Regionalne obostrzenia mają być elementem nowych restrykcji sanitarnych, planowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Wszystko wskazuje na to, że wróci podział Polski na strefy. Liczba zakażeń codziennie rośnie, choć nie są to jeszcze wzrosty gwałtowne. A po analizie danych można wywnioskować, że naprawdę źle jest tylko w niektórych częściach kraju.
Regionalne obostrzenia
O tym, że rząd planuje powrót obostrzeń, dowiedzieliśmy się zaledwie parę dni po ich dużym zniesieniu. Minister Adam Niedzielski przedstawił dane pokazujące, że co prawda liczba potwierdzonych zakażeń nie rośnie gwałtownie, ale odwróciła się tendencja. Do tej pory liczby, powoli bo powoli, ale spadały w dół. Teraz, w relacji tydzień do tygodnia, można już mówić o parunastu procentach chorych więcej każdego dnia. A warto pamiętać, że na efekty otwarcia hoteli i innych uciech poczekamy jeszcze co najmniej tydzień.
Dlatego minister zdrowia już teraz sygnalizuje, że najprawdopodobniej nie pożyjemy zbyt długo w obecnych, względnie łagodnych warunkach sanitarnych. Wszystko wskazuje bowiem na to, że wrócą żółte i czerwone strefy, albo coś podobnego do nich. Adam Niedzielski dziś w Radiu ZET wskazał też, która część Polski ma największe szanse na bycie objętą dodatkowymi restrykcjami:
Region Warmii i Mazur szczególnie odstaje od pozostałych. Przy wprowadzaniu obostrzeń raczej będziemy myśleć regionalnie
Faktycznie w województwie warmińsko-mazurskim jest w ostatnich dniach największy wzrost liczby zakażeń. Według twórcy bazy danych o koronawirusie Michała Rogalskiego ten wzrost to około 20%. Są już zresztą pierwsze skutki takiego stanu rzeczy. W Nidzicy w piątek zapadła decyzja o zamknięciu wszystkich szkół i przedszkoli. Powód? Miasto ma największy w kraju współczynnik liczby chorych na 10 tysięcy mieszkańców – ponad 15. Trudna sytuacja jest też między innymi w Olsztynie i powiatach bartoszyckim i olsztyńskim. Jeśli więc gdzieś spodziewać się powrotu restrykcji, to właśnie tam.
https://twitter.com/micalrg/status/1362342944343261185?s=20
Polska żółto-czerwona
Epidemiolodzy zwracają uwagę, że dziś sytuacja jest gorsza na północy Polski, a nieco lepsza na południu. Powód jest prosty – w Małopolsce i na Śląsku bardzo dużo zachorowań już było. Sporo osób nabyło odporność na koronawirusa i dlatego mniej ludzi się zaraża. Z kolei wspomniane Warmia i Mazury przez pandemię do tej pory przechodziły stosunkowo łagodnie. A dziś koronawirus „nadrabia zaległości”. O jakie restrykcje może chodzić? Minister Niedzielski sygnalizuje, że ostatnie do zamykania będą szkoły. Co oznacza, że zapewne w grę wchodzi zamknięcie galerii handlowych, hoteli czy basenów.
Szykujmy się zatem na dodatkowe obostrzenia w powiatach. Z doświadczenia wiemy jednak, że ten stan może nie potrwać długo. Jeśli liczba zakażeń zacznie gwałtownie rosnąć, to skończymy z podziałem i znów cała Polska będzie czerwoną strefą. Regionalne obostrzenia to jednak sposób na to, by ledwo dysząca gospodarka mimo wszystko mogła jakoś funkcjonować. Dobrze by było, gdyby firmy z objętych restrykcjami powiatów mogły liczyć na dodatkową konkretną pomoc. Jak jednak wiemy z autopsji, będzie o to trudno.
Na powrót do normalności poczekamy jeszcze dobrych kilka tygodni. Przy odrobinie szczęścia po Wielkanocy możemy zacząć, cytując ministra Niedzielskiego, „lekko się uśmiechać”. Rok temu to właśnie w tym miesiącu pandemia zaczęła odpuszczać w całej Europie. A w tym roku jesteśmy w lepszej sytuacji. Szczepionka na koronawirusa w Polsce co prawda wciąż jest towarem deficytowym, ale szczepimy szybko i sprawnie, a preparatów będzie coraz więcej. Jeśli do Wielkanocy odporność nabędzie większość seniorów i przewlekle chorych, będziemy mogli powoli wracać do normalnego funkcjonowania.