Ten cytat przejdzie do historii obecnych rządów. Bliski obecnej władzy profesor Waldemar Paruch, były szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych, był pytany w TOK FM o żony polityków PiS w spółkach Skarbu Państwa. Odpowiedział on, że „trudno sobie wyobrazić, by były zatrudniane żony polityków PO czy PSL”. To słowa, które w zasadzie same się komentują.
Żony polityków PiS na państwowych posadach
Wypowiedź prof. Parucha cytuje Dominika Wielowieyska, dziennikarka „Gazety Wyborczej” i prowadząca dzisiejszy poranek w radiu TOK FM. Cytat o żonach nie był jedynym kuriozum, jakie padło w tej rozmowie. Mówił on też bowiem o… „kwestii lojalności osób zatrudnianych w spółkach”. Lojalności. Nie kompetencji, doświadczenia, umiejętności. Liczy się lojalność. I to oczywiście nie wobec danej spółki, tylko wobec partii, odpowiedzialnej za nominacje tych osób. Do takiego zatem stopnia rozrósł się nepotyzm w naszym kraju, że mówi się takie słowa publicznie bez cienia żenady. Zasada „mierni ale wierni” stała się naczelną zasadą polskiego systemu.
Rodziny polityków PiS w spółkach i instytucjach rządowych? Nepotyzm za państwowe pieniądze? Prof. Waldemar Paruch w @Radio_TOK_FM :"Trudno sobie wyobrazić, żeby były zatrudnianie żony polityków PO czy PSL". A poza tym to jest "kwestia lojalności osób zatrudnianych w spółkach".
— Dominika Wielowieyska (@DWielowieyska) May 10, 2021
Ale czy naprawdę jest się czemu dziwić? Przypomnijmy jedną z najbardziej wyrazistych historii, która w normalnym państwie demokratycznym powinna wywołać wielką aferę na szczytach władzy. Otóż żona bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego, posła PiS Krzysztofa Sobolewskiego, zanotowała gigantyczny zwrot w swojej karierze po tym jak partia jej męża przejęła władzę. Zaczynała od bycia szeregową pracowniczką inspekcji handlowej. Szybko jednak wskoczyła najpierw do rady nadzorczej szczecińskiego lotniska, potem między innymi do PKO TFI. Dziś szczyci się byciem członkiem rad nadzorczych w państwowym Anwilu i Orlen Paliwa.
I co na to poseł Sobolewski? Nieustannie powtarza tę samą śpiewkę. Że jego żona nie jest osobą publiczną i że nie można komentować jej kariery. Polityk ostatnio w RMF FM powiedział wręcz, że… „o tym, gdzie pracuje jego żona dowiaduje się jako jeden z ostatnich”. To oczywiście zabrzmiało śmiesznie i kuriozalnie, ale co z tego że chwilę się z tego pośmialiśmy, skoro problem jest, nikt z nim nie chce nic zrobić, a w dodatku sporej części Polaków to po prostu nie interesuje. Bo wiele osób uważa, że „nieważne że kradną, ważne że się z nami dzielą”.
Członek rodziny cenniejszy niż ekspert
Od razu przypomina się równie kultowa wypowiedź wicerzecznika PiS Radosława Fogla. Powiedział on w RMF FM, że w czasie poprzednich rządów PiS „poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, właśnie otwartych konkursów jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie”. Czyli w skrócie: przestaliśmy zatrudniać ekspertów, bo nie chcieli realizować naszego programu. Ciekawe dlaczego nie chcieli? Przecież nie wszyscy eksperci są w totalnej opozycji wobec PiS. Po prostu niektóre rządowe pomysły są tak złe (vide elektrownia w Ostrołęce), że nie da się znaleźć kompetentnej osoby, która zdecyduje się je realizować (dlatego znaleziono Jacka Sasina).
Za to członkowie rodzin, koledzy ze szkoły i inne pociotki bardzo chętnie podejmą się każdego zadania. Szczególnie jeśli polega ono na pojawieniu się raz na miesiąc na zebraniu rady nadzorczej i przyjęciu przelewu w postaci dziesiątek tysięcy złotych. Aha, muszą też akceptować wszystkie decyzje prezesów, takich jak Daniel Obajtek, który kompletnie nierynkowo, za to czysto politycznie dokonał ostatnio przejęcia Polska Press. I o to chodzi w opisanej przez profesora Parucha lojalności. A jeśli przyjął taki tok myślenia, to bez poczucia wstydu powiedział, że w takim układzie trudno zatrudniać żony polityków innych partii niż PiS. Szkoda tylko, że w świecie pana Parucha nie ma miejsca dla, wspominanych wyżej, ekspertów. A miejsca nie ma, bo jak tu z nimi realizować program, prawda?