Jarosław Kaczyński uznał, że cywilizacja chrześcijańska w Polsce powinna być broniona za pomocą „jak najbogatszych środków”. Sam kierunek działania wynika wprost z Konstytucji. Tylko czy obrona wartości przez prawicę jednocześnie ich nie podkopuje?
Cywilizacja chrześcijańska i jej dziedzictwo są integralną częścią ustroju naszego państwa
Czy te się komuś podoba czy nie, cywilizacja chrześcijańska stanowi wartość wprost wpisaną w ustrój naszego państwa. Przede wszystkim należałoby tu wskazać jednoznaczny fragment preambuły Konstytucji RP: „wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach”.
Preambuła nie stanowi jedynie niezobowiązującego wstępu do ustawy zasadniczej. Jest integralną częścią Konstytucji i przez to źródłem obowiązującego prawa. Ma w końcu wiążące znaczenie przy interpretowaniu części artykułowanej. Wskazuje wreszcie na wartości będące fundamentem państwa – te wywodzące się w dużej mierze właśnie z dziedzictwa chrześcijańskiego.
Pojęcie „cywilizacja chrześcijańska” zawiera w sobie dużo więcej niż samą tylko religię. Warto tutaj wskazać pewien wzorzec prawny i kulturowy sięgający wyidealizowanej nieco wizji starożytnego Rzymu i Grecji. Warto wspomnieć również o zdobyczach myśli oświeceniowej, czy koncepcji praw człowieka. W gruncie rzeczy autorzy naszej konstytucji mają rację w tym, że te same wartości można czerpać z różnych źródeł.
Teraz zaś Jarosław Kaczyński, przywódca najważniejszego stronnictwa politycznego w Polsce, kładzie w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” silny nacisk właśnie na obronę tej cywilizacji.
Środowiska konserwatywne mają swoje powody by obawiać się o przyszłość polskiej tradycji
Przez moment warto odrzeć te deklaracje z całego balastu politycznych kalkulacji, cynizmu i zabiegania o poparcie tego czy tamtego elektoratu. Te czynniki warto mieć cały czas w głowie, jednak zastanówmy się przez chwilę nad sensem i skutecznością obrony chrześcijańskiego dziedzictwa w Polsce.
Nie da się ukryć, że od lat władzę w naszym kraju sprawuje prawica – mniej lub bardziej konserwatywna, moralistycznie nastawiona i mocno prokościelna. Nic nie wskazuje na to, żeby w ciągu najbliższych trzech lat miało się to zmienić. Tymczasem ostatnie kampanie wyborcze, licząc przynajmniej od okolic wyborów parlamentarnych, faktycznie odbywały się pod znakiem ostrego sporu ideologicznego.
Spór ideologiczny w aspekcie politycznym wygrywa zdecydowanie prawica. Tym łatwiej, że ma do dyspozycji wszelkie narzędzia, jakimi dysponuje państwo. Można też pokusić się o tezę, że to prawica tą ideologiczną wojnę wywołała. Byłoby to jednak duże uproszczenie.
Trzeba w końcu brać pod uwagę niechęć środowisk konserwatywnych do rozmaitych przejawów oddziaływania kulturowego społeczeństw zachodniej Europy. Nie bez powodu wyżej użyłem sformułowania „cywilizacja chrześcijańska” zamiast „cywilizacji europejskiej”. Istotą sporu dla naszej prawicy jest to, że zachód kontynentu ma tendencję do odcinania się od chrześcijańskiej części swojego dziedzictwa. To zjawisko nie jest przecież nowe.
Na pierwszy rzut oka cywilizacja chrześcijańska w Polsce ma się znakomicie
Polskie społeczeństwo dość niechętnie przyswaja zachodnie nowalijki kulturowe. Chociażby niedawne nowe zasady Oscarów budziły nad Wisłą wyrazy raczej politowania niż aprobaty. I to pomimo tego, że te konkretne zmiany dotyczą jedynie kategorii „najlepszy film”, w domyśle: amerykański. W Polsce pojęcie „poprawność polityczna” stało się właściwie pokrewne „nowomowie”. Sugestia że słowo „murzyn” uruchomiła w debacie publicznej silny mechanizm obronny.
