Nowa wersja tarczy antykryzysowej ma nam przynieść także zmiany w ustawie o kinematografii. Te z kolei oznaczają nowy podatek, płacony przez dostawców usług medialnych na żądanie. Środki z tej daniny mają zasilić budżet Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jej konstrukcja sugeruje bardziej rozwiązanie stałe, niż ograniczone tylko do okresu epidemii.
Netflix i inny dostawcy usług na żądanie mają się złożyć na Polski Instytut Sztuki Filmowej
Myśląc o tarczy antykryzysowej w głowie mamy obraz przepisów czasem bolesnych, lecz przygotowanych specjalnie po to, by ratować gospodarkę przed skutkami epidemii koronawirusa. Rządzący z pewnością chcieliby, żebyśmy tak o niej myśleli. W praktyce jednak poszczególne tarcze są po prostu obszernymi doraźnymi nowelizacjami różnych przepisów prawa. Trudno byłoby zarzucić upychanie w tarczy przepisów niemających nic wspólnego z koronawirusem.
Nie wszystkie z nich mają jednak ścisły związek z gospodarką, czy zdrowiem publicznym. W najnowszej, trzeciej wersji tarczy antykryzysowej ma się znaleźć znakomity przykład. Portal Prawo.pl informuje, że rząd szykuje nam nowy podatek. Mają go zapłacić dostawcy usług medialnych na żądanie – tacy jak chociażby Netflix.
Kwartalny sposób rozliczenia daniny sugeruje, że nowy podatek wcale nie będzie rozwiązaniem na czas epidemii koronawirusa
Nowelizacja ustawy o kinematografii przygotowywana w ramach kolejnej tarczy antykryzysowej przewiduje, że takie podmioty będą zobowiązane do wpłat na Polski Instytut Sztuki Filmowej. Danina wyniesie 1,5 procent uzyskanego w Polsce przychodu z tytułu opłat za dostęp do udostępnianych publicznie audiowizualnych usług medialnych na żądanie. Alternatywą będzie przychód uzyskany z tytułu emisji przekazów handlowych. Wszystko zależy od tego, który z przychodów będzie wyższy w danym okresie rozliczeniowym.
Dość ciekawie prezentują się przewidziane zwolnienia. Nowy podatek nie obejmie mikroprzedsiębiorców oraz podmioty u których liczba użytkowników nie przekroczyła 1 proc. użytkowników sieci szerokopasmowych w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 1 ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych. W praktyce oznacza to niemal wszystkich użytkowników polskiego internetu. Siłą rzeczy na Polski Instytut Sztuki Filmowej mają się złożyć przede wszystkim wiodące na rynku podmioty.
Danina będzie rozliczana kwartalnie. Przedsiębiorcy będą musieli uregulować należności w terminie 30 dni po upływie kwartału. To z kolei oznacza, że nowy podatek najprawdopodobniej nie będzie rozwiązaniem tymczasowym. Długi okres rozliczeniowy sugeruje, że rządzący wcale nie zamierzają z niego zrezygnować po zakończeniu epidemii.
Nowy podatek ma na celu ratowanie polskiej kinematografii przed skutkami chociażby zamknięcia kin
Sensem nakładania na dostawców usług na żądanie nowej daniny jest z pewnością chęć poratowania polskiej kinematografii, także dotkniętej przez epidemię koronawirusa. W takich warunkach nie tylko trudno tworzyć nowe filmy, ale przede wszystkim zarabiać na biletach do kin. Te są w końcu nieczynne W tej chwili rząd planuje zniesienie nakazu ich zamknięcia od 19 kwietnia.
Warto przy tym zauważyć, że nowy podatek ma konstrukcję dość przewrotną. Wpłaty mają być dokonywane bezpośrednio na rzecz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jest to państwowa instytucja kultury zajmująca się przede wszystkim dofinansowywaniem produkcji i dystrybucji polskich filmów oraz ich promocją na świecie.
Danina nie trafi bezpośrednio do Skarbu Państwa czy samorządu. W grę wchodzi więc sytuacja troszkę podobna do abonamentu RTV nazywanego przez kolejne rządy „opłatą” pomimo spełniania wszystkich cech wyróżniających podatki. Ot, sprytna sztuczka mająca ukryć przed obywatelami potencjalnie niepopularne zmiany w prawie. W tym przypadku mamy czynnik jasno wskazujący na nowy podatek. Mowa o planowanym stosowaniu przepisów ordynacji podatkowej do należności z tego tytułu.