Iga Świątek zwyciężyła wczoraj w turnieju Roland Garros, co – słusznie – ucieszyło wielu Polaków, którzy tak już mają, że chętnie kibicują rodakom.
Niektórzy postanowili jednak pójść w tej radości o jeden krok dalej. Jeszcze mączka kortu dobrze nie opadła z rakiety tenisistki, a w mediach społecznościowych zaczęły się pojawiać niesmaczne grafiki.
Grupa osób i instytucji myślała, myślała i wymyśliła jak ogrzać się w wielkim sukcesie 19-latki. Wyszło niezgrabnie, niesmacznie, a może troszkę żenująco? Wnioski pozostawiam wam samym.
Iga Świątek jeszcze nie zdołała podnieść pucharu do góry, a poseł Lewicy, Tomasz Trela, wrzucił grafikę, w której wizerunek tenisistki był opakowany logotypem partii i nazwiskiem posła. Jak gdyby co najmniej przez ostatnich 15 lat podawał Idze piłki.
Oczywiście nikt nie uwierzy w związek Lewicy z Igą Świątek. Gdyby tenisistka umarła z głodu albo 40 lat musiała czekać na przydział kiepskiego samochodu – wtedy może faktycznie konotacje byłyby lewicowe. Ale w tym wypadku to po prostu real time marketing w złym stylu, a na dodatek bezprawny. To nie jest wiedza wykraczająca poza możliwości percepcyjne nawet lewicy, że wizerunek podlega ochronie i nie można go sobie wklejać na swoje polityczne ulotki. Zwłaszcza, że nie wiemy czy tenisistka popiera daną partię.
Swoje gratulacje tenisistce złożyli też politycy: premier, Jacek Sasin (oby to nie był pocałunek śmierci) i prezydent, choć akurat pan prezydent był zdecydowanie bardziej zaaferowany definicją oposa. Co jest dobre, dzięki temu naród się uspokaja i zapomina, że w szpitalach nie ma łóżek, a lekarze przeszli do etapu leczenia ludzi, nawet gdy sami są już zarażeni koronawirusem.
Przepraszam wszystkich „oburzonych” hejterów i totalną oposycję, podobno to jednak nie jest #opos tylko dydlef wirginijski. Wybaczcie. Mea culpa… https://t.co/lV7uJzTFvS
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) October 10, 2020
Ale instynktu samozachowawczego zabrakło też sektorowi prywatnemu. Ojcem sukcesu Igi Świątek postanowił zostać na przykład dr Jacek Jaroszewski z kliniki Enel-Sport, który „miał przyjemność” kilka lat temu operować tenisistkę. Trudno odmówić, że udana operacja przyczyniła się w jakiś sposób do tego wielkiego sukcesu, ale już operacja promowania tego w mediach społecznościowych to już jakaś kompletna pomyłka.
Nie dziwi zatem, że pod wpływem nawału zniesmaczenia ze strony opinii publicznej posty posła Treli czy Enel-Sportu zniknęły z sieci tak szybko, jak się w niej pojawiły, natomiast nie tak powinien wyglądać dobry real time marketing.