Wiece wyborcze niekoniecznie cieszą się zbytnim zainteresowaniem Polaków. W końcu najczęściej głosujemy „przeciw”, niż z przekonania. Najwyraźniej ktoś przeszedł samego siebie, jeśli chodzi o metody zwiększania frekwencji. Mieszkańców zapraszano na darmowe badania w Wągrowcu i Rogozinie – tych nie było, w przeciwieństwie do wiecu Andrzeja Dudy.
Tegoroczna kampania wyborcza obfituje w bezprecedensową liczbę wykorzystanych chwytów poniżej pasa
Jak to dobrze, że wybory prezydenckie 28 czerwca już niedługo. Trzeba przyznać, że kampania wyborcza tym razem obfitowała wręcz we wszelkiego rodzaju chwyty poniżej pasa. Najlepszym przykładem może być chociażby niesławna już debata w TVP. Same wybory korespondencyjne, bon turystyczny, czy kolejne tarcze antykryzysowe to również bardzo specyficzna płaszczyzna walki przedwyborczej. I to taka, której nie sposób wytykać wyłącznie stronnikom urzędującego prezydenta.
Wykorzystanie botów w mediach społecznościowych i marketing szeptany to obecnie smutna codzienność funkcjonowania partii politycznych w Polsce. Kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi nie stanowi tu w żadnym wypadku jakiegoś wyjątku.
Nie powinno nikogo dziwić, że także w mniejszej, lokalnej skali możemy się spotkać z zagrywkami co najmniej wątpliwymi. Jednak w Wielkopolsce najwyraźniej przekroczono pewną granicę. Jak inaczej nazwać ściąganie mieszkańców na rzekome darmowe badania w Wągrowcu i Rogozinie, tylko po to by podbić urzędującemu prezydentowi frekwencję na wiecu?
Ktoś mógłby powiedzieć: w trakcie epidemii koronawirusa darmowe badania dla mieszkańców to przecież coś dobrego. Skoro przy okazji wiecu przeprowadzono takowe, to chyba nie ma żadnego problemu. Właśnie w tym rzecz – żadnych badań nie było. Taka metoda postępowania jako żywo przypomina naciągaczy oferujących emerytom „cudowne garnki”, czy inny szmelc, pod płaszczykiem badań, występów artystycznych, czy „darmowych” prezentów.
Darmowe badania w Wągrowcu okazały się wabikiem na wiec prezydenta Andrzeja Dudy
Jak podaje Radio Zet, mieszkańcy wielkopolskiego Wągrowca zaczęli otrzymywać telefoniczne zaproszenia na darmowe badania pod kątem obecności koronawirusa. Do tego dochodziły konsultacje zdrowotne związane z epidemią. Trzeba przyznać, że tych trudnych takie zaproszenie mogło zwrócić uwagę.
Uważny obserwator mógłby doszukać się podobieństw względem sposobu działania wspomnianych wyżej naciągaczy. Ci wykonują telefony do osób spełniających kryteria wiekowe, proponując udział w rozmaitych prelekcjach, występach, czy właśnie badaniach.
Często oferują przy tym jakiś gratis. Na miejscu, zupełnym przypadkiem, prowadzona jest sprzedaż garnków, pościeli, sprzętu kuchennego, mat z Janem Pawłem II, czy wyrobów pseudomedycznych. Oczywiście po zdecydowanie zawyżonych kosztach. Warto wspomnieć, że na odmowę najczęściej prowadzący rozmowę reagują wręcz agresywnie. I to nawet jak na standardy polskiego telemarketingu.
Darmowe badania w Wągrowcu miały się odbyć na wągrowieckim rynku, należącym do Miejskiego Domu Kultury. Jakież musiało być zdziwienie mieszkańców, że nie tylko żadnych badań nie było, ale również szykowano wiec poparcia dla Andrzeja Dudy – z udziałem lokalnych polityków partii rządzącej. Co bardziej zaskakujące: nikt nikomu nie próbował niczego sprzedać, z wyjątkiem może osoby urzędującego prezydenta.
Miejski Dom Kultury, będący administratorem rynku, poinformował na swoim profilu na Facebooku, że o organizacji tego typu wydarzenia nikt z nim nie konsultował. Ani nawet nie raczył o nim poinformować. Szybko okazało się również, że takie same działania przeprowadzono w pobliskim Rogozinie.
