Prasa ekonomiczna miała swojego Forbesa czy z czasem nawet jeszcze bardziej adekwatny przykład – Business Insidera. Media, które nauczyły się z trudną tematyką wychodzić do widza nie będącego specjalistą i podać ją w atrakcyjny sposób. Na rynku prasy o tematyce prawnej takiej pozycji nie było.
Jest Dziennik Gazeta Prawna, jest Rzeczpospolita. Wybitne dziennikarstwo. Bardzo polecam obie pozycje, jestem wielkim fanem. Ale na zmieniającym się dość dynamicznie rynku medialnym szybko znaleźliśmy niszę. Przede wszystkim dostrzegliśmy całą grupę wykluczonych z dostępu do informacji na temat zmian w prawie, a po drugie – wykluczonych z możliwości dyskusji na jego temat. Czasami dlatego, że tej dyskusji wcale nie prowadzono, a czasem dlatego, że o opinię nie pytano jego adresatów.
O street law
Stworzyliśmy więc portal debaty, portal opinii na temat zmieniającego się prawa. Portal interwencyjny, czasem tłumaczące jakże oczywiste (dla nas) podstawy, które każdego dnia są wykorzystywane na niekorzyść internautów. Portal wyjaśniający rzeczy proste, a czasem nawet rzeczy złożone, ale zawsze prostym językiem. To bardzo trudne, wbrew pozorom, pisać o prawie tak, by masowy widz chciał to czytać. Musieliśmy się tego nauczyć, każdego dnia cały czas się tego uczymy, jest bardzo trudno znaleźć autorów, którzy byliby skłonni porzucić chociaż część swojego prawniczego ego, zrzec się odrobiny błogosławieństwa w postaci powziętego na wieki wraz z pierwszym podręcznikiem od logiki języka prawniczego.
Przeglądałem kiedyś internet i na facebookowej grupie „Prawnik w sieci klientów” trafiłem na taką oto opinię na nasz temat:
Bardzo mi się ona spodobała i to z kilku powodów. Po pierwsze, odkryłem wtedy, że to co instynktownie robimy, ma nawet swoją fachową nazwę – street law. Po drugie – spadł mi trochę wtedy kamień z serca widząc chyba pierwszego wówczas, wywodzącego się spoza kręgu znajomych prawnika, który doskonale rozumie naszą pracę i co chcemy przez nią osiągnąć.
Wiecie, pierwszy kwartał upłynął nam trochę pod znakiem licznych komentarzy pewnego adwokata z Małopolski, który na prawie każdym kroku informował, że Bezprawnik to sprzeniewierzenie się wszelkim cnotom, a znany i ceniony jurysta Ulpian pewnie przewracałby się w grobie, gdyby tylko miał grób. Nie będę ukrywał, kołatały się wtedy nieco myśli, z jednej strony z gatunku „facet, świat się zmienia”, a z drugiej jednak „może on ma trochę racji, może w przypadku prawa nie można sobie pozwolić na uproszczenia, które stosuje się do biznesu”.
Ten powyższy komentarz bardzo poprawił mi wtedy humor, z czasem zaczęło się okazywać, że liczne sygnały sympatii otrzymujemy też od innych prawników, pracowników renomowanych kancelarii, urzędników państwowych, polityków, dość tłumnie od sędziów(!) czy samorządów prawniczych. Namacalnym wyrazem tego są nie tylko ciepłe słowa czy tweety, ale chociażby bardzo prestiżowa dla nas akcja komercyjna z Krajową Radą Komorniczą. Komornicy słusznie uznali, moim zdaniem lepszego miejsca nie mogli sobie wybrać, że z naszą pomocą chcą wyjaśnić społeczeństwu, że to oni są tymi dobrymi.
