Przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy jeszcze przed końcem kampanii wyborczej przekonywali, że następnym celem ich formacji będzie repolonizacja mediów. Warto już teraz zadać sobie pytanie, czy takie posunięcie ma uzasadnienie w strukturze polskiego rynku medialnego.
Po wyborach Zjednoczona Prawica ma możliwość pochylenia się nad strukturą własnościową polskich mediów
Publikacja dziennika Fakt na temat kontrowersyjnego ułaskawienia przestępcy seksualnego obudziła wśród polityków Zjednoczonej Prawicy dążenie do uregulowania po swojemu rynku medialnego w Polsce. Hasłem przewodnim tego dążenia jest repolonizacja mediów. Koncepcja ta zakłada, że zdecydowana większość mediów w Polsce powinno należeć do polskiego kapitału.
Trzeba przyznać, że to bardzo poważne zagadnienie. W końcu jeśli popierasz repolonizację mediów, to nie masz nic przeciwko bardzo poważnej ingerencji państwa w działanie wolnego rynku. Z drugiej strony, kapitał sam w sobie może i nie ma narodowości, jednak jego właściciele to osobna kwestia.
Już po wyborach prezydenckich minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekonywał, że: „Nie powinno być tak, że część mediów staje się tak naprawdę sztabem wyborczym jednego z konkurentów i prowadzi do tego czarną, brudną kampanię wymierzoną w urzędującego prezydenta„.
Na ten temat wypowiadał się również przywódca drugiej mniejszej partii współtworzącej Zjednoczoną Prawicę. Jarosław Gowin uważa, że repolonizacja mediów może się odbyć jedynie na zasadach rynkowych. Niegdysiejszy wicepremier wskazuje w tym przypadku na sektor bankowy. W tym przypadku polski kapitał miał odzyskać nawet połowę rynku.
Trudno jednak być pewnym, że repolonizacja mediów faktycznie nas czeka. Problemy w tym przypadku są dwa: struktura rynku medialnego w Polsce, oraz ochrona prawa własności przewidziana przez prawo Unii Europejskiej i polską ustawę zasadniczą.
Repolonizacja mediów nie ma sensu – większość rynku i tak jest już w polskich rękach
Warto w tym momencie pochylić się nad zasadniczym celem repolonizacji. Tak naprawdę zmiany w strukturze tego rynku miałyby być jedynie narzędziem. Zasadniczym celem rządzących jest zmiana przekazu w mediach uważanych przezeń za „niemieckie” czy „zagraniczne”.
Bynajmniej nie chodzi tutaj o tygodniki śledzące życie celebrytów, magazyny motoryzacyjne czy niskonakładowe dzienniki lokalne. W tym przypadku faktycznie właścicielami poszczególnych pozycji często jest kapitał zagraniczny. Nie mają jednak większego wpływu na preferencje polityczne Polaków.
Sytuacja jednak zmienia się diametralnie, gdy mówimy o mediach faktycznie opiniotwórczych.Repolonizacja mediów nie może dojść do skutku, jeśli te już są w polskich rękach. W przypadku telewizji jedynym liczącym się medium należącym do zagranicznej spółki jest Grupa TVN. Ta należy do amerykańskiego Discovery.
Położenie ręki na amerykański kapitał z pewnością zagroziłoby strategicznemu partnerstwu ze Stanami Zjednoczonymi. Ambasador tego kraju, Georgette Mosbacher, wielokrotnie reagowała na ataki TVP na TVN. Tuż przed wyborami doszło do ostrej wymiany zdań między nią a posłanką PiS, Beatą Mazurek.
Repolonizacja mediów mogłaby objąć głównie Ringier Axel Springer
Znienawidzona na prawicy Agora, wydawca między innymi Gazety Wyborczej oraz właściciel portalu Gazeta.pl, jest spółką polską. Na rynku prasy istotną pozycję zajmuje szwajcarsko-niemieckie wydawnictwo Ringier Axel Springer. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że repolonizacja mediów w Polsce miałaby na celu przede wszystkim rozprawienie się z pozycjami wydawanymi przez tą konkretną spółkę.
Do Ringier Axel Springer należy dziennik Fakt, tygodnik Newsweek, oraz portal internetowy Onet.pl. Należąca do niemieckiego wydawnictwa Bauer Interia ma trafić w ręce polskiego Polsatu. Bauer wciąż pozostaje właścicielem radia RMF. Inne wiodące tytuły już teraz są w polskich rękach.
Wskazać tu można chociażby Super Ekspres, Wirtualną Polskę, Polsat, Politykę, Rzeczpospolit, czy Gościa Niedzielnego. Należałoby również wyróżnić rozmaite prawicowe media w rodzaju Sieci czy Do Rzeczy. Organiczna praca wykonana w ostatniej dekadzie sprawiła, że dominacja polskiego kapitału na rynku tygodników jest wręcz niezaprzeczalna.
Nie sposób również nie zauważyć, że w przypadku telewizji wiodącą spółką na rynku jest w tym momencie TVP. W przypadku mediów, na których zależy rządzącym, nie ma żadnego podmiotu wiodącego – kontrolującego przynajmniej 30% rynku. W takim wypadku repolonizacja mediów nie ma większego sensu. Już teraz ten rynek znajduje się przede wszystkim w polskich rękach.
W praktyce repolonizacja mediów objęłaby przede wszystkim prasę kobiecą, plotkarską i lokalne dzienniki
Repolonizacja mediów mogłaby, formalnie rzecz biorąc, zostać przeprowadzona. Najprawdopodobniej rządzący wybraliby wzorowanie się na rozwiązaniach funkcjonujących w innych państwach. Szczególnie atrakcyjne może być prawo obowiązujące we Francji. W szczególności zaś zapisy uniemożliwiające cudzoziemcom posiadania więcej niż 20% udziałów w firmie posiadającej koncesję radiową lub telewizyjną na program nadawany w języku francuskim.
W praktyce jednak rządzący mogliby w ten sposób wywrócić do góry nogami przede wszystkim rynek prasy kobiecej, plotkarskiej bądź wydawanych lokalnie dzienników. Tutaj dominują dwie spółki faktycznie należące do kapitału z Niemiec: wspomniane już wydawnictwo Bauer oraz grupa Polska Press. Media rzeczywiście nieprzychylne rządzącym nie zmieniłyby jednak ani właściciela, ani linii programowej.
Alternatywa zaproponowana przez Jarosława Gowina wymagałaby więcej czasu. Repolonizacja mediów według szefa Porozumienia to nic innego jak czekanie na okazję, by poszczególne pozycje wykupić. Narzędziem do realizacji tego zadania byłyby przede wszystkim spółki Skarbu Państwa. Nie jest wykluczone również subtelne wsparcie polskich spółek chcących wykupić jakąś pozycję z rąk zagranicznego kapitału.
Wiele wskazuje na to, że repolonizacja mediów byłaby w istocie próbą wyważenia otwartych drzwi. Trudno powiem sobie wyobrazić, żeby politycy Zjednoczonej Prawicy naprawdę przejmowali się tym, kto wydaje Tele Tydzień, czy Party Życie Gwiazd.