Mądry podatek katastralny być może uratowałby polskie dzieci od losu wiecznych najemców, ale prawie na pewno – jeśli rząd się na niego zdecyduje – zostanie wprowadzony w jakiejś idiotycznej formie.
Tymczasem Puls Biznesu od rana donosi, że skandynawski inwestor chce wydać w Polsce 2 miliardy złotych na zakup 10 tysięcy mieszkań na późniejszy wynajem. Puls Biznesu podchodzi do tego czysto biznesowo (nazwa zobowiązuje), ale tych transakcji nie można oceniać też bez perspektywy społecznej. Pisałem o tym w tekście To mogło być twoje mieszkanie na Bemowie w rozsądnej cenie, ale gardzisz podatkiem katastralnym, więc nordycki fundusz kupił ich tysiąc. Stawiane tam tezy pozostają siłą rzeczy aktualne – z tym, że teraz są aktualne 10 razy bardziej bardziej, a sytuacja jest nawet poważniejsza.
Na garnuszku u bogatego Norwega
Są argumenty, które sprawiają, że wieść o tym, że zachodni kapitał masowo skupuje nieruchomości w Polsce, nawet poprawia mi humor. To znaczy, że wielki biznes widzi nadzieję dla pogrążonej w inflacji i politycznym chaosie Polski. To znaczy, że zachodni kapitał z przymrużeniem oka spogląda na zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Ale to znaczy też, że niebawem Polacy będą coraz mniejszymi gospodarzami we własnym państwie, mieszkając na garnuszku u bogatego Norwega. Czy na pewno tego chcemy?
Jak ktoś mi napisze „tak działa wolny rynek”, to domyślcie się co mu zrobię z laczka i co potem zrobię z kopyta. W Polsce nie ma wolnego rynku, państwo wtrąca się w absolutnie każdy sektor funkcjonowania przedsiębiorstw, handlu i obrotu gospodarczego. Jednocześnie kompletnie nie radzi sobie z problemami na rynku nieruchomości, które zresztą częściowo samo wywołało (jak więc tu mówić o wolnym rynku). Piszę częściowo, bo przecież gdyby nie analogiczne błędy w państwach zachodniej Europy, to pewnie nikt nie bawiłby się w inwestowanie w nieruchomości na przedmieściach Moskwy.
Podatek katastralny nas wyzwoli?
Lewica lubi się (jak zawsze) oszukiwać, że budowane w PRL-u bloki z wielkiej płyty to generalnie najlepsze bloki na świecie, ale ja jednak wolę się nie oszukiwać, że dobrze żyć w czymś, co zdaniem tego konstruktorów powinno się rozpaść najpóźniej 10 lat temu, a Stowarzyszenie Miłośników Wielkiej Płyty ma w swoim oficjalnym herbie zsyp i karalucha. Oczywiście nowe budownictwo też ma problemy, a ludziom z gniazdek wieje wiatr. Ale dziś nie o tym, nie dzielmy się tam, gdzie może moglibyśmy się połączyć.
Generalnie jednak dla większości Polaków, którzy nie są influencerami czy elitą menedżerską, własne mieszkanie to bardzo ponura perspektywa. Albo będą mieszkać w rozpadających się ruderach, albo nigdy nie będą na swoim. I oczywiście rozumiem, że dla pokolenia wychowanego w sharing economy to może nie być jakaś absolutnie wielka tragedia, ale ogrom problemów społecznych, które ten stan rzeczy przyniesie w przyszłości jest zatrważający. Ludzie często nie myślą odpowiedzialnie o swoich pieniądzach, ale wynajmowanie to kiepski biznes. Lepiej jest jednak mieć coś swojego. Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że zakup mieszkania to zresztą nie wydawanie, a jedynie transfer pieniądza. Zgadzam się z tym poglądem.
Kilkukrotnie na łamach Bezprawnika postulowałem mądry podatek katastralny, a więc zupełne przeciwieństwo tego, co rzekomo planuje Prawo i Sprawiedliwość (choć te informacje się nie potwierdziły). PiS prawdopodobnie myśli o podatku katastralnym jako narzędziu do zwiększania przychodów budżetowych państwa. Tymczasem powinien on przede wszystkim regulować zapędy na rynku inwestycyjnym, odstraszając wielki kapitał od dominowania sektora, który dziś bardzo jest potrzebny zwykłym ludziom.
Mądry podatek katastralny – czyli jaki?
Być może więc warto pomyśleć o podatku, który służy ludziom, a nie jest za to kolejnym obłożeniem ich obowiązkiem zarabiania na rzecz państwa. Osobiście jestem fanem podatku katastralnego progresywnego, który rośnie wraz z liczbą posiadanych nieruchomości. 4 nieruchomości? 1 procent ich wartości. 5 nieruchomości? 2 procent ich wartości. 6 nieruchomości? 3 procent ich wartości. Liczby oczywiście do dopracowania. Oczywiście nie znaczy to też, że taki podatek jest z definicji słuszny. Podatki są z definicji złe, natomiast państwo powinno być elastyczne i uważam, że akurat Polska 2021 potrzebuje w tym sektorze jakiejś formy interwencji ze strony państwa. Interwencji naprawiającej też – podkreślmy to – błędy państwa.
Ważne jest natomiast, by istniała też kwota wolna od podatku katastralnego. Dom i 2 mieszkania to nie jest inwestor zaburzający rynkiem, to jest naturalna ludzka potrzeba. To realizacja podstawowego prawa do zabezpieczenia przyszłości swojej i swoich bliskich. I nawet jeśli fajnie byłoby uwolnić te nieruchomości do obrotu, to jednak mądry podatek katastralny nie powinien być niemoralny.
Tymczasem zagraniczne fundusze budują całe osiedla, jeśli nie dzielnica, bo Polska jest dla nich relatywnie tanim terytorium, na którym za bezcen mogą we względnie cywilizowanym środowisku realizować swoje ambicje. Odbywa się to kosztem obywateli naszego kraju, a rząd myśli o tym jak opodatkować 60-latkę, która właśnie odziedziczyła mieszkanie po swoim ojcu.