Fundacja Nowy Nazaret zorganizowała w Otwocku pogrzeb abortowanych płodów. Nikogo nie powinna dziwić chęć wyprawienia katolickiego pogrzebu „dzieciom nienarodzonym”. Problem w tym, że nic nie wskazuje na pochówek czysto symboliczny. Skąd więc fundacja miała 640 ciał, podczas gdy w Polsce rocznie wykonuje się nieco ponad tysiąc legalnych aborcji?
W Gończycach pochowano 640 szczątków „dzieci, które zostały zabite jeszcze przed swoim narodzeniem”
Nauczanie Kościoła Katolickiego w sprawie aborcji jest jednoznaczne. Gorliwi katolicy uważają płód za pełnoprawną istotę ludzką. Nie powinno więc nikogo dziwić, że chcą wyprawiać „dzieciom nienarodzonym” katolickie pochówki.
Jak podaje Radio Maryja: „W Otwocku odbyły się w piątek uroczystości pogrzebowe 640 dzieci, które zostały zabite jeszcze przed swoim narodzeniem. Po nocnym czuwaniu w kościele w Gończycach ich ciała zostały złożone do grobu„. Organizacja uroczystości była możliwa dzięki zaangażowaniu Marii Bienkiewicz z Fundacji Nowy Nazaret.
Patrząc na sprawę z czysto katolickiego punktu widzenia – to słuszna i szlachetna inicjatywa. Z perspektywy czysto humanistycznej: to lepsze rozwiązanie, niż spalenie czy wyrzucenie na śmietnik ludzkich szczątków. Warto jednak zwrócić uwagę na jedno słowo kluczowe: „ciała”. Legalna aborcja w Polsce to raptem nieco ponad tysiąc przypadków rocznie. Pytanie o pochodzenie tych konkretnych ciał nasuwa się samo.
Narracja środowisk pro-life jednoznacznie wskazuje na faktyczny pogrzeb abortowanych płodów
Warto wspomnieć, że Fundacja Nowy Nazaret przed laty pomagała także w organizowaniu choćby symbolicznych pogrzebów dzieci zmarłych w wyniku poronień. Swego czasu ich szczątki szpitale traktowały po prostu jak odpady medyczne. Może więc i tym razem pogrzeb abortowanych płodów ma charakter czysto symboliczny?
Od strony czysto logistycznej taki obrót sprawy miałby sens. Jednak relacja z uroczystości brzmi jednoznacznie. „Przed modlitwami pogrzebowymi nad trumnami 640 nienarodzonych w Otwocku, dzieci zostały godnie przygotowane do pochówku. Każde z nich postało owinięte w pieluszkę, dzięki całonocnej pracy grupy wolontariuszy„.
Wygląda więc na to, że w złożonych do grobów trumienkach coś było. Narracja środowisk pro-life wskazuje na faktyczny pogrzeb abortowanych płodów. W końcu mowa o „dzieciach, które zabito jeszcze przed narodzeniem”.
Jak właściwie wolontariusze mieliby zdobywać szczątki po zabiegu przerwania ciąży i przechowywać je przez cały rok?
Od strony czysto logistycznej taki obrót sprawy wydaje się praktycznie niemożliwy. Jak bowiem wolontariusze mieliby wejść w posiadanie tych ciał? Część kobiet dokonujących aborcji może rzeczywiście chcieć wyprawić swojemu dziecku pogrzeb. Czy większość? Nawet jeśli, to trudno byłoby się spodziewać współpracy praktycznie wszystkich z nich – w całej Polsce, przez cały rok. W grę hipotetycznie mogłaby wchodzić także współpraca ze strony szpitali. Jednak sposób postępowania z ludzkimi szczątkami jest szczegółowo regulowany przepisami prawa.
Alternatywą może być pochodzenie szczątków z podziemia aborcyjnego. W tym przypadku zabiegów jest zdecydowanie więcej. Same organizacje pro-life szacują, że mówimy o 7-13 tysiącach takich aborcji rocznie. Tylko czy podziemie aborcyjne chciałoby w ogóle współpracować ze środowiskiem pro-life? Co więcej: nawet jeśliby wolontariusze faktycznie zdobyli szczątki, to w jaki sposób przechowywaliby je przez cały rok aż do grudniowego pochówku?
Zgodnie z ustawą o cmentarzach i chowaniu zmarłych, szczątki urodzonych martwo dzieci może pochować każdy obywatel
Kolejną szalenie istotną kwestią są obowiązujące regulacje prawne. Rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi zrównuje w statucie prawnym ciała osób zmarłych oraz dzieci martwo urodzonych. Nie ma jednak przepisów odnoszących się wprost do szczątków pozostałych akurat po zabiegach przerwania ciąży.
To oznacza, że praktyka będzie się różnić w zależności od szpitala. Narracja środowisk pro-life sugeruje, że są placówki traktujące je po prostu jako odpady medyczne. Doniesienia medialne sugerują inną praktykę, polegającą na zmuszaniu niedoszłych matek do wyboru płci i imienia dziecka. Przy pierwszej interpretacji sprawa jest jasna: szczątki podlegają kremacji, razem z innymi odpadami medycznymi.
W drugim przypadku otwiera nam się droga do wydania ciała organizacjom pro-life. Wszystko dzięki art. 10 ust. 1 ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Przepis ten przewiduje, że „prawo pochowania zwłok przysługuje również osobom, które do tego dobrowolnie się zobowiążą„. Jeżeli takiej woli nie wyrażą rodzice dziecka nienarodzonego, to prawo pozwala szpitalom wydać je chociażby Fundacji Nowy Nazaret.
Pogrzeb abortowanych płodów tak naprawdę wcale nim nie był – część szczątków pochodziła także z samoistnych poronień
Rozwiązanie zagadki znajdziemy na portalu wPolityce.pl. Okazuje się również, że szczątki w większości pochodziły z warszawskich szpitali. Gromadzone były przez siedem lat. Zwłoki przez ten czas spoczywały po prostu w formalinie. W uroczystościach pogrzebowych brali udział także lekarze i pielęgniarki – być może pracownicy właśnie tych stołecznych placówek.
Co więcej, pogrzeb aborotwanych płodów nie do końca nim jest. Oprócz „ofiar aborcji” pochowano także ofiary samoistnych poronień. Wrzucanie do jednego worka tych dwóch dramatycznie się od siebie różniących przypadków jest karygodnym nadużyciem ze strony środowisk pro-life. Kto w końcu „zabija” w przypadku poronienia? Bóg? Matka?
Szczególny akcent na aborcję jest zrozumiały, przynajmniej jeśli weźmie się pod uwagę toczący się w Polsce spór polityczny odnośnie legalności przerywania ciąży. Zarówno Kościół jak i środowiska pro-life nie ukrywają, że ich cel stanowi całkowity zakaz aborcji w Polsce. Nie usprawiedliwia to jednak kłamstwa.