osobom zasugerować, że skoro Bideford jest „białe”, to osoby innej rasy mogą czuć się w nim niemile widziane. Co więcej, rasiści wprost uwielbiają odniesienia do białej rasy, białej siły i i najróżniejszych innych białych rzeczy.
Kompromisowe rozwiązanie wybrane przez radnych Bideford jasno przy tym sugeruje, że zdrowy rozsądek w tym konkretnym przypadku pozostaje nienaruszony. Warto się jednak zastanowić, czy samo poważne rozważanie tego typu zmian z powodu samego użycia potencjalnie źle brzmiących określeń to nie o jeden krok za dużo.
Z jednej strony, tak naprawdę skargi nie pochodziły najwyraźniej ze strony faktycznie obrażonych przez „Małe Białe Miasteczko” przedstawicieli mniejszości. W grę wchodziła raczej prewencja. Z drugiej zaś, trudno kogokolwiek winić za samą chęć bycia po prostu uprzejmym wobec innych. Trzeba także zauważyć, że mieszkańcy państw zachodnich – w tym Brytyjczycy – są na punkcie rasizmu bardzo wrażliwi. Nie bez powodu.
Nie sposób też nie przypomnieć, że Wielka Brytania ma realny problem z rasizmem. Jego wybuch można było zaobserwować chociażby po ogłoszeniu wyników referendum brexitowego. Skądinąd jego ofiarą byli raczej przybysze z Europy Wschodniej.
Łatwiej zrozumieć motywację radnych Bideford, gdy wyobrazi się sobie jego teoretyczny niemiecki odpowiednik
Wyobraźmy sobie na przykład, że brytyjskie „Małe Białe Miasteczko” jest niemieckim „Małym Aryjskim Miasteczkiem”. Kolonialna przeszłość Zjednoczonego Królestwa bynajmniej nie należy do chlubnych. W grę wchodzi podbój krain jak świat długi i szeroki. Te były także brutalnie eksploatowane, ich populacja niewolona – a czasem wręcz eksterminowana.
Teraz zaś Wielka Brytania stanowi społeczeństwo dużo bardziej wieloetniczne. Niektórzy jego obywatele swoje pochodzenie wywodzi właśnie z kolonii. Czy można się dziwić, że współcześni Brytyjczycy, wychowani w zupełnie inny sposób i w duchu zupełnie innych wartości, nie chcą się utożsamiać z faktycznymi zbrodniami popełnianymi przez pokolenia przed nimi?
Oczywiście, osobną kwestią jest samo imperialne dziedzictwo. Jeśli gdzieś można doszukać się czegoś niezdrowego, to z dumy z samych podbojów przy jednoczesnych objawach wstydu z powodu ich skutków. Warto pamiętać, że nie tylko Wielka Brytania ma kolonialną przeszłość. Jeden z największych zbrodniarzy w dziejach świata, belgijski król Leopold II, osobiście odpowiedzialny za ludobójstwo w Kongu, wciąż jest w swojej ojczyźnie pamiętany z pewnym sentymentem.
Polakom trudno zrozumieć mieszkańców dawnych państw kolonialnych – nasz kraj doświadczał raczej bycia podbijanym
Z polskiego punktu widzenia, zachodnia poprawność polityczna może być odbierana jako oznaki słabości, dekadencji czy zbiorowego szaleństwa. Trzeba jednak zauważyć, że Polska nigdy nie miała realnej kolonialnej przeszłości. W naszym społeczeństwie od 1945 r. praktycznie nie ma żadnych realnych mniejszości.
To oznacza zaś, że po prostu nie mieliśmy kiedy nauczyć się wrażliwości wobec odczuć innych. Co więcej, zwykle to my byliśmy ofiarami ambicji silniejszych sąsiadów. Zresztą, do dzisiaj obruszamy się gdy niektórzy z nich wypierają się odpowiedzialności za swoje łajdactwa. Tym bardziej powinniśmy zrozumieć mieszkańców zachodu.
Warto zresztą zauważyć, że o ile stereotyp że Polacy to rasiści czy antysemici to bzdura, to tyle faktycznie są w naszym kraju przedstawiciele tego typu poglądów. Rasizm w szkole, na stadionie czy na ulicy się zdarza. I nad Wisłą jest tak samo szkodliwy, jak w Wielkiej Brytanii.