Nie do końca rozumiem euforię kolegów z redakcji Bezprawnika czy Spider’s Web. Wprawdzie prowadzimy od rana relację na żywo z atrakcyjnych promocji w Black Friday 2017, ale chyba sami siebie oszukujemy, że one naprawdę są atrakcyjne.
Kolega z kancelarii wybiegł godzinę temu do Arkadii, bo przecież jest „Black Friday”. I pewnie nawet wróci obkupiony od stóp do głów zadowolony z tego jak bardzo udało mu się zaoszczędzić za wszystkie czasy. Przy czym idę o zakład, że gdyby do sklepu poszedł miesiąc temu, to rachunek zysków i strat byłby mniej więcej porównywalny.
Czytaj też: Black Friday – czy promocyjne wyprzedaże mogą ograniczyć prawo do zwrotu i reklamacji?
Black Friday przywędrował do nas ze Stanów Zjednoczonych. Nikt właściwie nie rozumie dlaczego, przecież wcale nie objadamy się indykiem na Święto Dziękczynienia, a jednak wyprzedaże dotarły. To chyba ta słynna globalizacja. Tylko, że kiedy zaglądam na połacie amerykańskiego Amazonu, czytam na Twitterze co wymyśliły tamtejsze markety, a następnie porównuję to z rynkiem naszych polskich sklepów internetowych i usługodawców…
Ale nadal solidarnie oszukujemy się, że znajdujemy atrakcyjne promocje w Polsce. I może faktycznie takie znajdujemy. Jedną, dwie. Internauci żyją PlayStation za 999 złotych, ale generalnie na tym entuzjazm wyprzedażowy się kończy. Czemu nie podzielam entuzjazmu?
https://twitter.com/jakubkralka/status/934023684758691840
Sprzedawcy zawyżyli ceny, by przyznać rabat
To zjawisko jest niestety nadal spotykane, choć mam wrażenie (lub uśpioną czujność), że z roku na rok jakby mniej powszechne. A przecież takie działanie jak podnoszenie cen na kilka dni przed wyprzedażą lub nawet pisanie, że coś było droższe (choć nie było) jest niezgodne z prawem. Zabawę w szeryfów pozostawiam już jednak szanownym przedstawicielom UOKiK-u.
Każdy chce się bawić w Black Friday
I każdy może, tak działa wolny rynek. Ale niestety przez to coraz trudniej wyłapać jakieś ciekawe promocje, ponieważ domorosły rzemieślnik, który po godzinach pracy buduje czołgi z mokrego papieru toaletowego i mąki, postanowił przyznać 5% upustu na swoje rękodzieło. I wszędzie tym spamuje. I takich rzemieślników jest tysiąc.
Polskie promocje są iluzoryczne
Te uczciwie przyznane 15% upustu cieszy, naprawdę. Ale kiedy chwilę później podglądam Stany Zjednoczone z ich upustami na poziomie 60% na produkcie, o który zabijaliby się wszyscy, to jednak mam takie delikatne uczucie zazdrości. Mamy w Polsce Black Friday, owszem, ale jednak dla ubogich przedsiębiorców. Na skromnie.
Promocja na wybrane towary
A nawet jeśli czasem trafi się jakaś fajna promocja w sklepie, którym się interesujemy, to bardzo szybko okazuje się, że obejmuje tylko wybrane towary. Wchodzimy do ulubionego sklepu odzieżowego zachęceni 50% zniżki, ale możemy przebierać jedynie w bluzkach w rozmiarze XXXL, najbrzydszym stroju kąpielowym jaki jest i japonkach. Olejek do opalania z datą ważności do stycznia – gratis.
Bieda Friday, ale walczymy
„To nie jest Black Friday, o który nic nie robiłem” podsumował całą sytuację kolega z redakcji. Ale pomimo przeciwności losu postaramy się znaleźć dla Was jakieś promocje na miarę oczekiwań, na miarę wyprzedażowego szaleństwa, a nie przyznawanych pod presją chwili bieda-zniżek. Naszą relację na żywo możecie śledzić tutaj. Ale niczego nie obiecujemy, bo… wiecie jak jest.