Polityka prorodzinna Prawa i Sprawiedliwości oparta o rzucanie pieniędzmi w rodziny z dziećmi jak do tej pory nie przyniosła pozytywnych skutków demograficznych. Rządzącym wcale to nie przeszkadza, bo najwyraźniej chcą nam zafundować więcej tego samego. Najnowszym pomysłem jest iloraz rodzinny, a więc ulga podatkowa proporcjonalna do liczby dzieci. Co z bezdzietnymi? Oni za to zapłacą.
Minister rodziny zapowiada ulgę podatkową proporcjonalną do liczby dzieci
Jak podaje portal alebank.pl, w sobotę minister rodziny Marlena Maląg zapowiedziała nowy „prorodzinny” pomysł rządu. Podczas panelu ekonomicznego na X Zjeździe Dużych Rodzin zapowiedziała wprowadzenie kolejnego przywileju dla rodzin z dziećmi. Nie podała przy tym konkretnego terminu, jednak wyraźnie zadeklarowała najważniejsze założenia całej koncepcji.
Zależy nam na tym, aby docelowo – nie chcę podawać daty – przymierzyć się do wprowadzenia tzw. ilorazu rodzinnego, czyli proporcjonalnej ulgi w zależności od liczby dzieci (…) To rozwiązanie wydaje się najbardziej społecznie pozytywne, do tego, by rzeczywiście ulga na dzieci była adekwatna. To rozwiązanie jest już przeliczone; wiemy, ile kosztuje. Jego wdrożenie wymaga jednak przygotowania wielu mechanizmów. To kierunek, który chcielibyśmy przyjąć w przyszłości
Iloraz rodzinny to nie wszystko. Minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk nie tylko poparł jego wprowadzenie, ale też zwrócił uwagę na potencjalny sposób jego wprowadzenia.
Chciałbym, aby docelowo w naszym systemie podatkowym rodzice rozliczali się z dziećmi. (…) Mamy pięcioro dzieci, to dochód dzielimy na siedem i od tego płacimy podatki. (…) Żeby dojść do tego modelu musimy znaleźć +kamienie milowe+ i drobniejsze kroczki, którymi będziemy do tego dochodzić. Żadnego rządu nie stać, aby z roku na rok, to pożądane przez nas wszystkich rozwiązanie wprowadzić
Punktem wyjścia w rozważaniach Bortniczuka jest kwota wolna od podatku. Iloraz rodzinny mógłby zostać wprowadzony poprzez uzależnienie jej wysokości od liczby dzieci.
Na razie państwo, w rodzinie do 2+3 widzi tylko dwa podmioty – męża i żonę. Nie widzi dzieci. Moja propozycja na początek byłaby taka, żeby zaczęło dostrzegać także dzieci. W rodzinach 4+ to de facto funkcjonuje. (…), ale można by rozszerzyć to o rodziny z trojgiem dzieci. Taka rodzina miałaby 150 tys. zł kwoty wolnej. (…) Następnym krokiem mogłoby być objęcie rodzin z dwójką dzieci
Dotychczasowa polityka demograficzna rządu to jedna wielka porażka
Iloraz rodzinny z pewnością stanowi jeden z elementów Strategii Demograficznej 2040. Z punktu widzenia rządzących to kompleksowy program mający pozwolić zmierzyć się z problemami demograficznymi naszego państwa. Trzeba przyznać, że zawiera on szereg całkiem pożytecznych rozwiązań. Chodzi przede wszystkim o postulaty zmian w prawie pracy ułatwiające godzenie rodzicielstwa z karierą zawodową. Są w nim jednak także elementy będące emanacją ideologicznego zafiksowania PiS na punkcie „tradycyjnego modelu rodziny” i dzieci jako takich.
Nie da się przy tym ukryć, że dotychczasowa strategia demograficzna rządzących sprowadzała się po prostu do rozdawania pieniędzy. Polski socjal jest przy tym na tyle specyficzny, że nie polega na redystrybucji pieniędzy od bogatych do biednych. Jego istotą są transfery pieniężne kierowane do osób posiadających dzieci, niezależnie od ich dochodów. Najlepszym przykładem jest tutaj program Rodzina 500 plus. Na politykę demograficzną PiS składają się przede wszystkim bezdzietni, ignorowani przez rządzących na wszystkie możliwe sposoby.
Gdyby tak skonstruowana polityka przynosiła wymierne skutki w postaci trwałej poprawy dzietności, to nie byłoby większych powodów do narzekań. Niestety nic takiego nie miało miejsca. W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci, Polki odkładają decyzję o macierzyństwie. Powodów jest kilka: inflacja i pogorszenie stopy życia, postępujące zmiany kulturowe, zaostrzenie prawa aborcyjnego. Przynajmniej część z tych czynników nie występowałaby, gdyby nie działania samych rządzących. Nie od dzisiaj wiadomo przy tym, że 500 plus nie działa. Ani nie stymuluje wzrostu demograficznego, ani nie ma pozytywnego wpływu na gospodarkę.
Iloraz rodzinny to po prostu więcej tego samego co dotychczas: redystrybucji od bezdzietnych do rodzin z dziećmi
Jak więc w ten szerszy kontekst wpisuje się iloraz rodzinny? To kolejny przykład wspomnianych już transferów socjalnych skierowanych do rodzin z dziećmi kosztem całej reszty. Trudno mówić o jakiejkolwiek sprawiedliwości społecznej w sytuacji, gdy polityka socjalna państwa kręci się ciągle wobec tej samej grupy społecznej.
Co więcej, rząd PiS już teraz przewidział bardzo daleko idące obniżki podatku dochodowego od osób fizycznych. Podstawowa stawka tego podatku spadła do 12 proc., podniesiono kwotę wolną do 30 tys. zł. Na tych zmianach korzystają przecież także rodziny z dziećmi, które mogą liczyć między innymi na 500 plus, 300 plus, Mama plus, czy nawet bon turystyczny.
Owszem, podatek PIT wcale nie jest tak istotnym źródłem dochodów budżetu państwa, jak podatki pośrednie – VAT i akcyza. Znajdujemy się jednak obecnie na progu poważnego kryzysu gospodarczego. Galopująca inflacja pożera wartość nabywczą zawartości portfeli Polaków. Koszty życia systematycznie rosną i będą rosły nadal. Równocześnie nasz kraj postanowił się zbroić na potęgę z powodu zagrożenia ze strony zbójeckiej Rosji i jej białoruskiej satrapii. To naprawdę kiepski moment na dodatkowe rozdawnictwo.
Trudno się także spodziewać, by iloraz rodzinny dał to, czego nie może zdziałać całe mnóstwo innych prorodzinnych programów PiS realizowanych w ostatnich latach. Poprawę dzietności w Polsce może przynieść jedynie stabilizacja sytuacji gospodarczej i poprawa perspektyw dla ludzi młodych. Dotyczy to rynku pracy, dostępności mieszkań, czy nawet opieki zdrowotnej. Dalsze dosypywanie państwowych pieniędzy rodzinom z dziećmi nie przyniesie już niczego pożytecznego. Chyba, że chodzi – jak zwykle – o przedwyborcze stroszenie piórek.