Mimo że przynajmniej w tym tygodniu nie czeka nas zaostrzenie ograniczeń, niewykluczone, że te obowiązujące dzisiaj, będą częścią naszej codzienności do końca roku. Według przewidywań ekonomistów Banku Pekao taki ruch rządu świadczyłby o przeciwdziałaniu koronawirusowi. Następna transmisja wirusa wróci prawdopodobnie po świętach.
Obostrzenia w obecnym kształcie na pewno do końca miesiąca
Na wczorajszej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że regulacje dotyczące ograniczeń na pewno nie zostaną rozluźnione do 29 listopada, nawet jeżeli dzienna liczba zachorowań utrzyma tendencję spadkową. Szef resortu zdrowia podkreślił, że wprowadzone ostatnio obostrzenia dopiero teraz powinny przynosić skutek w postaci coraz mniejszej liczby dziennych zachorowań, dlatego przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny wszystko powinno zmierzać w dobrym kierunku.
Wczoraj po raz pierwszy od dłuższego czasu liczba dziennych zachorowań na Covid spadła z 20 i więcej tys. przypadków dziennych zakażeń do nieco ponad 19 tys. Warto jednak dodać, że od 27 października liczba zlecanych przez lekarzy rodzinnych testów na obecność koronawirusa malała równie systematycznie, jak liczba dziennych zakażeń. Sam Niedzielski przyznał, że w porównaniu do sytuacji sprzed dwóch tygodni, kiedy zlecano dziennie ok. 50 tys. testów, dzisiaj w Polsce notujemy spadek w tym zakresie o połowę. Prosta zagrywka, by pokazać, że restrykcje rządu działają — powiedziałby ktoś, a minister usprawiedliwia mniejszą liczbę zlecanych testów spadającą liczbą zgłoszeń pacjentów po te testy, co ma świadczyć o poprawie sytuacji epidemicznej.
Obostrzenia mimo wszystko do końca roku, następna transmisja wirusa może wrócić po świętach
Jak zaznaczają jednak analitycy z Pekao w rozmowie z Business Insiderem, liczba zachorowań przez cały okres jesienny jest niejasna ze względu na ograniczenia związane z niewystarczającą ilością testów do zbadania znacznej ilości osób na przestrzeni całego jesiennego rzutu covidovego i nieudolności systemu, który nie wychwytuje przecież przypadków bezobjawowych.
Po przesłankach, które jednak docierają do opinii publicznej w ostatnich dniach, a o których wspomniał też minister, czyli mniejszej liczbie zleceń lekarskich na testy, niższym popycie na testy, i wreszcie zmniejszeniem liczby dziennych przypadków można sądzić, że liczba zarażeń nie tyle zaczęła już spadać, ile po prostu przestała wzrastać. Eksperci z Pekao wskazują też na tzw. alternatywne wskaźniki, jak coraz mniejsza liczba wyszukiwań objawów Covidu w Internecie czy zmniejszona ruchliwość społeczna Polaków, na którą wskazują m.in. dane lokalizacji ze smartfonów.
Zdaniem ekonomistów duży wpływ na transmisję wirusa mają wciąż wszelkie punkty gastronomiczne i kluby fitness. Roznoszenie się wirusa w szkołach natomiast można oceniać różnie, w zależności od panującego w danym kraju modelu rodziny czy warunków mieszkalnych. Na tej samej zasadzie należałoby również dokonywać decyzji o zamknięciu czy otwarciu szkół. Ekonomiści zauważają na przykład, że w krajach, gdzie zamknięto szkoły, panuje względnie duży udział wieloosobowych gospodarstw domowych, dlatego w Polsce ten ruch może przynieść wymierny skutek.
Eksperci z Pekao w swoich prognozach obostrzeń wychodzą jednak dalej niż minister Niedzielski. Według nich przedłużenie obecnych restrykcji, czyli wstrzymanie działalności m.in. szkół, siłowni, klubów fitness czy restauracji i kawiarni, potrwa do połowy grudnia lub nawet do końca roku. Wszystko ze względu na nadchodzące święta i możliwą następną transmisję wirusa, która może nastąpić po Bożym Narodzeniu, jako efekt wzmożonej mobilności ludzi. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy na pewno tak będzie, ale rząd może właśnie celem wpłynięcia na jak najmniejszy wzrost poświątecznych dziennych zakażeń koronawirusem argumentować utrzymanie obecnych obostrzeń.