W niekończącej się internetowej wojnie pt. „Apple vs Google” zwolennicy tej pierwszej marki zyskali właśnie bardzo mocny argument. Apple pozwoli na zablokowanie wykorzystania danych swoich użytkowników przez aplikacje i strony internetowe. Czy Apple dba o prywatność użytkowników tak bardzo, jak to się zwykło mówić?
Apple dba o prywatność, serio
Jak wspomniałem kiedyś w tekście, który dotyczył roamingu w Mobile Vikings, jestem wyjątkowo wybrednym konsumentem. Zawsze po zaprzestaniu korzystania z usługi usuwam konto, wraz z moimi danymi osobowymi (przez co – swoją drogą – ponowne założenie konta w Traficarze trwa już miesiąc). A jeżeli coś mi się bardzo nie spodoba, to jestem w stanie porzucić cały ekosystem.
Tak też było swego czasu z Apple na rzecz Androida i Windowsa. Nowe urządzenia od firmy z Cupertino same z siebie uległy uszkodzeniu (w iPhone i MacBooku w przeciągu kilku miesięcy od zakupu padła płyta główna, ot tak), więc odszedłem na jakiś czas od Steve’a.
Okazało się jednak, że chwilowo miałem pracę, w której przechowywałem dosyć wrażliwe dane na – głównie wirtualnym – dysku. Dodając do tego szereg zawirowań w związku z wyciekami danych osobowych i ich luźnym zbieraniu przez niektórych producentów smartfonów z Androidem – padła decyzja, wracam – częściowo – do Apple.
Po co wam to piszę?
Sprawiłem sobie używanego iPhone’a i krok po kroku skłaniałem się ku całkowitemu transferowi do ekosystemu Apple. Najpierw w odstawkę poszedł ThinkPad, a potem – powoli – konto Google i szereg innych usług. Doszkoliłem się w zakresie menadżerów haseł – ten od iCloud jest genialny – i okazało się, że mając odpowiednio skonfigurowany ekosystem Apple i trzymając wrażliwe dane jedynie w obrębie tego środowiska, bezpieczeństwo danych jest faktycznie kompletne.
Powrót do Apple i przeniesienie wszelkich danych i większości usług były podyktowane przede wszystkim troską o bezpieczeństwo moich danych. A do tego – ogólną niechęcią do bezwiednego profilowania mnie i wykorzystywania tychże informacji do wciskania mi kolejnych treści reklamowych.
Nie, nie przeraża mnie to. Akceptuję ten stan rzeczy, natomiast wolę mieć wybór. I ten wybór właśnie będzie oferować Apple. Teraz w odniesieniu do reklam, co wkurzyło część branży.
Apple robi „Kozakiewicza”
Serwis „Antyweb.pl” opisuje, że europejskie grupy związane z szeroko pojętym reklamodawstwem, związane z Google i Facebookiem, są wściekłe na Apple. Przez to, że w najnowszych systemach iOS i macOS użytkownik będzie musiał wyrazić dobrowolną zgodę na śledzenie.
Apple planuje rozszerzyć ustawienia dot. prywatności. Każda aplikacja, która będzie chciała pozyskać od użytkownika jakieś informacje, nie zrobi tego bez dobrowolnie wyrażonej zgody. Szesnaście stowarzyszeń marketingowych zarzuca Apple, że to nie stosuje się do ogólnych branżowych zasad. Według nich umożliwienie użytkownikowi wyboru spowoduje, że większość na profilowanie zgodzić się nie będzie chciało.
Firma z Cupertino po raz kolejny utwierdza (mnie) w przekonaniu, że przeniesienie do ich ekosystemu całego mojego sieciowego inwentarza to był dobry wybór. Wybór co prawda podyktowany chęcią zwiększenia bezpieczeństwa, ale też chęcią pewnej minimalizacji – ekosystem to jednak ekosystem.
Naprawdę dużego znaczenia nie ma, czy pracuję na macOS, czy na Windowsie, bądź też na iOS, czy też Androidzie. Ale dla bezpieczeństwa moich danych ma to już znaczenie. Apple dba o prywatność – po prostu.
A, byłbym zapomniał – jeżeli podobny efekt można osiągnąć po odblokowaniu bootloadera, wgraniu roota i sflashowaniu custom-roma i instalując homebrew aplikację z XDA na Androida, czy też używając wtyczki do Chrome, czy Firefoxa, to się bardzo cieszę.