W ostatnim czasie w debacie publicznej znowu pojawiło się hasło „piętnasta emerytura”. Jak zwykle, drugi garnitur obozu rządowego przebąkuje w wywiadach, że by się takie świadczenie przydało. Faktyczni decydenci umywają ręce. Tymczasem mamy kryzys. Żadnej piętnastej emerytury nie będzie. To cud albo wyjątkowe nieszczęście, że w tym roku wypłacają czternastą.
Prezydent Andrzej Duda wcale nie obiecywał wprowadzenia piętnastej emerytury
Można śmiało powiedzieć, że mamy w Polsce kryzys. Ceny gazu wymykają się spod kontroli i zaczynają wyłączać poszczególne gałęzie gospodarki. Problem z węglem i innymi paliwami rządzący próbują gasić specjalnymi zasiłkami. Do wysokiej i stale rosnącej inflacji chyba już wszyscy przywykliśmy. Zbliża się jesień i zima, które zapewne będą jeszcze trudniejsze. W tym właśnie newralgicznym momencie w debacie publicznej padło hasło „piętnasta emerytura”. Czy można znaleźć gorszy moment? Zapewne tak, jeśli poczekamy kilka miesięcy.
Trzeba przyznać, że dziennik „Fakt” po prostu postanowił zapytać polityków Zjednoczonej Prawicy, jak to będzie z tym świadczeniem, które chciał nam wymodlić prezydent Andrzej Duda przed wyborami. Warto na początek przypomnieć, co głowa naszego państwa mówiła w trakcie kampanii wyborczej. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z obietnicą? Okazuje się, że niekoniecznie.
Mam nadzieję, że będzie czternasta emerytura, daj Boże, że będzie potem piętnasta emeryturą aż dojdziemy do tego, że podwyższymy państwu wszystkie świadczenia emerytalne w sposób bardzo znaczący, bo to jest ważne
Trudno te słowa traktować słowa prezydenta z lutego 2020 r. jako cokolwiek więcej, niż pobożne życzenia. Andrzej Duda chciałby, żeby podwyższyć emerytom świadczenia, jak najbardziej. Tylko, że nie obiecywał, że coś w tej sprawie zrobi. I rzeczywiście: teraz przedstawiciele jego kancelarii całkiem słusznie zauważają, że nic nie wiedzą o żadnej inicjatywie ustawodawczej ze strony prezydenta w tej sprawie.
Politykom obozu rządzącego nie chce przejść przez gardło, że nie ma mowy o nowym świadczeniu
Politycy Zjednoczonej Prawicy unikają zabrania jednoznacznego stanowiska w tej sprawie. Była minister rodziny Elżbieta Rafalska podchodzi do tematu realistycznie i wolałaby poczekać z myśleniem o piętnastej emeryturze do momentu, gdy ta czternasta stanie się świadczeniem stałym. Poseł Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski uważa, że takie świadczenie by się przydało. Przytomnie jednak zaznacza, że musiałyby się najpierw znaleźć na nie pieniądze. Słowem: niby by chcieli, ale coś jednak stoi na przeszkodzie.
Tymczasem przedstawiciele rządu najwyraźniej w ogóle nie zaprzątają sobie sprawą głowy. Czemu mieliby, skoro piętnastej emerytury nie będzie? Tak kategoryczne stwierdzenie ma solidne umocowanie w aktualnej rzeczywistości gospodarczej Polski. Nasze państwo ma wystarczająco dużo wydatków o podobnym charakterze: dodatek węglowy, dodatki energetyczne, tarcze antykryzysowe. Do tego pojawił się problem z pieniędzmi z KPO. Gdyby rządzący rzeczywiście chcieli sięgnąć po środki krajowe, musieliby zadłużyć państwo jeszcze bardziej niż do tej pory.
Kolejną przesłanką podpowiadającą, że piętnastej emerytury nie będzie nigdy, jest aktualny stan „czternastek”. Jeszcze nie tak dawno wszystko wskazywało na to, że w 2022 r. czternasta emerytura nie będzie wypłacana. Miał ją zastąpić sukces Polskiego Ładu i rekordowa waloryzacja świadczeń. Sztandarowy program reform podatkowych Zjednoczonej Prawicy okazał się katastrofą wizerunkową, więc rządzący zdecydowali się jednak wypłacić „czternastki”. Trzeba jednak przyznać, że było blisko.
Żadnej piętnastej emerytury nie będzie. Pieniądze na socjalne eldorado już się skończyły
Problem w tym, że świadczenie cały czas ma formę jednorazowego prezentu od państwa. W tej sytuacji szczytem obietnicy ze strony rządzących jest to, że być może w przyszłym roku czternasta emerytura też będzie wypłacona. Prawdę mówiąc, to bardzo prawdopodobny obrót sprawy. W końcu 2023 r. to rok wyborczy, w którym głosy emerytów bardzo się przydadzą Zjednoczonej Prawicy. Można się więc spodziewać, że władza sypnie groszem elektoratowi.
Czy to możliwe, że na finiszu kampanii wyborczej rządzący postanowią jednak wrócić do piętnastej emerytury? Hipotetycznie. Warto jednak zauważyć, że w tym momencie minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg nie przewiduje nawet waloryzacji 500 Plus. Mowa o chyba najważniejszym programie socjalnym wprowadzonym przez rząd PiS. Jeżeli nie ma pieniędzy na jego waloryzację, to tym bardziej piętnastej emerytury nie będzie.
Powinniśmy chyba przywyknąć do myśli, że socjalne eldorado w Polsce powoli się kończy. Pieniądze na ten cel zostały wydane, nowych dochodów brak, za to mnożą się kolejne koszty. Jeżeli zaś ktoś na przekór wszystkiemu wierzy w socjalne obiecanki, to powinien zwrócić uwagę na Węgry. Viktor Orban sypał pieniędzmi w swój elektorat przed wyborami na skalę niespotykaną wcześniej w węgierskich realiach. Gdy tylko upewnił się, że jego władza jest bezpieczna, nastąpiło zakręcenie kurka z socjalem. Można się spodziewać, że w Polsce byłoby dokładnie tak samo.