O czytelnikach
Tego typu reakcje były bardzo ważne, sympatyczne i niewątpliwie dobrze wpływały na moją kondycję psychiczną i stan samozadowolenia. Natomiast nie będę ukrywał, że punktu widzenia internetowego biznesu kluczowa była reakcja nieprawników. To w końcu do nich adresowany jest nasz serwis w pierwszej kolejności, choć oczywiście każdy głos w dyskusji, do której dążymy, jest ważny.
Odnoszę wrażenie, że ludzie lubią czytać nasze treści, na które zawsze rzucamy trochę inną perspektywę, niż media ekonomiczne, technologiczne czy taki na przykład (rewelacyjny – to nim była inspirowana nasza nazwa!) Niebezpiecznik. Wiem i cieszy mnie to, że jest dostrzegana oraz doceniana jest nasza aktywna praca „prewencyjna”, gdy staramy się na przykład ostrzegać przed rozmaitymi naciągaczami (CEDGiF i podobne, facebookowe konkursy), walka ze sklepami internetowymi oszukującymi klientów, akwizycją tradycyjną i telefoniczną czy zjawiskiem copyright trollingu.
Oglądalność Bezprawnika cały czas rośnie w równym tempie i w ostatnim czasie mniej więcej stabilizuje się w okolicy pół miliona czytelników miesięcznie. Mam nadzieję, że kilka zmian (również czysto technicznych – nadal nie jesteśmy w stanie się dogadać z Google News) poczynionych w ostatnich tygodniach pozwoli nam dobić do miliona do końca 2018 roku. Bardzo rośniemy też na Facebooku, rok temu o tej porze było Was 4000, obecnie pędzimy w kierunku 20 000 sympatyków. Mam nadzieję, że uda się sprawić taki prezent naszemu dwulatkowi na Dzień Dziecka.
Bezprawnik sp. z o. o. ma dwóch udziałowców – Przemysława Pająka i mnie. Grzechem byłoby nie wykorzystać więc potencjału największego bloga o tematyce okołotechnologicznej, który jest własnością Przemka. Spider’s Web bardzo pomógł nam we wczesnej fazie działalności serwisu, przez pierwsze miesiące dostarczając ponad 80% ruchu w całym Bezprawniku.
Tym niemniej dobrze przepracowaliśmy te dwa lata i nie popełniliśmy błędu niektórych podmiotów podpiętych pod duże portale. Dziś ze Spider’s Web (który jest gigantem) trafia do nas tylko ok. 20% wszystkich czytelników, a warto podkreślić, że miesięcznie trafia do nas stamtąd 3 razy tyle osób, co w maju 2015 roku. Oczywiście nadal jesteśmy wielkimi beneficjentami zaplecza merytorycznego, technicznego i doświadczenia całej grupy Spider’s Web. Pamiętajcie jednak, że Bezprawnik rośnie i już teraz na stronę główną SW trafiają tylko wybrane publikacje z naszego serwisu – apeluję do tych 20% czytelników, by dodali sobie Bezprawnik.pl do zakładek, bo będą przegapiali coraz więcej treści.
O przyszłości
Jestem zadowolony z rozwoju Bezprawnika, w chwili, gdy piszę te słowa. Mamy naprawdę dobre wyniki, udało nam się zbudować fajną społeczność stałych czytelników na Disqus, Twitterze i Facebooku. Rok 2017 przyniósł w końcu dobre umowy reklamowe, które będziemy realizować w najbliższym czasie. Oczywiście wiem, że nie lubicie reklam, ale moim mottem jest robić treści sponsorowane na Bezprawniku w taki sposób, żebyście sami prosili „a może byście się tak komuś sprzedali”? To, co wyprawia Marek Krześnicki, momentami ociera się o majstersztyk – reklamowy i merytoryczny.
