Myśleliście, że rząd ograniczył już wam wszystko? Mylicie się. Właśnie urzędnicy przejrzeli wszystkie dziedziny życia i zobaczyli, że ostała się jedna nieruszana do tej pory rzecz, której trzeba natychmiast zakazać. A mowa o… spacerach po lesie. Jak powszechnie wiadomo, taki spacer to jedno wielkie źródło zarazy, właściwie gorsze od meczu piłkarskiego czy dużego koncertu, dlatego rząd uznał że zakaz wstępu do lasu to najlepszy na świecie pomysł na walkę z koronawirusem.
Zakaz wstępu do lasu – po co go wprowadzono?
„W trosce o zdrowie i bezpieczeństwo, w związku ze stanem epidemii oraz dyspozycją Premiera RP, od 3 kwietnia do 11 kwietnia br. włącznie, Lasy Państwowe wprowadzają tymczasowy zakaz wstępu do lasów, a Parki Narodowe pozostają zamknięte”, poinformowało w piątkowym komunikacie Ministerstwo Środowiska. Ot tak żeby Polacy nie nacieszyli się zbytnio perspektywą rozpoczynającego się weekendu, w trakcie którego liczyli że będą mogli chociaż na chwilę przejść się po świeżym powietrzu.
Dlaczego wprowadzono zakaz wstępu do lasu? Jak zwykle chodzi o rzekomo ogromną grupę „niezdyscyplinowanych” obywateli:
Niestety ostatnie dni pokazują, że mimo próśb i apeli, wciąż dużo osób wykorzystuje czas odizolowania na pikniki i towarzyskie spotkania, m.in. na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe.
…pisze resort środowiska. I dodaje, stosując zasadę kija i marchewki, że jedynie solidarne i odpowiedzialne zachowanie daje nadzieję na skrócenie epidemii i szybki powrót do normalnego funkcjonowania. A tymczasem to nic innego jak perwersyjna potrzeba rządu, by co trzy dni wprowadzać coraz mniej logiczne ograniczenia.
To rozwiązanie pozbawione jakiegokolwiek sensu
Obawiam się, że jak zwykle odezwie się teraz chór osób, które ślepo przyklaskują każdemu kolejnemu ograniczeniu w poruszaniu się. Ja jednak do tej grupy się nie zaliczam. I wcale nie dlatego, że koronawirusa traktuję z lekceważeniem. Nie. Myję ręce po kilkanaście razy dziennie. Mam rękawiczki które zakładam do sklepu. Nie widuję się z nikim poza moją partnerką i ludźmi, z którymi muszę się widzieć w ramach mojej pracy. Robię to, co każdy powinien robić. I nie uważam, żeby spacer po pustej plaży czy wyprawa do lasu, w którym nie ma żywej duszy, wystawiłaby los mój i innych na stracenie.
Żaden ze mnie epidemiolog, wirusolog czy lekarz chorób zakaźnych. Jestem odbiorcą mediów i jak każdy z nas słucham codziennie wypowiedzi ekspertów. Niech ktoś mi przytoczy choć jedną mówiącą o tym, że można zarazić się chodząc w odosobnieniu po świeżym powietrzu. Cały czas słyszymy o tym żeby unikać komunikacji miejskiej, zachowywać odstępy od ludzi, dbać o higienę itp. Ale ci sami specjaliści podkreślają – zachowując dystans chronimy siebie i innych. Jednak rząd woli przyjąć swoją metodologię: zakażmy ludziom wszystkiego, każmy im oszaleć w domach i sprawdźmy co się stanie.
I oczywiście zaraz pojawi się argument, że przecież w Puszczy Kampinoskiej były tłumy ludzi i spacerujący wręcz ocierali się o siebie. Tak, ale to było na samym początku epidemii, kiedy wielu nie zdawało sobie sprawy z powagi sytuacji. Dziś jesteśmy już w innym momencie, ludzie chodzą w maseczkach, naprawdę nie wychodzą z domu bez potrzeby i zachowują się odpowiedzialnie. Dlatego ja, jeśli chcę jechać do lasu, znajduję sobie miejsce gdzie wiem że nie będzie tłumów. Na Boga, jesteśmy dorośli, nie jesteśmy przedszkolakami które potrzebują listy zasad od pani przedszkolanki. A trochę niestety tak się dziś czuję. I jestem załamany, że tak wiele osób przyjmuje z aprobatą regulacje tak absurdalne jak obowiązek zachowania dwumetrowej odległości od osoby, z którą spędzasz całe dnie w mieszkaniu.
Czego jeszcze zakaże nam rząd?
Skoro już zamknięto większość sklepów, kina, parki, plaże, bulwary i teraz zamyka się lasy, to co jeszcze trzeba zamknąć, żebyśmy „zachowywali się odpowiedzialnie”? Może otoczmy osiedla drutem kolczastym, żeby każdy chodził tylko do sklepu który ma pod domem? Bo „ludzie są przecież tak strasznie nieodpowiedzialni a to dla ich dobra”. Załamuje mnie to, co robi rząd w ramach stanu nadzwyczajnego (którego oczywiście nie ma). Załamuje mnie też zachowanie ludzi godzących się na to i bijących brawo policjantom wlepiającym 5000 złotych mandatu parze która poszła na spacer. W takim tempie prędzej niż koronawirus, zniszczy nas wirus głupoty i bezmyślnego konformizmu.
Aha, i jeszcze jedno. Lasy nie są zamknięte tylko dla jednej grupy. Myśliwych. W końcu polowania to wyjścia pierwszej potrzeby. Im rząd właśnie zapewnił doskonałe warunki do strzelania.