Francuskie firmy nie cofają się przed niczym, niszcząc polską konkurencję na ich rynku i co gorsza mają wsparcie ze strony swoich urzędników, zwłaszcza francuskiej inspekcji pracy i policji. Nie tak ma wyglądać dostęp do wspólnego unijnego rynku.
Wstydź się Francjo!
Informacje o przeszkodach, na które trafiają polscy przedsiębiorcy we Francji słychać od dawna. Francuzi chcą mieć dostęp do innych rynków, w tym polskiego, ale u siebie niechętnie widzą polską konkurencję. Zamiast skupić się na ulepszeniu swoich produktów i usług usiłują, jednym z najbardziej rygorystycznych praw pracy w UE i działalnością publicznej administracji wyprzeć lepszych konkurentów z rynku. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców opublikował, dawno zapowiadany, raport, o tym, co spotyka polskie firmy, działające na francuskim rynku. Nie było to proste, bo wielu przedsiębiorców obawia się, że skargi pogorszą ich i tak fatalne stosunki z francuską administracją.
Cel uświęca środki
Wśród tych, którzy jawnie walczą jest FructoFresh, producent sałatek owocowych. Firma posiada patent na unikatową technologię, która pozwala jej robić sałatki z 14 dniowym terminem ważności, bez stosowania zakazanego w UE dodatku konserwującego. Francuscy konkurenci, którzy swoje sałatki robią w Maroku czy Turcji, oskarżyli ją o stosowanie innych zakazanych dodatków i nielegalne zatrudnianie pracowników z Korei Północnej. Francuskie media szeroko o tym informowały, pisząc o „małych koreańskich rączkach” u polskiego producenta. Sądy nakazywały wstrzymać sprzedaż. Procesy trwały latami. Mimo że polska firma oczyściła się z zarzutów, oszczerstwa zrujnowały jej reputację u francuskich konsumentów. Sprzedaż spadła o 90 procent. Francuskie banki odmówiły obsługi. Zasada „obrzuć kogoś g…, a nawet, jak się oczyści, to smród i tak zostanie” zadziałała w 100 procentach.
Gehennę na francuskim rynku przechodzą też polskie firmy transportowe. W raporcie opisano przypadek niesłusznie zatrzymanego polskiego kierowcy. Policja wezwała prywatną firmę do odholowania sprawnego auta, za kwotę 3000 euro. Auto wydano dopiero po kilku dniach, po interwencji polskich dyplomatów i prawnika. W tym czasie kierowca był pozbawiony dostępu do swoich rzeczy osobistych i jedzenia. Historia działa się zimą. Oczywiście nie dotarł na załadunek, jego firma nie wywiązała się z kontraktu, co miało dla niej dalsze konsekwencje, a Francuzi osiągnęli swój cel. Pokazali, że nie można liczyć na polskiego kontrahenta.
Opisy takich sytuacji można mnożyć. Francuskie przepisy wyrugowały praktycznie z ich rynku zagraniczne agencje pracy tymczasowej, a tamtejsza inspekcja pracy spędza sen z powiek wielu polskim przedsiębiorcom. Nęka licznymi kontrolami, wymierza wysokie kary, straszy sądem.
„Postępowanie francuskiej Inspekcji Pracy podważa podstawową wartość, leżącą u podstaw rynku wewnętrznego, a mianowicie swobodę przedsiębiorczości. Takie bariery w świadczeniu usług transgranicznych są nie tylko niezgodne z prawem i niesprawiedliwe, ale również zmniejszają konkurencyjność gospodarki europejskiej” czytamy w raporcie ZPP.
„Francja ma problem z zaakceptowaniem polskich przedsiębiorców w innej roli niż tanich podwykonawców. Uważamy, że Polska zbyt mało zdecydowanie z tym walczy. Jeśli chcemy coś zmienić, konieczne jest odpowiednie traktowanie kontrahentów z Europy Zachodniej, którzy działają w Polsce” podsumowuje raport Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP.