Szczególnie mieszkańcy dużych miast powoli przyzwyczajają się do tego, że stają się one jednymi wielkimi strefami płatnego parkowania. Decydentów trzeba zrozumieć – tylko w taki sposób da się (jako tako) zarządzać intensywnością ruchu. I pozwalać osobom żyjącym na przykład w śródmieściu na w miarę normalne funkcjonowanie. Coraz częstszym zjawiskiem jest też prywatna strefa płatnego parkowania. Tylko czy można ją sobie ustanowić wszędzie, nawet na klepisku?
Prywatna strefa płatnego parkowania
Z przykładem takiego działania mieliśmy do czynienia kilka dni temu w Gdańsku. Chodzi o parking przy niezwykle popularnym w wakacje miejscu, czyli terenach postoczniowych. Od kilku lat w stworzonych tu klubach bawi się praktycznie całe Trójmiasto, co oczywiście wygenerowało spory ruch samochodowy. Auta zaczęły więc parkować na nierównym, pokrytym dziurami klepisku przy ulicy Jana z Kolna, w bezpośrednim sąsiedztwie klubu 100cznia. I to na masową skalę – w wakacyjne weekendy na parkingu nie można było wcisnąć tu nawet hulajnogi elektrycznej.
Właściciel terenu, tak się wydawało, zwietrzył okazję. W ten weekend, z dnia na dzień i bez uprzedzenia, na miejscu pojawiły się parkometry prywatnej firmy. Każda godzina – 3 złote, doba parkowania – 20 złotych, mandat za parkowanie bez biletu – 150 złotych. Już w pierwsze dni posypały się kary, bo wiele osób było nie zdawało sobie sprawy z nowych zasad. Szczególnie, że mówimy tu nie o normalnym parkingu, tylko o kawale nierównej ziemi, bez żadnych wyznaczonych miejsc. Kontrowersje okazały się tak duże, że właściciel działki… wycofał się z pomysłu. Jak pisze portal Trójmiasto.pl, tłumaczył się on faktem że operator płatnego parkingu… pospieszył się z montażem parkometrów.
Czy w takim miejscu można ustawić parkometry?
Wśród osób krytykujących ustanowienie płatnego parkowania na terenach postoczniowych pojawiło się sporo głosów odnoszących się do jakości parkingu. No bo jak można kasować ludzi za pozostawienie samochodu w miejscu zupełnie do tego nieprzystosowanym? Pojawiły się też pytania o to czy przepisy na to pozwalają. Odpowiedź brzmi: niestety pozwalają. Jest co prawda artykuł 13b ust 1 ustawy o drogach publicznych, który wprost stwierdza, że opłata za parking może być wnoszona tylko w przypadku miejsc do tego wyznaczonych. Ale, no właśnie, chodzi tutaj o drogi publiczne. A klepisko przy klubie 100cznia taką drogą publiczną nie jest. Jest to teren prywatny, na którym obowiązuje zasada „wolnoć Tomku w swoim domku”.
Pojawił się jednak inny, odrębny wątek dotyczący tej sprawy. Chodzi o wpływ jakości „parkingu” na poruszające się na nim samochody. Osoba, która uiściła opłatę za pozostawienie auta, a jednocześnie (o o co w tym miejscu nietrudno) uszkodziła swoje auto, ma otwartą drogę do tego, by domagać się od właściciela terenu zadośćuczynienia ewentualnej szkody. Na prostej zasadzie „płacę – wymagam”. Być może właśnie z tego powodu właściciel działki postanowił zrezygnować z pobierania opłat od gości gdańskich klubów. Przynajmniej do czasu wyrównania terenu i zapewnienia na nim przynajmniej minimalnych standardów.
Jedno jest pewne – tego typu prywatne strefy płatnego parkowania będą wyrastać jak grzyby po deszczu. Liczba aut nieustannie rośnie, a co za tym idzie kolejne osoby czują potrzebę z jednej strony zabezpieczenia swojego terenu przed nadmierną liczbą „intruzów”, z drugiej po prostu czystego zysku (bo to przecież bardzo łatwy zarobek). Dopóki jednak wszystko odbywa się na prywatnym terenie, użytkownik ma niewielkie prawo polemizowania z decyzją właściciela. Nawet jeśli posiada on nie parking, lecz klepisko.