Próby przeprowadzania ideologicznej rewolucji w naszym kraju metodami politycznymi raczej nie prowadzą do niczego. Świadczy o tym zniknięcie ze sceny politycznej Twojego Ruchu, raczej kiepskie wyniki partii lewicowych i dominującej pozycji „postkomunistycznego” SLD na lewej stronie sceny politycznej. Nawet główna partia opozycyjna, Platforma Obywatelska, wcale się nie kwapi do stanięcia w szranki ze Zjednoczoną Prawicą na polu światopoglądowym.
Polacy są przywiązani do swojej tradycji, historii i kultury. To się raczej nie zmieni. Nośnikiem tych trzech rzeczy z pewnością jest także Kościół katolicki. Ktoś mógłby wręcz zaryzykować stwierdzenie, że polski Kościół momentami jest bardziej zainteresowany kultywowaniem tradycji niż niesieniem Ewangelii jako takiej. Zdecydowana większość Polaków deklaruje się jako osoba wierząca i jednocześnie katolik.
Wydawać by się mogło, że cywilizacja chrześcijańska w Polsce nie jest niczym zagrożona. A jednak Jarosław Kaczyński straszy przykładem Irlandii: jeszcze niedawno kraju na wskroś katolickiego, dzisiaj uznającego małżeństwa jednopłciowe i dopuszczające aborcję na życzenie. Sam prezes PiS mówi wręcz o „katolickiej pustyni z szalejącą ideologią LGBT„. Dlaczego?
Jarosław Kaczyński jednak przestrzega przed scenariuszem irlandzkim – popełnia przy tym jeden zasadniczy błąd
Pomimo wszystkich czynników predestynujących nasz kraj do roli niezdobytej konserwatywnej twierdzy na mapie Europy, laicyzacja w Polsce także postępuje. Wśród młodego pokolenia proces ten następuje wręcz błyskawicznie. Nasz kraj jest w tym przypadku wręcz światowym liderem. Długofalowe skutki tego trendu dla polskiej kultury są trudne do przewidzenia. Niewątpliwie jednak zarówno prawicę jak i Kościół tak pesymistyczne dane mocno uwierają.
Dlatego właśnie Kaczyński deklaruje chęć obrony tradycyjnych wartości za pomocą tego, co interesuje nas najbardziej: środków leżących w dyspozycji państwa. Jak ma wyglądać taka walka o rząd dusz Polaków? „Z tym nurtem, który dzisiaj tak atakuje, walczyć trzeba – choć rozumnie. Rozumnie nie znaczy, że nie walczyć albo walczyć z jakąś niebywałą łagodnością czy bez gotowości użycia wszystkich środków, którymi dysponuje państwo w obronie prawa„.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości, komentując różnice zdań w obrębie Zjednoczonej Prawicy w kwestiach światopoglądowych, postawił sprawę jasno. Zgadzają się co do istoty sprawy, różnice pomiędzy PiS a Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry są natury czysto taktycznej.
Kaczyński chciałby postawić większy nacisk nie tyle może na zwalczanie przeciwników ideologicznych, co na edukację i treści programów nauczania w szkołach. Chodzi o to, by jasno nazwać „złem” te zjawiska, które konserwatywna prawica uznaje za zło. Dobre i to. Problem w tym, że prezes PiS i cała jego stronnictwo popełniają błąd na poziomie strategicznym. Źle zidentyfikowali zagrożenie.
Winnym laicyzacji Irlandii był przede wszystkim tamtejszy Kościół a nie „szalejąca ideologia LGBT”
Jeżeli czegoś nas może nauczyć scenariusz irlandzki to to, że głównym winnym laicyzacji tamtego społeczeństwa jest Kościół katolicki. Nic tak nie podkopało zaufania do instytucji jak tuszowanie afer pedofilskich – mające przecież charakter systemowy także i w Polsce. W interesujący sposób problem Irlandii przedstawiała jednak w 2018 r. TVP.
Jednym z czynników sprzyjających laicyzacji było narzucanie surowych zasad religijnych siłą na poziomie poszczególnych rodzin. Do tego dochodzi systemowe stosowanie przemocy chociażby w katolickich szkołach. Wiara wymuszana przede wszystkim strachem okazała się niewiele warta. Kiedy rola Kościoła w społeczeństwie osłabła, nastąpiło sprzężenie zwrotne – Irlandia właściwie w ciągu jednego pokolenia stała się tą „katolicką pustynią z szalejącą ideologią LGBT„.
