Dziennikarka robiła zdjęcia pod Pałacem Prezydenckim, bo relacjonowała happening. Dostała 10 tys. zł kary administracyjnej

Prawo Zbrodnia i kara Zdrowie Dołącz do dyskusji (239)
Dziennikarka robiła zdjęcia pod Pałacem Prezydenckim, bo relacjonowała happening. Dostała 10 tys. zł kary administracyjnej

„Zasada winy” i „prawo do sądu” to pojęcia, które nierozerwalnie łączą się z procesem karania obywatela za czyny zabronione. No, chyba że rządzący wprowadzą kary administracyjne. Wtedy o wszystkim decyduje urzędnik, a odwołać można się co najwyżej do organu wyższej instancji.

Kara administracyjna od sanepidu

Kara administracyjna od sanepidu stała się – jak dla mnie – ponurym symbolem negatywnej reakcji organów państwa na epidemię COVID-19, wywołaną SARS-CoV-2. Skoro prawo karne (w tym wykroczeń) zakłada zbyt niskie kary, to jak to na legislatorów przystało, wprowadzono zupełnie nowy reżim odpowiedzialności, co do którego nie istnieje m.in. zasada winy, czy też prawo do sądu.

Administracyjna kara pieniężna nakładana jest przez organ administracji. Ma formę decyzji, od której przysługuje odwołanie. Samo odwołanie, co istotne, nie wstrzymuje jej wykonalności – do tego potrzeba odrębnego wniosku. Oznacza to, że po otrzymaniu decyzji trzeba – w zasadzie – wyskoczyć z kilku(nastu) tysięcy złotych, bo jakiś urzędnik tak uznał. Nie niezawisły sąd, a organ administracji.

Oczywiście, skoro nie jest to sankcja z dziedziny prawa karnego (wykroczeń), to mandat lub grzywnę i tak można – obok – dostać. Wątpliwości co do zgodności podwójnego reżimu odpowiedzialności z zasadą ne bis in idem są istotne. Jestem jednak zwolennikiem badania faktyczności, aniżeli samej teorii. Takie kary po prostu są nakładane i nic się z tym nie zrobi.

Kara administracyjna od sanepidu to brak zasady winy i prawa do sądu w pigułce

Serwis oko.press opisuje historię dziennikarki, która dostała 10 tys. kary, mimo że wykonywała obowiązki służbowe. Sytuacja pokazuje w całej swojej okazałości, jak bardzo złym rozwiązaniem są kary administracyjne. Sanepid przecież nie ma swoich przedstawicieli w terenie. Organ administracji – niebędący rzecz jasna sądem – bardzo często decyduje o być albo nie być kilkunastu tysięcy złotych konkretnego obywatela jedynie na podstawie policyjnej notatki.

Tak też było we wspomnianym przypadku. Kobieta, mimo że legitymowała się jako dziennikarka, otrzymała karę administracyjną od sanepidu. Oko.press podaje, że w treści decyzji o nałożeniu kary były takie motywy, jak „lekceważenie wysiłków Państwa Polskiego w zw. ze zwalczaniem epidemii”, natomiast nie było ani słowa o tym, że kobieta wykonywała obowiązki służbowe.

Do sprawy dołączył się Rzecznik Praw Obywatelskich, a sama ukarana nie zapłaciła kary i się od decyzji odwołała. RPO słusznie wskazał, że decyzja o nałożeniu kary była do granic arbitralna. Dziennikarka nie miała nawet możliwości przedstawienia swojej argumentacji, a sama decyzja – jak wcześniej wskazałem – oparta była jedynie o policyjną notatkę.

System kar administracyjnych, rozszerzany o kolejne obszary prawa, jest narzędziem zupełnie sprzecznym z jakąkolwiek konstytucyjną logiką. Zła jest nie tyle idea, ile wykorzystywanie jej do usprawniania prawa karnego, zabierając obywatelowi prawo do sądu, zasadę winy jako podstawę odpowiedzialności, dając w zamian błyskawiczną skuteczność – rodem z najgorszych ustrojów znanych z czasów słusznie minionych.