Premier Morawiecki ogłosił wczoraj, że nie będzie narodowej kwarantanny. Jak stwierdził – „wspólnym wysiłkiem wyhamowaliśmy zakażenia tuż przed punktem krytycznym”. W tej jednej kwestii premier miał rację – był to wysiłek wspólny. Ze strony Polaków – bo większość starała się stosować do wprowadzonych restrykcji. A dodatkowo – bo nagle liczba badanych próbek (w porównaniu do np. zeszłego tygodnia) gwałtownie się zmniejszyła.
Nie będzie narodowej kwarantanny. Rząd uważa, że obostrzenia zaczęły przynosić skutek
Szef rządu w godzinach wieczornych postanowił oznajmić, że nie będzie narodowej kwarantanny. Jak stwierdził – „wyhamowaliśmy tuż przed punktem krytycznym”, a obostrzenia zaczęły przynosić skutek. Dodatkowo zdaniem premiera utrzymywanie się stosunku zakażonych na poziomie 65 na 100 tys. mieszkańców jest pierwszym sygnałem stabilizacji. Oczywiście premier podkreślił, że nie będzie narodowej kwarantanny w najbliższych dniach – wciąż jej wprowadzenie jest realne, tyle, że nie w najbliższym czasie. Wszystko będzie zależeć od tego, jaki będzie przyrost dzienny nowych zakażeń.
Nie sposób nie zwrócić jednak uwagi na to, że przez ostatnie kilka dni liczba wykonywanych dziennie testów znacząco spadła. Porównajmy zresztą, dla przykładu, liczbę zakażeń i testów od wtorku do czwartku w tym tygodniu do liczby testów i zakażeń w analogicznych dniach zeszłego tygodnia.
We wtorek 3 listopada zakażonych odnotowano 19 364 nowe przypadki zakażeń, wykonano ponad 65,7 tys. testów.
W środę 4 listopada zakażonych odnotowano 24 692 nowe przypadki zakażeń, wykonano ponad 69 tys. testów.
W czwartek 5 listopada – 27 143 nowe przypadki na ponad 67 tys. testów.
A warto jednocześnie zauważyć, że to wcale nie był szczyt możliwości polskich laboratoriów. Na przykład 6 listopada odnotowano 27 086 nowych przypadków, ale wykonano aż 82,95 tys. testów.
Teraz, dla porównania, warto przedstawić jak sytuacja wyglądała w tym tygodniu:
wtorek, 10 listopada – 25 484 nowe przypadki, 54,7 tys. testów.
środa, 11 listopada – 25 221 nowe przypadki, ponad 53,2 tys. testów
czwartek, 12 listopada – 22 683 nowe przypadki, ponad 57,2 tys. testów.
Widać zatem wyraźnie, że w tym tygodniu nowych przypadków nie było wcale znacząco mniej. Jednocześnie łatwo zauważyć, że liczba testów w Polsce w ostatnich dniach znacząco spadła. Oczywiście – to lekarze kierują na test na koronawirusa, a potem to laboratoria badają dostarczone próbki. Rząd zatem teoretycznie nie ma z tym nic wspólnego. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że nagłe zmniejszenie liczby testów w tygodniu, w którym mogłaby zostać ogłoszona narodowa kwarantanna, to niesamowity zbieg okoliczności.
Rząd po prostu nie chciał narodowej kwarantanny
Postawmy zresztą sprawę jasno – rządzący zwyczajnie chcieli uniknąć wprowadzenia narodowej kwarantanny. Wicepremier Gowin wyliczał potencjalne koszty zamykania gospodarki (100 mld zł na miesiąc), przedsiębiorcy mieli rządowi za złe, że podejmuje niezrozumiałe decyzje w ostatniej chwili. Lockdownowi w dużej mierze przeciwne jest też społeczeństwo. A pamiętajmy, że notowania ekipy rządzącej nie są ostatnio zbyt dobre. Narodowa kwarantanna mogłaby je obniżyć jeszcze mocniej, niezależnie od tego, czy byłoby to rozwiązanie słuszne czy też nie.
Obecna sytuacja, w której liczba zakażeń otrzymuje się na stałym poziomie (chociaż już nie odsetek testów pozytywnych w stosunku do wszystkich testów) jest dla rządu zdecydowanie najlepsza. Po pierwsze – premier może twierdzić, że obostrzenia zaczęły przynosić skutek, czyli – dotychczasowe decyzje były jednak trafne. Po drugie – szef rządu może jednocześnie przestrzec, że wprawdzie wyhamowaliśmy, ale musimy uważać i nadal ograniczać kontakty społeczne (czyli np. nie protestować na ulicach). Wreszcie po trzecie – premier nie musiał właściwie podejmować żadnej decyzji. Po prostu nie osiągnęliśmy poziomu zakażeń, który zmuszałby go do jej nałożenia.
Wychodzi zatem na to, że nie będzie narodowej kwarantanny – przynajmniej w najbliższych dniach, ale trudno w tym momencie uznać, że to faktycznie zasługa wprowadzonych wcześniej obostrzeń.