Anna Auksel-Sekutowicz, warszawska radna PO, cały czas postuluje zakaz picia alkoholu na bulwarach – ale tylko latem i poza ogródkami gastronomicznymi. Powód stanowią libacje alkoholowe i związane z nimi bójki, oraz chuligańskie wybryki. Wszystko pod hasłem „bulwary dla wszystkich, a nie dla wybranych”.
Zakaz picia alkoholu na bulwarach w Warszawie przedłużono bezterminowo w maju zeszłego roku, do czasu uchylenia stanu epidemii
Zakaz picia alkoholu na bulwarach w Warszawie obowiązuje od marca 2020 r. Pierwotnie miał trwać do czerwca zeszłego roku, jednak rozszerzono go do zniesienia stanu epidemii. Wcześniej warszawscy radni zdecydowali o wyłączeniu Bulwarów Wiślanych i Poniatówki spod obowiązywania zakazu spożywania alkoholu. Legalne piwo nad Wisła wzięło się zresztą nie tyle z dobrej woli warszawskich radnych a wyroku Sądu Najwyższego.
Gorącą zwolenniczką jego utrzymania na stałe jest warszawska radna PO, Anna Auksel-Sekutowicz. Zwraca uwagę na negatywne konsekwencje spożywania wyskokowych trunków dla pozostałych bywalców stołecznych bulwarów. Mowa nie tylko o samych libacjach alkoholowych, ale również związanych z nimi przestępstwach. Takich jak chociażby bójki, rozboje, czy zakłócanie spokoju mieszkańców. Do tego należałoby doliczyć osoby, które łamią obowiązujący zakaz picia alkoholu na bulwarach.
Po przeciwnej stronie barykady stoi chociażby radny PiS Maciej Binkowski. Jego zdaniem, podtrzymywanie zakazu służy jedynie władzom miasta i po prostu ułatwia im administrowanie tymi konkretnymi terenami. W jednej z wypowiedzi na Twitterze nazwał go „fikcją” i zaapelował o natychmiastowe zniesienie ograniczenia. Przekonuje przy tym, że nie ma w tym momencie potrzeby, by czekać z decyzją na uchylenie stanu epidemii przez władze centralne. Wszystko dzięki poprawiającej się sytuacji epidemiologicznej w kraju.
Kto ma w tym sporze racje? Auksel-Sekutowicz postanowiła zapytać o zdanie warszawiaków za pomocą ankiety na Facebooku. Wygląda na to, że respondenci od całkowitego zakazu woleliby jakąś formę rozwiązania kompromisowego. Zaproponowała więc, by zakaz picia alkoholu na bulwarach obowiązywał jedynie latem. Co ważne: nie obejmowałby także ogródków gastronomicznych.
Całkowity zakaz picia alkoholu na bulwarach nie cieszy się najwyraźniej poparciem ze strony warszawiaków
Takie rozwiązanie oznaczałoby, że zakaz obejmowałby jedynie darmową konsumpcję napojów alkoholowych. Libacje cały czas byłyby możliwe – pod warunkiem, że alkohol kupiłoby się na miejscu. Na taką sprzeczność zwrócił uwagę jeden z internautów komentujących cała sprawę: „Jestem za całkowitą liberalizacją w tym miejscu. Czym różni się gość „pod wpływem” w ogródku od tego 3 metry dalej? A jak wyjdzie z lokalu i zacznie rozrabiać to już jest OK?”.
Zakaz spożywania alkoholu na bulwarach w Warszawie wynika z art. 14 ust. 2a ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu problemom alkoholowym. Zgodnie z tym przepisem „zabrania się spożywania napojów alkoholowych w miejscu publicznym, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów”.
Władze danej gminy mogą zdecydować się na odstępstwa pod warunkiem, że taka decyzja nie będzie kolidowała z „polityką społeczną w zakresie przeciwdziałania alkoholizmowi”, oraz nie będzie zakłócała bezpieczeństwa i porządku publicznego. Czy w Warszawie na bulwarach jest problem z tym ostatnim? Radna Auksel-Sekutowicz przywoływała w tej sprawie policyjne statystyki. Mowa o kilkudziesięciu przypadkach kradzieży rocznie, o kilku rozbojach, bójkach i pobiciach.
Kradzieże to problem niekoniecznie ściśle związane z alkoholem. Przemoc na bulwarach nie wydaje się ogromnym problemem. Czym innym są jednak mniej poważne sprawy, takie jak zakłócanie porządku publicznego – hałaśliwe zachowanie, wspomniane głośne libacje. Nie wydaje się jednak, by uzasadniały one utrzymywanie całkowitego zakazu picia alkoholu w rekreacyjnej części Warszawy.