Władysław Grochowski, właściciel kilkunastu hoteli skupionych w spółce Arche, wykupił w tym tygodniu płatne ogłoszenie. Na łamach Rzeczpospolitej przedsiębiorca opublikował list, w którym odnosi się do sytuacji na wschodniej granicy. Krytykuje budowę muru, sprzeciwia się ogólnokrajowej znieczulicy. Ale przede wszystkim składa konkretną deklarację: że przyjmie minimum 100 rodzin uchodźców.
Władysław Grochowski i jego list
Czytam list pana Władysława trochę jak korespondencję z innego świata. Bo oplatająca wielu z nas obojętność i apatia zaczęły powoli stawać się normą, również u osób wrażliwych społecznie. Dziś, gdy na wschodzie kraju z nocy na noc jest coraz zimniej, a temperatura – zwłaszcza w nocy – staje się coraz bardziej zabójcza, wielu z nas odwraca wzrok od tego, co dzieje się na Podlasiu i Lubelszczyźnie. Powodów do odwrócenia oczu jest wiele: wina Łukaszenki (oczywista), to że ci ludzie uciekają często nie przed wojną a za lepszym życiem i pieniędzmi (czy naprawdę my, Polacy, powinniśmy traktować to jako okoliczność obciążającą tych ludzi?) czy wreszcie oparcie się na jednostronnej rządowej propagandzie, dozwolonej dzięki temu, że ze strefy stanu wyjątkowego wyrzucono media. Tymczasem na pasie granicy z Białorusią wciąż bez wytchnienia pracują aktywiści, medycy, zwykli ludzie, ale też ci żołnierze czy pogranicznicy, którym nie w smak jest wykonywanie nieludzkich rozkazów polityków, takich jak polecenie użycia metody „push back”.
Zwykli ludzie na szczęście okazują serce. Przekazują dary, pieniądze albo chociaż wspierają dobrym słowem. Ale musimy zdać sobie sprawę, że taka doraźna pomoc jest w stanie pomóc tym przemarzniętym ludziom tylko chwilowo. Aktywiści dają im koce, ubrania i jedzenie, ale zaraz potem straż graniczna wsadza tych migrantów do ciężarówki i wywozi z powrotem na Białoruś. Oczywiście, nieliczni migranci przedostają się ostatecznie do Niemiec. Ale zanim to się stanie, są piłeczką w morderczym polsko-białoruskim ping-pongu. Wywołanym przez bezwzględnego dyktatora Łukaszenkę, ale w którym z jakichś powodów w wielu momentach nasze władze postanowiły grać wedle jego zasad. Jedyną szansą na przecięcie nieustannego pasma cierpienia tych ludzi jest zaopiekowanie się nimi przez państwo polskie. A jeśli owo państwo kapituluje, to taką opiekę mogą zapewnić Polacy. Tacy jak pan Władysław.
Schronienie dla minimum stu rodzin
„Jako człowiek wolny, niezależny i niezwiązany z żadną partią polityczną obecną w Parlamencie RP nie mogę być obojętny i milczeć na temat ostatnich wydarzeń związanych z działaniami wobec imigrantów na granicy Polski z Białorusią”, pisze w swoim liście hotelarz. Krytykuje budowę zapory na granicy, przypomina trudną historię naszej ojczyzny i odrodzenie wolnej Polski 30 lat temu, nawiązuje wreszcie do słów Jana Pawła II. I deklaruje:
Kiedy nie ma pomysłu na rozwiązanie tego kryzysu, a tak to spostrzegam, lub jedynym pomysłem jest budowa muru i zasieków, pragnę oświadczyć, że wyrażam gotowość przyjęcia minimum 100 rodzin uchodźców. Zapewnię im mieszkania i pracę. Dzieciom edukację i rozwój w Polsce. Niech Ci ludzie już nie cierpią. Niech ubłoceni, przemoczeni, głodni wstaną z kolan i zaczną nowe życie.
…pisze w swoim liście otwartym Władysław Grochowski. Poniżej można przeczytać całość.
Pomoc, na jaką nas stać
Oczywiście list przedsiębiorcy jest dziś trochę wołaniem na pustyni. Rząd w żadnym wypadku nie zgodzi się na to, by migrantów z polsko-białoruskiej granicy przyjmować i otaczać opieką przez zwykłych ludzi. Nie po to politycy dehumanizowali migrantów uzasadniając ohydnymi fałszywymi zdjęciami przedłużenie stanu wyjątkowego, żeby teraz pozwalać na okazywanie tym ludziom dobra. Niestety, takie mamy władze. Coraz bardziej okrutne, bezwzględne i skupione na sobie, a nie na empatii wobec drugiego człowieka. Ale im więcej takich gestów jak ten pana Grochowskiego, tym większy dyskomfort będą oni czuli. Często nadużywane określenie „ludzi dobrej woli jest więcej” w istocie ma swoją moc. I jest swego rodzaju kluczem do pokonania zła.
Pamiętam, na początku kryzysu migracyjnego, wpis niejakiego Sławomira Jastrzębowskiego, właściciela portalu Salon24, chwalącego się regularnym chodzeniem na siłownię i tym, że w razie czego biłby się w powstaniu. Zapytał która z osób przejętych sytuacją na granicy przyjęłaby taką osobę pod swój dach. Odpisałem, że ja bym to zrobił. Choć nie mam kilkunastu hoteli a jedynie 10 m2 pokoju, który mógłbym zwolnić dla takiej wycieńczonej osoby. Możecie się tylko domyślić jak bardzo zostałem „zjedzony” przez „patriotów”, którzy zaczęli mi pisać o kozach, terrorystach itp. Ba, jeden z moich byłych kolegów po fachu, który kiedyś mieszkał w tym samym bloku co ja, zasugerował że mogę się obawiać negatywnych reakcji moich sąsiadów na mój wpis. No cóż, mierzenie swoją miarą może wytworzyć iluzję, że ludzi złej woli jest więcej. Ale wcale tak nie jest. Dlatego nie bądźmy jak pan Sławek czy jak mój były kolega po fachu. Bądźmy raczej jak pan Władysław.