Komisja Europejska otrzymała oficjalny wniosek o zarejestrowanie nowej unijnej inicjatywy obywatelskiej. Jej celem jest całkowity zakaz hodowli zwierząt do celów służących człowiekowi. Nie oznacza to bynajmniej, że Unia Europejska w dającej się przewidzieć przyszłości zakaże mięsa i nabiału, zlikwiduje branżę futrzarską oraz wszelkiej maści jeździectwo. Pytanie brzmi: czy powinna?
Nowa inicjatywa to niekoniecznie próba budowy lewicowej utopii, a raczej próba przesunięcia granic w debacie publicznej
Nasz Dziennik informuje o wniosku do Komisji Europejskiej o zarejestrowanie unijnej inicjatywy obywatelskiej o nazwie „End The Slaughter Age”. Należałoby to przetłumaczyć jako „Koniec Epoki Rzezi”. Celem tejże inicjatywy jest całkowity zakaz hodowli zwierząt na cele służące człowiekowi. Czyli w praktyce niemal każdej jej formy. Wprowadzenie takiego postulatu oznaczałoby automatycznie także zakaz produkcji mięsa, nabiału i wszelkiej maści wyrobów skórzanych. Wiązałoby się to także z likwidacją transportu przy użyciu zwierząt, czy nawet rekreacyjnego i sportowego jeździectwa.
Czy to oznacza, że czeka nas wywrócenie do góry nogami naszego dotychczasowego stylu życia? Ależ skąd. Nie chodzi nawet o to, że wewnątrzunijne procedury w sprawie inicjatywy dopiero się rozpoczęły. Teraz jej twórcy muszą w ciągu roku zebrać milion podpisów, by Komisja Europejska musiała zająć się ich sprawą.
Rzecz w tym, że w takim wypadku rezultat wydaje się z góry przesądzony: państwa członkowskie prędzej zmienią traktaty unijne, niż zgodzą się na faktyczną likwidację unijnego rolnictwa. Spośród wiodących sił politycznych Unii Europejskiej tak naprawdę mało jest zainteresowanych budową, jak to ujmuje Nasz Dziennik, „kolejną próbą stworzenia w Europie lewicowej utopii”.
Nie da się zresztą ukryć, że mamy do czynienia raczej z próbą poszerzenia granic dyskusji na temat wykorzystywania zwierząt przez człowieka. Aktywiści z pewnością zdają sobie sprawę z tego, że całkowity zakaz hodowli zwierząt nie ma żadnych szans. Tym niemniej wystosowując radykalne postulaty liczą zapewne na jakiś kompromis przybliżający nieco urzeczywistnienie wegańskiego świata. Co więcej, tego typu inicjatywy stanowią świetną okazję do zaprezentowania szerszej publiczności swoich racji.
Właśnie nad nimi warto się pochylić. Zakaz hodowli zwierząt w Unii Europejskiej to słuszny kierunek, czy może jednak rację ma Nasz Dziennik?
Wbrew pozorom istnieje kilka argumentów, które uzasadniałyby zakaz hodowli zwierząt
Nie da się ukryć, że hodowla zwierząt ma negatywny wpływ na środowisko naturalne. Odpowiada za nawet 18 proc. produkowanych przez człowieka gazów cieplarnianych. W przypadku metanu to aż 40 proc. Słynne „krowie gazy” mogą nas śmieszyć, jednak masowa, globalna hodowla bydła dla celów kulinarnych rzeczywiście prowadzi do określonych skutków.
Co więcej, hodowla to także produkcja pasz. Ekstensywna uprawa soi na pasze, obok rabunkowej polityki leśnej, stanowi jedną z kluczowych przyczyn kurczenia się lasów tropikalnych. Do tego należałoby doliczyć chociażby zanieczyszczanie wody przez hodowlę, czy odzwierzęce patogeny regularnie wylewające się na resztę świata z Chin.
