Okazuje się, że w Polsce najwięcej żywności marnują nie sklepy, nie gastronomia, a zwykli Polacy w swoich gospodarstwach domowych. Tym samym walka z marnowaniem żywności nieco się komplikuje. Trudno bowiem nakazać obywatelom ustawom, by nie wyrzucali niedojedzonych porcji do śmieci. Pytanie jednak brzmi: czy w ogóle jest o co walczyć?
Walka z marnowaniem żywności w Polsce musiałaby skupiać się na gospodarstwach domowych
Od dłuższego czasu jednym ze współczesnych postulatów jest walka z marnowaniem żywności. Nie da się ukryć, że całkiem sporo jedzenia nie trafia do naszych żołądków, lecz prosto na śmietnik. Ciekawe dane na ten temat opublikował Business Insider. Okazuje się, że marnowanie żywności w Polsce wygląda nieco inaczej, niż się do tej pory mogło wydawać.
Badania jednoznacznie wskazują na to, że za 60 proc. zmarnowanego jedzenia odpowiadają gospodarstwa domowe. Na drugim miejscu jest przemysł spożywczy i przetwórstwo, które marnuje 30 proc. jedzenia. Wskazywane dotychczas w przekazie medialnym jako główni „winowajcy” handel oraz gastronomia odpowiadają raptem za odpowiednio 7 proc. i 1 proc.
Warto także wspomnieć, że walka z marnowaniem żywności w Polsce jest dość skuteczna. Nie marnujemy rocznie 9 milionów ton jedzenia, jak podawano wcześniej, lecz niecałe 5 milionów. Dotychczas najważniejszymi metodami mającymi przeciwdziałać niepotrzebnemu wyrzucaniu produktów spożywczych było tworzenie mechanizmów w rodzaju ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności.
Jej przepisy zobowiązują sprzedawców jedzenia do znalezienia sobie organizacji pozarządowej, do której będą trafiać produkty wciąż nadające się do spożycia a zagrożone utylizacją. Siłą rzeczy, podobnych rozwiązań nie da się zastosować wobec gospodarstw domowych. To oznacza, że walka z marnowaniem żywności w naszym kraju musi się opierać o edukację, oraz apelowanie do obywatelskiej odpowiedzialności.
Są oczywiście kwestie, na które warto obywateli uczulić. Przykładem może być chociażby różnica pomiędzy oznaczeniami „najlepiej spożyć przed” a „najlepiej spożyć do”. Brzmi tak samo, ale pierwszy termin oznacza, że po jego upływie jakość żywności może zacząć spadać, ale produkt wciąż pozostaje zdatny do spożycia. Drugi z kolei oznacza, że po jego upływie produkt faktycznie nadaje się na śmietnik. Pytanie jednak, czy aby na pewno walka z marnowaniem żywności to realny problem?
Lepiej wyrzucić niepotrzebne jedzenie na śmietnik, niż na siłę wciskać je sobie do gardła
Wcale nie jest przecież tak, że w naszej części świata żywności brakuje. Dzięki prężnemu rozwojowi rolnictwa, przetwórstwa, oraz sieci handlowych, mamy dostęp do praktycznie niewyczerpanych zasobów produktów spożywczych. Możemy więc sobie pozwolić na wyrzucanie jedzenia na śmietnik bez ryzykowania głodu w przyszłości.
Nic więc dziwnego, że Polacy nie garną się do kupowania produktów pełnowartościowych, ale nie dość dobrych. Na przykład zbyt małych, albo niekształtnych, warzyw i owoców, lub produktów z uszkodzonym opakowaniem. Unika tego w obydwu przypadkach ponad połowa respondentów. Co więcej, aż 70,3 proc. badanych wyrzuca gotowe a niespożyte posiłki. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że nie ma w tym nic złego. Biorąc pod uwagę walkę z plagą otyłości: lepiej chyba wyrzucić niechciane jedzenie, niż na siłę wpychać je sobie do gardła.
Nie da się bowiem ukryć, że walka z marnowaniem żywności w Polsce nie sprawi nijak, że pozostałej części globu problem głodu jakkolwiek zbliży się do rozwiązania. Taka „niezmarnowana” żywność musiałaby w końcu jeszcze trafić do miejsc, gdzie ludzie głodują.
Problemy natury czysto logistycznej występują także na poziomie czysto krajowym. Czy to, że jednak dojemy gar zupy do końca, albo odgrzejemy sobie tego kotleta, sprawi, że nagle talerz kogoś innego się zapełni? Odpowiedź może być tylko jedna: nie.
Tak naprawdę nie wiadomo, jakie korzyści miałaby nam dać walka z marnowaniem żywności
Wszystko przez to, że dostępnej w sklepach żywności w Polsce nie brakuje. Każdy, kto chce i ma pieniądze, może sobie kupić coś do jedzenia. Problem niedożywienia rozwiąże raczej upewnienie się przez państwo, że żywność trafi także do tych, którzy tych pieniędzy nie mają. Co więcej, odpady spożywcze nie są jakoś przesadnie szkodliwe dla środowiska, przynajmniej w porównaniu z tym, co każdego roku emitujemy do atmosfery przez nasze kominy. Chociażby paląc w piecu ekogroszkiem. Osobną kwestię stanowi oczywiście szkodliwy wpływ hodowli zwierząt jako takiej.
Walka z marnowaniem żywności tak naprawdę wcale nie jest dla naszego społeczeństwa koniecznością. Co więcej, w debacie publicznej bardzo rzadko padają argumenty za tym, dlaczego właściwie powinniśmy z tym zjawiskiem walczyć. Jeżeli nie przyniesie to społeczeństwu jakichś większych korzyści, to po co to robić?
Mamy w końcu wystarczająco wyrzeczeń walcząc z rzeczywistymi, palącymi problemami. Takimi, jak zmiany klimatyczne, transformacja energetyczna, czy zanieczyszczenie powietrza w Polsce. Czy wspomniana już wcześniej plaga otyłości.
W tym konkretnym momencie jedynym rozsądny uzasadnieniem wydaje się być drożyzna w sklepach, dotykająca w dużej mierze właśnie ceny żywności. Ograniczając marnotrawstwo żywności w swoim gospodarstwie domowym wydajemy mniej na jedzenie. Dzięki temu zostaje nam więcej pieniędzy, chociażby na drożejące surowce energetyczne. Potwierdza to jednak, że walczyć z marnowaniem produktów spożywczych należy głównie wtedy, kiedy dotyka nas jakiś poważny kryzys.