Kryzys powołań w Kościele jest faktem. Z roku na rok oraz mniej młodych mężczyzn chce sprawować posługę kapłańską. Seminaria duchowe kształcą coraz mniejszą liczbę kleryków. Przyczyn można wskazać wiele. Hierarchowie kościelni zdają się jednak nie dostrzegać tych najbardziej oczywistych i szukać winy na przykład w Netflixie.
W Polsce od dwóch dekad spada liczba alumnów seminariów duchowych i wyświęcanych księży
Według informacji krążących po mediach społecznościowych, metropolita poznański Stanisław Gądecki miał w trakcie jednego z kazań poruszać temat spadku liczby wyświęcanych kapłanów. Kryzys powołań wywoływać mają takie zjawiska jak: wolne związki, kryzys ojcostwa, matki samotnie wychowujące swoje dzieci, alkoholizm, bezrobocie, oraz… Netflix. W efekcie w zeszłym roku gnieźnieńskie seminarium przyjęło raptem jednego nowego alumna.
Według danych publikowanych przez Tygodnik Powszechny do kapłaństwa w całej Polsce przygotowuje się obecnie 2556 kleryków. Względem zeszłego roku odnotowano spadek rzędu aż 10 proc. W ciągu 16 lat ta liczba spadła już aż trzykrotnie, z poziomu 7465 kleryków w roku 2014. Także liczba święceń diecezjalnych księży spada w Polsce od 2000 r. W samej diecezji poznańskiej 20 lat temu pracował tysiąc kapłanów, obecnie ich liczba wynosi raptem 635 księży. Słowem: nie jest dobrze.
Oczywiście, doszukiwanie się jakiejś winy w tym, że młodzi ludzie korzystają za Netflixa to bardziej skutek niezrozumienia współczesnego świata, niż trafne zdiagnozowanie przyczyny. Owszem, młodzi ludzie stykają się z innymi sposobami na życie i innymi wartościami, niż te proponowane przez Kościół. Z jakiegoś jednak powodu instytucja nie jest w stanie z nimi konkurować w uczciwy sposób. Bezrobocie w Polsce jest niskie. Alkoholizm wydaje się być kolejną po prokreacji kościelną fiksacją.
O spadku liczby powołań do kapłaństwa biskupi wspominają często. Niecały miesiąc temu wspominał o tym fakcie między innymi emerytowany biskup włocławski, Wiesław Mering. Niektórzy księża stawiają tezę, że kryzys może i jest – ale powołanych. W grę wchodzi brak dojrzałości i poświęcenia, przez co ci mają pozostawać głusi na wezwanie do kapłaństwa.
Kryzys powołań to wcale nie wina Netflixa, lecz postawy samego Kościoła Katolickiego
Pojawia się jednak jeszcze jeden bardzo ważny wątek. Niektórzy przyszli duchowni celowo wybierają seminaria poza Polską, bo rodzima wizja kapłaństwa i Kościoła jest dla nich nie do zaakceptowania. To wątek, który hierarchom zdaje się zupełnie umykać.
Łatwiej jest w końcu pomstować na niedojrzałość młodych ludzi i promocję homoseksualizmu oraz rozwiązłości przez Netflixa. Zauważyć błędny własnego postępowania i wyciągnąć z niego wnioski jest dużo trudniej. Oczywiście, zmiany kulturowe w Polsce postępują – zwłaszcza wśród młodzieży. Jednym z jego elementów jest laicyzacja. W końcu coraz częściej młodzież w szkołach ponadpodstawowych rezygnuje z uczęszczania na religię. I nie pomogą tu najprawdopodobniej żadne interwencje ministra Czarnka.
Polski Kościół Katolicki zaś jawi się dzisiaj nie tylko jako skostniała, feudalna instytucja, ale także jako awangarda sił próbujących zmusić młodych ludzi do życia w sprzeczności z ich przekonaniami. Zauważają również rozdźwięk pomiędzy głoszonymi przez duchownych hasłami a rzeczywistością. „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego„? Chrześcijańskie miłosierdzie? W naszym kraju Kościół jawi się raczej jako surowa instytucja zafiksowana na punkcie prokreacji. Kojarzy się z agresją, wykluczeniem i bardzo jasno określoną częścią sceny politycznej.
Niektórym nie podobają się słowa arcybiskupa Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”. Innych mogą razić prawicowe bojówki „ochraniające” kościoły przed protestami Strajku Kobiet. Jeszcze innym sam fakt forsowania u polityków określonych zmian w prawie bez liczenia się ze zdaniem społeczeństwa. Pozwalanie jednym na drugi ślub kościelny po 20 latach małżeństwa i osądzanie drugich z pewnością również wizerunkowo nie pomaga.
Poważne obciążenie wizerunkowe dla Kościoła stanowi milczenie, albo wręcz otwarta aprobata, względem kontrowersyjnych inicjatyw świeckich. Takich jak polityczny lobbing Ordo Iuris, czy antyaborcyjna krucjata Kai Godek. Akurat o działalność o. Tadeusza Rydzyka nie ma się już co martwić – to już właściwie pieśń przeszłości. Najgorszy jednak jest właśnie brak jakiejkolwiek samokrytyki po stronie hierarchów.
Dzisiaj polski Kościół nie jest w stanie nawet przyciągnąć oportunistów szukających wygodnego życia i prestiżu społecznego
Polski Kościół nie przyciągnie dzisiaj nawet oportunistów, jak to bywało przez większość jego historii. Szanse na wygodne i dostatnie życie są ograniczone. Takie osoby niekoniecznie chcą być wiązane z licznymi skandalami pedofilskimi, systemowo tuszowanymi przez całe dekady przez kościelną hierarchię.
Nic dziwnego, że bycie księdzem staje się coraz mniej szanowaną rolą społeczną. Według badań CBOS z 2019 r. poniżej duchownych w rankingu uplasowali się jedynie tradycyjnie znienawidzeni w Polsce politycy, oraz… maklerzy giełdowi.
Jeżeli hierarchowie liczą, że z pomocą przyjdą ich polityczni sojusznicy, to mogą się gorzko rozczarować. Nie chodzi nawet o to, że Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Interii odcinał się od „sojuszu tronu z ołtarzem”, zwracając uwagę po prostu na „przyjazny rozdział kościoła od państwa”. Po prostu pewnych zjawisk nie da się odkręcić ustawą, podobnie jak poprawić postrzegania Kościoła przez młodych.
Kryzys powołań w dużej mierze wynika z błędów i zaniechań samego Kościoła z ostatnich dekad. Przy niezaprzeczalnej roli tej instytucji w polskiej kulturze, najprawdopodobniej wystarczyłoby podtrzymanie choćby minimalnej wiarygodności, by ograniczyć skalę tego zjawiska. Bynajmniej nie chodzi o nagłą zmianę prawd wiary i nauczania – bardziej o odrobinę taktu, wyczucia i zdrowego rozsądku. Niestety, nie bez powodu mówi się, że „nikt nie obrzydza Kościoła Katolickiego ludziom tak, jak on sam”.