W dyskusji o hodowli zwierząt nie powinno zabraknąć także aspektu moralnego. Produkcja mięsa i skór wiąże się z masową hodowlą zwierząt po to, by je zabić, przetworzyć i zjeść. Niekiedy cały proces odbywa się w warunkach, w których troska o dobrostan przyszłych kotletów i kożuchów jest dość wątpliwa. Najbardziej znanym przykładem są patologie chowu klatkowego i branży futrzarskiej – w tym niehumanitarne uśmiercanie kurcząt. Swoje czarne owce ma jednak także chociażby hodowla koni – w postaci wykorzystywania zwierząt przez dorożkarzy, czy oddawania do rzezi tych, które się „zużyły”.
Skoro więc tyle z tą hodowlą problemów i wątpliwości, to może całkowity zakaz jest dobrym pomysłem? Z punktu widzenia wegan żadne wykorzystywanie drugiej, czującej i często obdarzonej inteligencją istoty nie może być usprawiedliwione. Nawet co bardziej empatyczni „mięsożercy” mają często na tym polu wątpliwości i generalnie są za likwidacja wszelkich patologii. Warto jednak cały problem rozpatrywać w szerszym kontekście.
Czy zakaz hodowli zwierząt w Europie coś zmieni z globalnego punktu widzenia? Nie. Trudno sobie wyobrazić, żeby reszta świata była skłonna przestawić się na weganizm za przykładem Unii Europejskiej. Trudno byłoby sobie wyobrazić Amerykanów rezygnujących ze swoich przyzwyczajeń kulinarnych. W Chinach dostępność wieprzowiny na rynku stała się wręcz kwestią narodowego bezpieczeństwa. W państwach rozwijających się likwidacja hodowli oznacza głód. Klęska głodu oznacza śmierć tysięcy, jeśli nie milionów.
Zniszczenie europejskiego rolnictwa byłoby działaniem irracjonalnym
Trudno byłoby się także doszukać większego zrozumienia dla takiej czysto hipotetycznej decyzji w samej Europie. Nie po to w końcu Unia Europejska dotuje rolnictwo, żeby jednym posunięciem je niszczyć. Wagę posiadania dobrze rozwiniętej branży rolno-spożywczej możemy doceniać teraz, gdy wojna w Ukrainie uniemożliwiła dostawy z tego państwa i ograniczyła te z Rosji. Europie głód nie grozi, Polska nawet za bardzo braków nie zauważy. Co innego reszta świata, która importowała żywność z Ukrainy. Dosłowne zarżnięcie własnego rolnictwa zwiększyłoby ryzyko głodu. Nie mówiąc już o politycznym samobójstwie decydentów.
Warto także zwrócić uwagę na kontrargumentację o charakterze czysto moralnym. Załóżmy, że rzeczywiście wprowadziliśmy całkowity zakaz hodowli zwierząt w Unii Europejskiej. Co dalej z milionami zwierząt, które już nie są człowiekowi do niczego potrzebne? W idealnym świecie właściciele utrzymywaliby je aż do ich naturalnej śmierci, zapewne za unijne pieniądze. Tyle tylko, że Europa ma już jeden kosztowny i ambitny projekt w postaci transformacji energetycznej.
Cóż więc zostaje? Wypuścić na wolność i mieć praktycznie pewność katastrofy ekologicznej, czy może „zutylizować” niepotrzebne zwierzęta? Czytaj: zabić. Wydaje się, że w obydwu przypadkach byłby to skutek dosłownie odwrotny do zamierzonego.
Czego nie jest w stanie zmienić zakaz hodowli zwierząt, to mogłaby dokonać zmiana przyzwyczajeń Europejczyków. W tym celu roślinne zamienniki produktów odzwierzęcych powinny nie tylko być, ale przede wszystkim być dostatecznie tanie, by mogły konkurować na przykład z prawdziwym mięsem. Są smaczne, mogą być nawet zdrowsze. Nie chodzi o wprowadzanie podatków od mięsa, czy zakazów reklamy – nie tędy droga. Dobrze byłoby jednak wdrożyć takie rozwiązania prawne, które nie dawałyby „tradycyjnym” produktom nieuczciwej przewagi nad alternatywami. Dalej niech już rozstrzygną konsumenci.