Zasada jawności postępowania zachorowała ciężko na Covid i od prawie roku jest niedysponowana. Zasady sanitarne w sądach sprawiają, że dostęp do wiedzy o tym co dzieje się na rozprawach jest mocno ograniczony. Piszę to jako dziennikarz, czyli osoba, która w założeniu ma pośredniczyć w przekazywaniu informacji z sądu do społeczeństwa. Otóż od marca 2020 jest mi i moim kolegom to utrudniane, a czasem uniemożliwiane.
Zasady sanitarne w sądach
Dla przykładu opiszę mój najnowszy przykład. Gdański sąd od grudnia ubiegłego roku próbuje rozpocząć proces w sprawie organizacji finału WOŚP, podczas którego doszło do zamachu na Pawła Adamowicza. Nie udaje się tego zrobić, bo co chwilę ktoś ląduje na kwarantannie. Według aktualnych zasad sanitarnych jako dziennikarz muszę dostać zgodę na udział w rozprawie. Co ciekawe, muszę występować za każdym razem o taką zgodę po KAŻDYM odwołaniu pierwszego terminu (po co? tego nie wie nikt). I taką zgodę dostawałem już cztery czy pięć razy, zawsze zgłaszając akces w przewidzianym przez sąd terminie. Do wczoraj, kiedy to otrzymałem suchy komunikat, że z uwagi na brak miejsc mój udział w rozprawie jest niemożliwy.
Nie piszę tego po to, żeby użalać się nad swoim losem. Nie o mnie tu chodzi. Na co dzień pracuję w drugim najchętniej słuchanym radiu w Polsce, a to oznacza że sąd nie wpuszczając mnie na rozprawę jednocześnie odcina od informacji o procesie setki tysięcy obywateli. Chodzi tu w dodatku o sprawę budzącą ogromne emocje społeczne. Wszak w ostatnim czasie media narodowe próbują umniejszać winę zamachowca, skupiając się między innymi na organizatorach tragicznie zakończonego koncertu czy na Jurku Owsiaku. Fakt, że będą na niej obecni przedstawiciele tylko niektórych redakcji oznacza, że przekaz płynący z sali sądowej może wyjść zniekształcony.
Covid > jawność
Artykuł 9 kodeksu postępowania cywilnego mówi, że rozpoznawanie spraw odbywa się jawnie, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. W tym wypadku „inaczej” stanowią wytyczne Ministerstwa Sprawiedliwości, a w ślad z nimi regulaminy sądów. W przypadku regulaminu Sądu Okręgowego w Gdańsku jest tak:
O liczbie osób mogących wejść na salę decyduje przewodniczący posiedzenia, biorąc pod uwagę konieczność bezpiecznego rozmieszczenia uczestników postępowania na sali rozpraw, potwierdzając lub odmawiając uczestniczenie w rozprawie dla zainteresowanej osoby.
Jest więc tak, że jawność danego procesu jest uzależniona od tego jak duża sala się trafi. Zdaję sobie sprawę, że tak też bywało wcześniej – procesy w niewielkich salach były reglamentowane specjalnymi wejściówkami dla prasy. Ale nigdy na taką skalę i zawsze starano się sprawiedliwie wpuszczać wszystkie redakcje. Tymczasem dziś, przy limicie osób na sali sądowej, może stać się tak że rozprawa zostanie praktycznie zamknięta dla opinii publicznej, jeśli trafi się niewielkie pomieszczenia, a uczestników procesu zrobi się sporo.
I jak zwykle nie ma o czym dyskutować „bo Covid”. A ja uważam, że jest o czym dyskutować. Pandemia utrudniła realizację wielu praw obywatelskich, wiemy przecież doskonale że chociażby zgromadzenia publiczne są dziś przez władzę piętnowane. Prawem obywatelskim jest tymczasem również prawo do tego, by wiedzieć co dzieje się na sali sądowej, szczególnie w sprawach o istotnym publicznym znaczeniu.
Wszystko się zdigitalizowało, poza sądami
Tymczasem pandemia zastała polskie sądy właściwie dopiero tuż po tym jak zaczęły one rejestrować rozprawy. A od ich rejestracji do transmitowania droga daleka. Dlatego praktycznie niemożliwe stało się dostosowanie zasad procesu do sytuacji pandemicznej tak, by jednocześnie zapewnić ciągłość spraw i zadbać o respektowanie zasady jawności postępowania. Dlatego tą drugą poświęcono. Przecież o wiele ważniejsze jest to, by rozprawa się odbyła niż to czy niezależny obserwator będzie mógł ją śledzić. Przypominam jednak, że rozprawy online byłyby potrzebne tylko w nielicznych sprawach, czyli tych budzących zainteresowanie opinii publicznej.
Raz tylko miałem okazję spróbować wziąć udział w sądowym posiedzeniu online. Sąd Apelacyjny w Gdańsku za pomocą elektronicznego systemu próbował ogłosić wyrok w głośnej sprawie dotyczącej pedofilii w kościele. Niestety wyroku nie usłyszałem, bo aplikacja nieustannie wyrzucała kolejnych uczestników rozprawy. Ci dziennikarze, którzy mieli szczęście usłyszeć cokolwiek, i tak musieli długo głowić się nad tym co powiedziała sędzia. Szanuję gdański SA za to że spróbował, ale niestety jego przypadek pokazuje jak bardzo technologicznie w lesie są polskie sądy.
Sprawa jest trudna, bo nadmierne „usieciowienie” procesów sądowych również może prowadzić do patologii, takich jak głośny wyrok śmierci poprzez Zooma w Nigerii. Trudno zatem znaleźć rozwiązanie idealne, szczególnie że pandemia zaskoczyła wszystkich i nie można oczekiwać od sądów, by te błyskawicznie dostosowały się do koronawirusowych reguł. Problemy z jawnością postępowania powinny jednak skłonić resort sprawiedliwości do zrobienia wreszcie w sądach czegoś pozytywnego, unowocześniając je technologicznie. Zamiast niszczyć ich niezawisłość.