Jesteście beneficjentami reklam. Z takich namacalnych korzyści, prócz ciekawych wpisów sponsorowanych – Kasia Bayer, Tomek Laba i Marcin Maj. W ostatnim miesiącu dorzuciliśmy aż trzy nowe twarze do redakcji. O ile z całej trójki jestem bardzo zadowolony, tak z Marcinem wiąże się symboliczna historia i chyba nie będzie lepszej okazji, do jej opowiedzenia, niż „urodziny”.
Od zawsze bardzo ceniłem jego pracę dla Dziennika Internautów i dwa lata temu napisałem mu, gdy startowaliśmy, że moim celem, marzeniem, jest budować ekipę w oparciu o ludzi, takich jak on. Czułem się jak prezes Polonii Warszawa, który snułby marzenia o sprowadzeniu Francesco Tottiego – nie tylko znakomitego piłkarza, ale i symbolu swojej drużyny, który kiedyś odrzucił nawet Real Madryt. Od dwóch tygodni Marcin pisze na Bezprawniku.
Troszkę nas chwalę, ale w końcu urodziny. Nie znaczy to oczywiście, że po drodze nie było porażek. Mniejsza o to kiedy ostatnio byłem wyspany i co mój kardiolog twierdzi na temat mojego ciśnienia. Za wszystkie wpadki merytoryczne, bo takich – jak to w mediach – też się trochę uzbierało, bardzo serdecznie przepraszam. Nie jestem zadowolony z oferowanego przez nas systemu pomocy prawnej online, który działa, sprawdza się, jest rozchwytywany, ale nie wykorzystuje swojego potencjału. Nie każdemu jesteśmy w stanie pomóc.
Zgodnie z moimi przewidywaniami system pomocy online jest dobry – do określonego rodzaju spraw. Z czasem jednak prócz szefów sklepów internetowych czy osób z drobnymi problemami z pracodawcą, zaczęły spływać do nas liczne historie, których nie da się rozwiązać przez internet. Potrzebny jest kontakt z prawnikiem, na miejscu, przeważnie wiążący się oczywiście ze stawiennictwem w sądzie. Mamy prawników w Warszawie i dzięki temu doskonale widzimy, że ten model „spotkań twarzą w twarz”, nawet jeśli można go częściowo wyeliminować w 2017 roku, to jednak nie zawsze. A tylko w ten sposób pomoc może być skuteczna.
Dlatego w 2017 roku naszym priorytetem jest „wpuszczenie” na Bezprawnika prawników z całej Polski (a być może nawet z zagranicy, bo i tego typu spraw bywa sporo). Zawsze powtarzałem, że Bezprawnik nie jest wrogiem środowiska prawniczego, ani konkurentem – jest narzędziem, który przez budowanie świadomości prawnej zwiększa popyt na usługi. Mam świadomość, że w sieci istnieją liczne katalogi prawników, ale na stronach, które odwiedzają praktycznie tylko… prawnicy skupieni w tych katalogach. My chcemy stworzyć bazę i możliwość stworzenia swojej profesjonalnej wizytówki na poczytnym portalu adresowanym do nieprawników, którzy za to często mają problem z nieruchomością, spółką, małżonkiem czy operatorem telekomunikacyjnym.
To jest nasz realny cel i ambicja na rok 2017. W planach mamy też kilka mniej ukonstytuowanych pomysłów wpisujących się w modny ostatnio nurt „legaltech”, natomiast na tę chwilę nie jestem w stanie przedstawić jeszcze niczego konkretnego – pewnie podejmiemy się realizacji, ale tylko części z nich. Z punktu widzenia serwisu informacyjnego, cały czas liczymy na budowanie atrakcyjnych i pożytecznych dla naszych czytelników treści, cały czas wyszukując nowych autorów, którzy nie klękają przed Ulpianem i potrafią Was zainteresować swoją osobowością. No bo po to się pisze w internecie – żeby ludzie chętnie to czytali.
Mam nadzieję, że to Was właśnie do nas sprowadza i zostaniecie na dłużej.
Ps. Pamiętajcie – Dzień Dziecka!