Czy działacze PiS poprosili o pomoc jakiegoś specjalistę od wciskania emerytom „cudownych garnków”?
Fałszywe darmowe badania w Wągrowcu budzą wiele pytań. Ktoś musiał te telefony do mieszkańców wykonać. Żeby to zrobić, musiał skądś dysponować bazą ich numerów telefonów. Nie wydaje się, żeby taki numer miało bezpośrednio odpowiadać Prawo i Sprawiedliwość jako takie, czy sztab wyborczy Andrzeja Dudy. Jednocześnie niewątpliwie istnieją powody, by to właśnie tam kierować pytania o cały incydent.
Jak już wspomniano, sposób działania jest na tyle charakterystyczny, że od razu sugeruje podmioty prowadzące bardzo specyficzną działalność handlową. Ewidentnie nieuczciwą, często balansującą na granicy prawa – ale niestety wciąż zasadniczo legalną. Partie polityczne w dzisiejszych czasach ochoczo korzystają z pomocy mniej lub bardziej profesjonalnych podmiotów zajmujących się rozmaitymi odcieniami marketingu. W tym także tego mocno szemranego.
Obrót wypadków może sugerować, że ktoś organizujący wiec mógł poprosić o pomoc w zwiększeniu frekwencji kogoś zajmującego się na co dzień sprzedażą, na przykład, cudownych garnków. Taki podmiot może dysponować nie tylko bazą „klientów”, ale także personelem zaznajomionym z takim a nie innym sposobem ściągania ofiar na wskazane miejsce. Dlatego też teraz trudno zidentyfikować firmę odpowiadającą za całe zdarzenie.
Darmowe badania w Wągrowcu stanowią przy tym właściwie wierzchołek góry lodowej. Nie da się ukryć, że w naszym kraju społeczeństwo głosuje przede wszystkim „przeciw”. W takich realiach mobilizacja mieszkańców na wiecach wyborczych jest dość trudna. Trudno się pochwalić tłumami na wiecu wyborczym, jeśli Polacy zasadniczo mają takiego czy innego polityka głęboko gdzieś. Stąd właśnie może się brać pokusa by zastosować środki znane z handlu także w polityce. To niestety nie pierwszy tego przypadek, przynajmniej w szerszym kontekście sprawy.
Wykorzystanie nieetycznych form marketingu powinno być nie tylko zabronione, ale i karane – zwłaszcza gdy robią to partie polityczne
Partie polityczne korzystają z dobrodziejstw szemranego marketingu z prostego powodu – bo mogą a te wątpliwe etycznie praktyki dają spodziewane rezultaty. Nie istnieje, a szkoda, żaden przepis zabraniający wykorzystywania botów do działalności reklamowej, czy politycznej. Tymczasem marketing szeptany, w trosce o dobro wspólne, powinien stanowić po prostu przestępstwo.
I tak na przykład działalność gospodarcza polegająca na podszywaniu się pod innych ludzi w celach reklamowych powinna być karana nawet więzieniem. Podobnie powinna się kształtować sprawa wykorzystywania botów przez partie polityczne, podnajęte przez nie firmy, czy ich stronników – zwłaszcza za pieniądze. Warto przy tym zauważyć, że do tej pory ustawodawcy nie potrafią sobie poradzić nawet z podmiotami naciągającymi emerytów na kupno „cudownych garnków”.
Problem tego typu ma właściwie cały świat zachodni. Dopóki istnieje prawne przyzwolenie na marketing szeptany w najgorszej postaci, dopóty ktoś będzie z niego korzystał. W tym także ktoś, kto absolutnie nie powinien mieć możliwości wykorzystywania tego typu środków przeciwko obywatelom – partie polityczne.
Jeżeli nasze państwo będzie pozwalać firmom i partiom na oszukiwanie obywateli, to ci będą to robić w najlepsze. Nie zdziwmy się więc, jeśli w którychś następnych wyborach faktycznie jakiś wiec wyborczy jakiś sprytny działacz czy przedsiębiorca połączy z prezentacją garnków, materaców i cudownej pościeli.