Polski rząd opiera się na umowach z producentami szczepionek podpisanymi przez Unię Europejską. Czyżby UE dała się wpuścić w maliny? Po problemach z dostawami szczepionek Pfizera głośno zaczęto mówić także o kłopotach z ilością szczepionek firmy AstraZeneca. W jaki sposób rząd chce zrealizować Narodowy Program Szczepień ze śladową ilością szczepionek? Czy nie skończy się na promocji, tak jak to było w tym sezonie jesienno-zimowym ze szczepionkami przeciwko grypie? Wielu Polaków wówczas postanowiło się zaszczepić, ale nie miało czym.
Szczepionki przeciwko Covid-19 stały się naprawdę towarem deficytowym. Rządowy system zapisów na szczepienia działa tak jakby nie mógł. Seniorzy tłoczący się pod przychodniami odchodzili z kwitkiem. Co chwila afera, że ktoś się wepchnął poza kolejnością. Jak dotychczas nie jest problemem brak chętnych na szczepienie (o co jeszcze niedawno tak zamartwiali się rządzący), lecz brak szczepionek. I wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że będzie jeszcze gorzej.
AstraZeneca jeszcze nie została zatwierdzona przez UE, a już pojawiają się problemy z dostawami
Niemcy podają w wątpliwość szczepienie nią seniorów 65+. Uważają, że przeprowadzono zbyt mało testów na starszych ludziach. W piątek 29 stycznia 2021 r. Europejska Agencja Leków powinna podjąć decyzję w kwestii dopuszczenia szczepionek w krajach UE. Bruksela wielkie nadzieje pokładała w tym producencie szczepionek. I choć skuteczność tego produktu uważana jest za niższą niż szczepionek BioNTechu, Pfizera czy Moderny, jest to jedyna europejska firma, więc liczono na duże dostawy.
AstraZeneca do końca pierwszego kwartału 2021 r. miała dostarczyć dla krajów UE ponad 100 milionów dawek szczepionek. W ubiegły piątek firma poinformowała, że dostarczy jedynie 30 milionów. Powód? Problemy w belgijskiej fabryce. Szczepionki tej firmy są produkowane w dwóch brytyjskich fabrykach oraz w belgijskiej i niemieckiej. W ocenie unijnych urzędników niesprecyzowane problemy w jednej z fabryk nie powinny rzutować na taki spadek dostaw. Przedstawiciele firmy wyjaśniają, że zakłady brytyjskie produkują na tamtejszy rynek, więc na dostawy szczepionek dla krajów UE nie ma co liczyć. Bruksela podejrzewa, iż firma zamiast gromadzić szczepionki jeszcze przed autoryzacją, zdecydowała się je sprzedać komuś innemu.
W związku z zaistniałą sytuacją unijni decydenci planują wprowadzić w przyszłości mechanizm obowiązkowego zgłaszania eksportu szczepionek do państw trzecich. Z kolei prezes firmy farmaceutycznej wyjaśnia, że w umowie koncern zobowiązał się do dołożenia „wszelkich starań”; i takie starania będą poczynione. Natomiast firma nie zobowiązywała się „na sztywno” do sprzedaży określonej liczby dawek. Ponadto prezes zwrócił uwagę na to, że UE podpisała umowę późno, ok. trzech miesięcy po Wielkiej Brytanii. Zdaniem urzędników unijnych nie ma to znaczenia. I tak się przepycha Bruksela z koncernem farmaceutycznym. Nic nie wskazuje na to, by te przepychanki zwiększyły wielkość dostaw.
Bruksela zawiodła się na AstraZeneca (choć nadal walczy) i wielkie nadzieje pokłada teraz w szczepionkach Pfizera i Moderny. Liczy na to, że po krótkotrwałym ograniczeniu dostaw przez Pfizera ilość dostarczanych dawek znacznie wzrośnie. Przyczynić ma się do tego budowa drugiej fabryki w Europie oraz podpisanie umowy z francuską Sanofi. Ale czy tak się stanie – czas pokaże.
Narodowy Program Szczepień – czy na pewno narodowy?
Politycy i urzędnicy partii rządzącej jeszcze niedawno przekonywali społeczeństwo o konieczności szczepienia przeciwko Covid-19. Tłumaczyli, że dzięki szczepionkom wrócimy do normalności. Opracowano Narodowy Program Szczepień, który wielokrotnie był modyfikowany. Być może naiwnie sądziłam, że nastąpi „pospolite ruszenie”. Uwierzyłam narracji rządu, iż problemem może być zbyt mała liczba Polaków chcących się zaszczepić. Słowo „narodowy” kojarzyło mi się z tym, że Polacy szczepieni będą na wielką skalę. W mojej wyobraźni widziałam obraz kolejek do punktów szczepień w szpitalach (również tymczasowych) czy w przychodniach.
Rzeczywistość jednak jest inna. To obywatele denerwują się, gdy nie mogą się zapisać na szczepienie, gdyż szczepionek brakuje. Już przebąkuje się, iż nauczycieli powinno się wyszczepić do wakacji. A to dopiero pierwsza grupa. Zastanawiam się czy przeciętny 30-to, 40-to czy 58-latek w ogóle będzie zaszczepiony. Nie można wykluczyć, iż szczepionki będą dawały ochronę dość krótko i być może po roku konieczne będzie ponowne podanie szczepionki grupom szczególnie narażonym – medykom i osobom starszym. Młodsi tym samym o szczepieniu przeciwko Covid-19 będą mogli zapomnieć.
Epidemiolodzy i specjaliści chorób zakaźnych wielokrotnie powtarzali, że aby wrócić do normalności, konieczne jest nabycie przez społeczeństwo odporności stadnej. A to można osiągnąć w przypadku podania szczepionek ok. 40–50 proc. społeczeństwa, które nie chorowało. Dodatkowo bezpieczni przez kilka miesięcy są ci, którzy koronawirusa przechorowali. Przy takiej liczbie szczepionek nie ma szans na nabycie odporności stadnej.
Obym się myliła, ale odnoszę wrażenie, że Narodowy Program Szczepień to kolejna bajka rządzących, w którą znaczna część społeczeństwa (w tym ja) uwierzyła. Być może rządzący przedstawiali nam swoje marzenia. Tyle że marzenia często się nie spełniają.