Rzecz w tym, że „ideologia LGBT”, „ideologia gender” czy teraz nowość w postaci „ideologii singli” nie stanowią bezpośredniego czy realnego zagrożenia dla chrześcijańskiego charakteru polskiej kultury czy tożsamości. Problemy osób nieheteroseksualnych czy transpłciowych są raczej poza spektrum zainteresowania większości Polaków.
Ci, jak już wspomniano, wcale nie chcą chłonąć nowinek zachodnich nowinek kulturowych. Nawet jeśli nie są przywiązani do instytucji Kościoła i konsekwentnie ignorują chociażby jego społeczną naukę, to religia wciąż jest obecna w jakiejś formie w ich życiu.
Także w Polsce cywilizacja chrześcijańska może upaść pod własnym ciężarem
Cywilizacja chrześcijańska w Polsce jest zagrożona przede wszystkim przez postawę samych środowisk konserwatywnych, z polskim Kościołem na czele. Hierarchowie od lat robią co tylko mogą, by nie musieć się rozliczać z zaniechań w kwestii zwalczania pedofilii w Kościele. Do tego tolerują przyklejanie się do religii środowisk, którym zdecydowanie bardziej niż „miłość bliźniego” działają na wyobraźnię „wojny krzyżowe”. Te same, które bardzo chętnie sięgają po przemoc w walce z „ideologią LGBT”.
Ani szeroko rozumiana prawica, ani także rządzone przez konserwatystów państwo nie robią nic, by powstrzymać te zjawiska. Bezrefleksyjnie wspierają hierarchów, kredytując każde zaniechanie z ich strony. Rządzący nawet ochraniają duchownych przed potencjalnymi konsekwencjami prawnymi. Kościół tymczasem swoje własne przewiny bardzo chętnie zrzuca właśnie na rozmaite ideologie – co chętnie podłapują wszyscy jego polityczni sojusznicy.
Trzeba przyznać, że walka z rozmaitymi zmyślonymi ideologiami jest dużo łatwiejsze, niż zmierzenie się z własnymi ułomnościami i zaproponowanie młodym jakiejś przekonującej alternatywy względem współczesnego konsumpcjonizmu i nihilizmu. Kościół niestety najwyraźniej tego nie potrafi zrobić. Także państwu wychodzi to raczej kiepsko.
Uniwersalne wartości będące fundamentem naszej cywilizacji nie potrzebują ochrony w postaci propagandy w szkołach. Samo sprawianie wrażenia, że państwo wspiera rozmaitych przyklejonych do Kościoła „neokrzyżowców” może tylko dać paliwo dla dalszej laicyzacji w Polsce.
Charakter ścisłego sojuszu tronu z ołtarzem stanowi największe zagrożenie dla religijnej części polskiej tradycji
Nie chodzi w żadnym wypadku o pobłażliwość wobec łamiących prawo aktywistów drugiej strony sporu ideologicznego. Rzecz w tym, że taka gorliwość w egzekwowaniu prawa i moralności powinna dotyczyć wszystkich w takim samym stopniu. Nawet, jeśli oznaczałoby to konieczność interwencji względem rosłych i krótko ostrzyżonych mężczyzn toczących swoją świętą wojnę przeciwko którejś z wrogich „ideologii”.
Warto przy tym zauważyć, że III Rzeczpospolita nie jest państwem świeckim – i nie została przez ustrojodawcę jako takie obmyślana. Zgodnie z art. 25 Konstytucji, władze muszą „jedynie” zachować bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Co więcej wprost nakazuje państwu współdziałanie z kościołami i związkami wyznaniowymi – dla dobra człowieka i dobra wspólnego.
Przyjazny rozdział kościoła od państwa to nie nakaz zupełnej bierności, czy stosowania taryfy ulgowej względem duchownych. Kościół musi sam zabiegać o swoich wiernych. Nie może liczyć na to, że państwo go w jakimś stopniu w tym wyręczy. Rządzący są w tej komfortowej sytuacji, że trudno byłoby ich posądzić o chęć zaszkodzenia Kościołowi. Mógłby więc zdziałać wiele dobrego na tym polu.
Tymczasem ścisły sojusz tronu z ołtarzem tak naprawdę tylko Kościołowi szkodzi. To jest właśnie prawdziwe zagrożenie, z jakim boryka się w Polsce cywilizacja chrześcijańska.