Może to nie do końca jego wina, ale jego styl bycia, pretensjonalny i – co jest sztuką – jednocześnie dość prosty sposób wypowiedzi albo forma prowadzenia programów ku taniej uciesze gawiedzi sprawiały, że zawsze w mojej głowie jawił się jako żywa definicja słowa „odpychający”.
Jego audycje w RMF FM mogą cieszyć, ale krótko, bo z czasem człowiek orientuje się, że nie prowadzą do żadnej merytorycznej konkluzji. Autor popisuje się, niczym sprawiający problemy uczeń na szkolnym apelu. Mógłbym tak długo, bo prócz na przykład „bufonady” jest jeszcze kilka innych pojęć, które w słowniku zilustrowałbym zdjęciem Roberta Mazurka.
To oczywiście nie problem, moje prywatne odczucia nie mają żadnej mocy sprawczej. Zresztą nawet nie powinny – niech sobie ten Robert Mazurek będzie, a ja po prostu unikam audycji z jego działem. Te jednak mają wielu innych fanów, a przez niektórych przywoływane są nawet jako symbol prasowej niezależności.
Z tym, że akurat dziś od rana medialna obecność Mazurka zaczęła być kwestionowana. A wszystko dlatego, że przyłapano go na tym, że na swoje 50. urodziny zaprosił nie tylko znajomych z życia prywatnego, ale i z pracy. A tak się składa, że znajomymi z pracy dziennikarza zajmującego się polityką są także politycy. I wybuchła wielka afera.
Afera ma moim zdaniem dwie odsłony. Słuszną i niesłuszną.
Słuszna dotyczy polityków, którzy w tym czasie powinni siedzieć w Sejmie. To ich nie tylko praca, ale też obowiązek. Gdyby w tym czasie zostali na ulicy Wiejskiej, dowiedzieliby się od Prezesa NIK, Mariana Banasia, jak władza marnuje publiczne pieniądze. Przedstawiciele władzy zdecydowali się jednak stawić na towarzyskim wydarzeniu wieczoru, czyli przyjęciu urodzinowym – jak się okazuje – bardzo popularnego dziennikarza. W 2020 roku z naruszeniem prawa wydano w Polsce 345 milionów złotych pochodzących z naszych stale podnoszonych podatków, ale z drugiej strony 50. urodziny ma się tylko raz w życiu. Pomimo tej niewątpliwie łagodzącej okoliczności, najszczersze pokłady mojej empatii nie znajdują dla polityków wytłumaczenia.
Odsłonę trochę słuszną, a trochę niesłuszną. Opinia publiczna zdziwiła się, że ludzie warczący na siebie na mównicy sejmowej w kuluarach radośnie sączą razem winko zaśmiewając się ze swoich żartów. Jak widać okazało się to o wiele większym zaskoczeniem dla społeczeństwa, niż mogło się wydawać. Moim zdaniem takie zachowanie nie musi być złe. Spór polityczny to naturalny element demokracji, ale czy jednocześnie powinien przeradzać się w wojnę na wszystkich frontach?
Wręcz przeciwnie, takie spotkania jak u Roberta Mazurka, łagodzą wręcz obyczaje.
Z drugiej strony jednak, prawdziwym i uzasadnionym jest stwierdzenie, że obecna władza w istotny sposób narusza standardy demokratycznego państwa prawa, a obrany wektor napawa dodatkowo niepokojem o kierunek, w którym zmierzają jej zapędy. Opozycja zdaje sobie z tego sprawę, a jednak mimo to zachowuje się, jak gdyby obecna sytuacja w Polsce nie wykraczała poza ramy klasycznej politycznej rywalizacji. Dlatego w tym zakresie potrafię zrozumieć oburzenie części komentujących.
Niesłuszne jest natomiast – w mojej przynajmniej ocenie – atakowanie Roberta Mazurka. Warto zauważyć, że robimy to dosłownie równolegle do sytuacji, gdy znany dziennikarz TVN24 prawdopodobnie robił też „na boku” za spin doctora ministra Dworczyka. Być może jest to sytuacja przesadnie rozdmuchana medialnie, może wcale redaktor Skórzyński nie wchodził w aż tak nieetyczne relacje z władzą jak starają się sugerować szukający afery – nie chcę przedwcześnie oceniać. Natomiast z całą pewnością widzowie mogą czuć rozczarowanie z powodu braku przejrzystości.
Robert Mazurek był w swojej imprezie przejrzysty. Nie ukrył jej w bunkrze odciętym od świata gdzieś na Mazurach. Paparazzi bez trudu mogli zapoznać się z listą gości. Mazurek zaprosił ludzi, którzy na co dzień spotykają się z nim w pracy i niewątpliwie podbijają prestiż imprezy, a w nim kolorowe koszule błyszczą przecież podwójnie kolorowo.
Chcemy dziennikarstwa udającego niezależne
Sam nie jestem pewien co jest lepsze. Czy dziennikarz, który nie ma żadnych znajomości w świecie polityki – tak jak dziś chciałaby sobie tego życzyć opinia publiczna. Czy jednak dziennikarz, który jest częścią tego świata, ale cechami osobowości (np. tzw. bucowatością) zbudował sobie taką pozycję, że i tak jest od tego świata niezależny. Może być tak, że dziennikarz z kompletnego autu po prostu tego świata nie rozumie, nie ma dostępu do najważniejszej – wewnętrznej – wiedzy, jego rozmówcy nie czują się z nim swobodnie, nie chcą do niego przychodzić, nie chcą mu wybaczyć ostrych pytań lub są w stanie takiego dziennikarza łatwo rozgrywać.
Nie przepadam za Robertem Mazurkiem, ale to nie jest przecież tak, że to jedyny dziennikarz w Polsce. Możemy ich sobie wybierać spośród kilkuset, a następnie ocenić czy lepiej swoją pracę – mimo wszystko – wykonuje człowiek imprezujący z Tadeuszem Cymańskim, czy ktoś z zupełnie innego świata. Niezależność naprawdę nie jest uzależniona od tego, kogo się zna i z kim się bywa. To kwestia charakteru. A my jako widzowie powinniśmy oceniać produkt końcowy – czyli efekt pracy dziennikarskiej, nie zaś okoliczności życia prywatnego, które według mnie mogą działać zarówno na niekorzyść, jak i na korzyść pracy dziennikarskiej.
Fot. tytułowa – Poranna Rozmowa/RMF FM