Dziś na antenie Polskiego Radia minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że dziś odnotowano ponad 15 900 nowych zakażeń koronawirusem. Wczoraj również został przekroczony próg 15 tys. nowych przypadków. A to na podstawie danych właśnie z tego tygodnia rządzący mieli podjąć decyzję o wprowadzeniu ewentualnych obostrzeń. Czy nauka zdalna w listopadzie jest prawdopodobna? Co z regionalnymi obostrzeniami?
Nauka zdalna w listopadzie? Minister edukacji: zamykanie szkół w ostatniej kolejności
Po dużym wzroście liczby zakażeń (dwukrotnie przekroczony został próg 15 tys. nowych przypadków) można byłoby się spodziewać, że rząd zdecyduje się jednak na podjęcie decyzji w sprawie nauki zdalnej czy nowych obostrzeń. Minister edukacji i nauki, zapytany dziś w Polskim Radiu czy nauka zdalna w listopadzie jednak jest możliwa, odpowiedział, że w tym momencie nie ma żadnych planów zamykania szkół. Wczoraj z kolei, na konferencji prasowej, stwierdził, że obecnie stacjonarna nauka jest konieczna – „szczególnie po długim okresie nauki zdalnej, która była przykrą koniecznością”. Podkreślił też, że jeśli zostaną wprowadzone jakieś obostrzenia – to obostrzenia dotyczące szkół będą ostatnie.
To, że nauka zdalna w listopadzie jest raczej mało prawdopodobna, można również wywnioskować z dzisiejszej wypowiedzi ministra zdrowia. Jak stwierdził, poprzedni rok „uświadomił, jak poważne są koszty zamknięcia szkół, jeżeli chodzi o zdrowie psychiczne”. Dodał też, że ponowna adaptacja po powrocie z nauki zdalnej powoduje wysyp problemów. Jak stwierdził w kontekście zamykania szkół, „trzeba zważyć koszty i korzyści”. Przyznał też, że faktycznie nauka zdalna ograniczyłaby transmisję wirusa, ale „uruchamia się lawina innych konsekwencji”. Wydaje się zatem, że decyzja w sprawie nauki zdalnej jest jak najbardziej aktualna – i dopiero ewentualny drastyczny wzrost hospitalizacji i niewydolność ochrony zdrowia mogłaby sprawić, by rządzący zdecydowali się na odgórne zamknięcie szkół.
Rządzący cały czas odsuwają możliwość wprowadzenia dodatkowych obostrzeń
Od dłuższego czasu poszczególni przedstawiciele obozu rządzącego utrzymują, że w razie pogorszenia sytuacji epidemicznej wprowadzą lokalne obostrzenia. Problem polega na tym, że rośnie zarówno liczna nowych zakażeń jak i hospitalizacji, a rządzący nie decydują się na podjęcie jakichkolwiek działań. Minister zdrowia stwierdził dziś zresztą, że „ścieżka wzmacniania restrykcji wydaje się mało skuteczna w Polsce”. Jeśli jednak tak – to dlaczego rządzący decydowali się na obostrzenia w trakcie każdej z fal koronawirusa?
Najwidoczniej liczba zakażeń przestała być jednak kryterium, zgodnie z którym wprowadzane są nowe obostrzenia. Być może dopiero znaczący wzrost hospitalizacji i zgonów spowoduje, że rząd podejmie nowe decyzje. Na razie jednak raczej nie ma co na to liczyć.