Jeśli ktoś uwierzył w zapewnienia, że sytuacja polskich firm względnie się ustabilizowała i można mówić nawet o pewnym optymizmie, to niestety – ale wszystko wskazuje na to, że był w błędzie. Aż 765 tys. aktywnych dłużników odnotował ZUS pod koniec sierpnia – aż o 150 tys. więcej niż w marcu. Łatwo się domyślić, skąd aż taki przyrost.
Firmy nie płacą ZUS. Część prawdopodobnie nie ma nawet z czego
Jak podaje „DGP”, liczba aktywnych kont w ZUS posiadających zaległości w składkach wynosiła pod koniec sierpnia 765 tys. W marcu było to 611 tys. Najlepiej jednak widać, jak mocno pogorszyła się sytuacja, jeśli zwrócimy uwagę na dane z końca 2019 r. Wtedy zaległości miało 550 tys. płatników. Wciąż bardzo dużo, jednak w drugiej połowie tego roku sytuacja już bardzo mocno się pogorszyła.
Nikt chyba nie ma wątpliwości, dlaczego liczba dłużników ZUS tak gwałtownie się zwiększyła i dlaczego firmy nie płacą ZUS w tym momencie. Dla większości z nich zwolnienie z płacenia składek jest już poza zasięgiem (skorzystają nieliczni na mocy „drugiej tarczy antykryzysowej dla turystyki”). Dodatkowo wielu z nich nie osiąga przychodów na poziomie sprzed epidemii. Część ma niespłacone zobowiązania wobec kontrahentów. Do tego w większości przypadków kończą się już środki z różnych instrumentów pomocowych, takich jak np. dotacja na kapitał obrotowy.
A wszystko wskazuje na to, że będzie tylko gorzej. Już teraz rządzący nakładają nowe obostrzenia na październik – w dużej mierze lokalne, dla żółtych i czerwonych stref. Nie wiadomo jednak czy część tych restrykcji (jak nakaz zamykania lokali gastronomicznych czy klubów) o 22:00 nie stanie się normą ogólnokrajową. Drugi lockdown wydaje się mało prawdopodobny, ale to przecież nie oznacza, że rząd nie wprowadzi obostrzeń ogólnokrajowych. Wystarczy, że zamiast zamykania różnych firm ograniczy czasowo ich działalność – i to już znacząco może przełożyć się na osiągane przez nie przychody.
Mateusz Morawiecki duma nad estońskim CIT-em, a Polityka Nowej Szansy na razie nie zachwyca
Co rządzący mają zamiar zrobić, by pomóc przedsiębiorcom, a przy tym – nie wpędzić ich przy okazji w większe kłopoty finansowe? Teoretycznie jest Polityka Nowej Szansy – tyle, że to rozwiązanie dla tych firm, które albo już są na skraju niewypłacalności, albo dla których jedynym ratunkiem jest restrukturyzacja. Rząd natomiast nie ma specjalnie pomysłu na firmy, które mają pewne zaległości, ale starają się samodzielnie „utrzymać na powierzchni”, wypłacać terminowo pensje, a ostatecznie – i tak kończą miesiąc na minusie, a po środki sięgają z oszczędności. Premier Morawiecki woli jednak dumać na przykład nad estońskim CIT-em i po raz kolejny zwoływać z tego powodu konferencję prasową (żeby było jasne – to dobre rozwiązanie, ale niewystarczające, a dodatkowo pytanie brzmi – ile mniejszych firm faktycznie z niego skorzysta, zwłaszcza w przyszłym roku?) niż razem z ministrami i specjalistami opracować szerszą strategię dla firm, które ledwo radzą sobie w kryzysie wywołanym pandemią koronawirusa.