Premier Mateusz Morawiecki wraca z Brukseli z radosną nowiną. Budżet i fundusz odbudowy mogą ruszać pełną parą, co powinno ucieszyć wszystkich Polaków. Ale żadna propaganda sukcesu nie zmieni jednego: nasz premier zgodził się na to, by zaczął działać mechanizm „pieniądze za praworządność”. W tym sensie rację ma wytykający mu to Zbigniew Ziobro. Z tym że to dla Polski rozwiązanie dobre, a nie szkodliwe.
Pieniądze za praworządność
Mechanizm uzależniający wypłatę środków unijnych od przestrzegania rządów prawa powstał w lipcu i nie został zmieniony nawet o jedno słowo. To, co zostało dodane na zakończonym właśnie grudniowym szczycie, to swego rodzaju podpowiedzi interpretacyjne, zawarte w wytycznych Rady Europejskiej. Faktycznie, opóźnią one nieco wejście w życie mechanizmu badania praworządności w danym państwie członkowskim. Ale prędzej czy później zacznie on działać, a to oznacza kłopoty dla rządów łamiących podstawowe zasady demokratyczne. Aktualnie takim rządem dysponują Polska czy Węgry, ale też sporo za uszami ma Bułgaria.
Zbigniew Ziobro i jego partyjni koledzy z Solidarnej Polski już podnoszą głosy o rzekomym oddaniu przez Polskę suwerenności. Każda kolejna taka deklaracja pokazuje jasno, kto ma najwięcej na sumieniu przy okazji łamania praworządności. Bez Zbigniewa Ziobry i firmowanej przez niego deformy wymiaru sprawiedliwości zapewne nie byłoby ani mechanizmu „pieniądze za praworządność”, ani polskiego rządu w roli głównego unijnego urwisa. I to jest pomysł na przyszłość. Polski rząd wciąż ma szansę uniknąć przykrych konsekwencji łamania zasad praworządności. Na dobry początek warto pomyśleć nad pozbyciem się niewygodnego koalicjanta, który robi nam wiochę w całej Europie. Czy nie byłby to przy okazji fantastyczny prezent dla Polaków na gwiazdkę?
Unia wzmocniona
Przyjęcie budżetu i uniknięcie weta w sprawie praworządności zostało bardzo pozytywnie odebrane w Europie. Premier Mateusz Morawiecki dokonał ustępstwa, za co trzeba go pochwalić. Szkoda, że zaraz potem zaczął mówić rzeczy niezgodne z prawdą, jak na przykład to iż „te konkluzje są trwałym aktem prawa europejskiego. Są ponad rozporządzeniami, które można zawsze zmienić”. No nie, konkluzje jakie zapadają po szczycie Rady Europejskiej nie są źródłem prawa UE. Oczywiście, są istotnym mechanizmem politycznym, ale nie są one w stanie wybić zębów rzeczom takim jak mechanizm „pieniądze za praworządność”. Co najwyżej mogą przytępić mu kły i tak też się stało w czwartkowy wieczór.
Czego możemy spodziewać się w przyszłości? Perspektywy są raczej pozytywne. Unia będzie w stanie mocniej kontrolować kraje, których rządy zaczną brzydko bawić się z demokracją. Dziś chodzi o Polskę i Węgry, ale w przyszłości podobne problemy mogą pojawić się w innych państwach. I kto wie czy za pięć lat to polski rząd nie będzie domagał się dyscyplinowania rządów innych krajów. Polityka jest zmienna. Szczególnie ta europejska.
fot.: PAP/EPA/John Thys/POOL