W środę na kolejnej konferencji dotyczącej walki z epidemią COVID-19 premier Mateusz Morawiecki ogłosił zasady ostatniego etapu wprowadzenia ograniczeń, które mają zapobiec pełnemu lockdownowi. Rząd zdaje się, nie przewidział jednak, że nowe obostrzenia zaszkodzą szpitalom.
System opieki zdrowia na granicy
Do słów, które padły wczoraj z ust szefa resortu zdrowia Adama Niedzielskiego, odniósł się dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Marcin Jędrychowski. W rozmowie z Państwową Agencją Prasową wyznał, że granica wydolności służby, o której wspomniał na konferencji Niedzielski, stale się przesuwa. Co więcej, zauważa, że w dalszym ciągu będzie się odsuwać, a lekarze i rządzący będą utrzymywać, że pozostają jeszcze jakieś rezerwy. Z obserwacji dyrektora wynika, że rzeczywistość szpitali w Polsce w związku z dostępnością wolnych łóżek czy respiratorów jest inna, niż zapewniają politycy. Trudno nie zgodzić nie z wątpliwościami dyrektora krakowskiej placówki. Przecież w poniedziałek informowaliśmy o łóżkach, o które bały się mamy dzieci z oddziału psychiatrii UCK WUM Szpitala Dziecięcego w Warszawie.
Dyrektor odniósł się także do danych, dotyczących liczby chorych. Według Jędrychowskiego bardzo niedoszacowanych ze względu na ich zależność od ilości wykonywanych testów. Miarodajną skalę epidemii ukażą dopiero wyniki testów antygenowych (dających możliwość wykonania ich w domu), w chwili kiedy staną się obowiązkowe.
Jak nowsze obostrzenia zaszkodzą szpitalom?
Dyrektor zwrócił również uwagę na istotne kwestie, które umykają rządowi w konstruowaniu strategii walki z Covidem. Chodzi m.in. o brak dostępu do Remdesiviru, leku dla chorych na COVID-19, czy do środków medycznych, wykorzystywanych do zwiotczania podłączonych do respiratora pacjentów.
Najwięcej jednak obaw związanych z rządowym przeciwdziałaniem epidemii, które stanowią argument dla wprowadzenia nowych obostrzeń, budzi wg Jędrychowskiego fakt zamknięcia szkół podstawowych w najmłodszych klasach. Dzieci przejdą na nauczanie zdalne i ktoś będzie musiał się nimi zaopiekować. Dla krakowskiego szpitala „oznacza to utratę kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset pań pielęgniarek” – stwierdził dyrektor w rozmowie z PAP. Dodał, że ten ruch świadczy o braku prawidłowej analizy sytuacji z wiosny tego roku.
Nowsze obostrzenia zaszkodzą szpitalom, jeśli rządzący nie wymyślą alternatywy dla dzieci lekarzy, lekarek, asystentów medycznych czy pielęgniarek. Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego podpowiada niejako sposób na rozwiązanie tego problemu. Być może warto byłoby wyznaczyć w miastach szkoły, do których dzieci pracowników medycznych mogłyby chodzić. W kilkuosobowych grupach, pod opieką w świetlicach mogłyby uczestniczyć w lekcjach. Tym samym rodzice, spokojni o swoje pociechy, mogliby zająć się pomocą potrzebującym, których w najbliższych tygodniach może być najwięcej.
Liczba chorych na COVID-19 i walka o jej zmniejszenie to konsekwencje medyczne epidemii. Jak przyznaje sam Jędrychowski te wynikające dla społeczeństwa i ekonomii mogą być dużo dotkliwsze.