Zabronienie ładowania telefonów w pracy wydaje się raczej tematem na memy niż realnym problemem. Okazuje się jednak, że dla niektórych jest to kwestia do rozważenia. W końcu prąd kosztuje, a pracownicy nie powinni wzbogacać się kosztem pracodawcy. Pikanterii może dodać fakt, że taki zakaz wcale nie jest niezgodny z prawem.
Ładowanie telefonu w pracy raczej nikogo nie dziwi, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy tego nie robił. Chyba w większości zakładów pracy istnieje na to ciche przyzwolenie albo co najmniej niema tolerancja. Co sprytniejsi posuwają się nawet do ładowania powerbanków, o czym z dumą opowiada mi zawsze znajoma pracująca w urzędzie. Jedno gniazdko na telefon, drugie na powerbank i odpada ładowanie w domu. Optymalizacja jest kluczem do sukcesu. Czy takie zachowanie jest zgodne z prawem? Teoretycznie ładowanie telefonu to kradzież prądu. W każdym razie takie sformułowanie zawiera przepis Kodeksu karnego (art. 278), oczywiście społeczna szkodliwość takiego czynu jest znikoma, w związku z czym raczej nie będzie podlegać on karze. Kwestia odpowiedzialności pracowniczej jest już jednak inną sprawą i kształtuje się zupełnie inaczej.
Ładowanie telefonu w pracy
Jeżeli taki zapis został umieszczony w regulaminie pracy, nie możemy go kwestionować. Skoro pracodawca oczekuje od nas zaprzestania ładowania prywatnego sprzętu, musimy to jako pracownicy uszanować i przestrzegać ustalonych zasad. Nie ma prawnych przeszkód, żeby tego typu zakaz pojawił się w regulaminie i obowiązywał na terenie zakładu.
Z prawnego punktu widzenia sprawa jest więc oczywista i dość jasna. Osobną kwestią jest atmosfera, jaka tworzy się w miejscu pracy po wydaniu takiego zakazu. I właściwie to nad tą kwestią moglibyśmy się dłużej pochylić. W końcu brzmi on nieco absurdalnie i nieżyciowo. Zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że tak naprawdę koszt takiego ładowania jest właściwie znikomy. Po szybkich obliczeniach rocznie prawdopodobnie nie przekroczy 2 zł na jednego ładującego telefon pracownika. Przewrotnie właściwie można tylko dodać, że takie skrupulatne rozliczenia powinny działać też w drugą stronę. W końcu spora część pracodawców zapomniała, że w trakcie pracy zdalnej pracownicy zużywają swój prywatny prąd, wykonując firmowe obowiązki.