Dotychczas rozmaite rządy słynęły z kreatywnej księgowości przy wskazywaniu swoich sukcesów gospodarczych, ale tak kreatywnego opodatkowywania, na taką skalę, jeszcze nie widziałem.
Z jednej strony rząd ustami wicepremiera Morawieckiego chwali się, że nie podniósł podatków, chociaż w zamian zaoferował imponujący mechanizm przekupstwa elektoratu, który nie ma pojęcia czym jest Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny socjalny.
Podwyżki podatków 2018
Z drugiej – na horyzoncie czeka nas pakiet podwyżek, który równie dobrze zaraz pożre sporą część z otrzymanych 500 złotych na dziecko. O ile w ogóle je dostaliśmy. W przeciwnym wypadku czeka nas po prostu rachunek za rządy socjalistów, przed którym ostrzegaliśmy na łamach Bezprawnika od dwóch lat. I niestety, nad czym ubolewam, nasze przewidywania zaczynają się sprawdzać.
Przeciętny Kowalski nie rozumie dlaczego jest takie ważne, żeby polityk nie kontrolował sądów (long story short: bo tylko niezależne sądy mogą zepsutemu politykowi dać po łapach), natomiast zdecydowanie lepiej na jego wyobraźnię działa informacja o planowanych podwyżkach benzyny. A kiedy na dodatek uświadomimy mu jeszcze, że nie tylko będzie zostawiał więcej pieniędzy na stacji benzynowej, ale też w praktycznie każdym sklepie… Nagle budzi się iskierka zrozumienia dla tego, jak podłym ustrojem gospodarczym jest socjalizm, nawet oparty na najszlachetniejszych i narodowych wartościach.
Że politycy żeby rozdać pieniądze, muszą je najpierw komuś zabrać
PiS nie chce podnosić podatków, bo to źle brzmi – zwłaszcza, że w przeszłości bardzo krytykowali (i słusznie) na przykład podniesienie VAT-u do 23% czy fakt, że podatki to zdecydowana większość pieniędzy, które zostawiamy na stacjach benzynowych. A tymczasem pomimo wyraźnego sprzeciwu obywateli, obecnie forsują w tle opłatę drogową. Przez moment miałem naiwną nadzieję, że to tylko taki happening, który ma na celu przykrycie zniesienia niezawisłości polskiego sądownictwa, ale wiele wskazuje na to, że to tak na poważnie.
Dzisiejszy Super Express podlicza legislacyjne plany władzy. Nie tylko benzyna podrożeje o 25 groszy na litrze. Podrożeje woda. „Najpierw o 20 zł, później nawet o 30-40 zł. Wszystko przez nowe prawo wodne, które zakłada racjonalniejsze gospodarowanie tym surowcem” – pisze dziennik, a sfinansuje ono m.in. choćby zabezpieczenia przeciwpowodziowe.
Ministerstwo Energii celuje w dodatkową opłatę w wysokości 90 złotych rocznie od każdego gospodarstwa domowego na poczet tak zwanego „abonamentu węglowego” i budowy nowych elektrowni. Tabloid przypomina też o tym, że rząd nadal nie wie jak do końca, ale nie spocznie, póki nie znajdzie sposobu, by od każdego obywatela wyciągnąć abonament RTV na finansowanie mediów publicznych.
W tle wyliczanki przewijają się też podatki nakładane na przedsiębiorców, których jednak natura sprawi, że zostaną przerzucone na obywateli korzystających z usług – w postaci podatku bankowego czy podatku dla galerii handlowych. InnPoland szacuje, że podwyżki i nowe opłaty przeciętnego obywatela będą kosztowały około 700 złotych rocznie, choć jest to przecież w dużej mierze uzasadnione od konsumpcji – część z planowanych opłat „atakuje” sprzedawców przynajmniej kilkukrotnie.
Nie będzie też obiecanej obniżki stawek VAT do 22 i 7%.
Prawo i Sprawiedliwość ani nie jest tak dobre jak mówią w TVP, ani nie jest tak złe jak mówią Ci z KOD-u (tzn. o ile przymkniemy okno na zniszczenie polskiego sądownictwa, bo tego nie da się w żaden sposób obronić i to są zdarzenia tak abstrakcyjne i przerażające, że aż trudno uwzględniać je w codziennej dyskusji). Ale miało nie być podnoszenia podatków, co od samego początku wydawało mi się nieprawdopodobne. I tak oto podatki podnoszone są. Kreatywnie, ale państwo będzie na nas pasożytować na jeszcze większą skalę, niż miało to miejsce do tej pory.